Recenzja Little Big Adventure Twinsen’s Quest. Czy to remake, którego potrzebowaliśmy?

Recenzja Little Big Adventure Twinsen’s Quest. Czy to remake, którego potrzebowaliśmy?

Od premiery, kultowego w wielu kręgach Little Big Adventure, minęły już ponad trzy dekady. Dzieło Adeline Software jest dla wielu graczy synonimem dzieciństwa i jedną z tych produkcji, które wspomina się z uśmiechem na twarzy. Odświeżona wersja autorstwa studia [2.21] miała dostosować przygody Twinsena do nowych standardów, co pozwoliłoby zrozumieć fenomen kultowej przygodówki z lat 90. kolejnemu pokoleniu. Czy wydany przez firmę Microids remake podołał temu wyzwaniu? Na to pytanie postara się odpowiedzieć nasza recenzja Little Big Adventure – Twinsen’s Quest. Miłej lektury 🙂

Recenzowana gra: Little Big Adventure – Twinsen’s Quest

Ogrywaliśmy na: Steam Deck

Data premiery: 14.11.2024 r.

Platformy: PC, PS4, PS5, XO, XS, Switch

Deweloper: [2.21]

Polski wydawca: Plaion Polska

30 lat minęło jak jeden dzień, czyli szybko!

Choć produkcja Adeline Software jest starsza ode mnie, to w dzieciństwie miałem okazję sprawdzenia swoich sił w tym klasyku. Wspomnienie to jest dość mgliste, co wyraźnie wskazuje, że tytuł nie podbił mojego serca. Liczyłem więc, że studio [2.21] pokaże mi, na czym polega magia przygód Twinsena. Nie będę Was jednak czarował i powiem wprost – srogo się zawiodłem! Twórcy Little Big Adventure – Twinsen’s Quest ewidentnie nie mogli się zdecydować, w którym kierunku ma podążyć ich projekt. Pozbawiona kilku kluczowych elementów produkcja straciła więc duszę, a nowe rozwiązania nie rekompensują tej straty. Całość przypomina raczej niechlujny remaster i daleko mu do poziomu, jaki fanom serii Resident Evil zafundowało studio CAPCOM.

Dość nietypowo zacznę od technicznych aspektów produkcji, ponieważ w gruncie rzeczy nie ma tutaj o czym rozmawiać. Odświeżone LBA nie posiada choćby najprostszych ustawień graficznych. Gracz nie może zmienić nawet takich podstaw jak rozdzielczość (!), co w dzisiejszych czasach brzmi zupełnie jak absurd. Mimo to Little Big Adventure – Twinsen’s Quest sprawdza się świetnie na Steam Decku, utrzymując stałe 60 klatek na sekundę. Żadnych problemów z wydajnością nie zauważyłem również na stacjonarnym PC. Do naszych preferencji możemy dostosować jedynie poziom głośności, wersję językową dialogów oraz schematy sterowania.

W ramach zabawy wcielamy się w postać tytułowego Twinsena, przedstawiciela rasy Quetchów, pochodzącego z posiadającej dwa słońca planety Twinsun. Fakt obecności dwóch gwiazd sprawia, że obszar polarny roztacza się w tym przypadku wokół równika. Pomijając fizyczny punkt widzenia, rozwiązanie to daje nam ciekawy punkt wyjścia dla całego uniwersum. Owo ciało niebieskie zamieszkują także przedstawiciele innych gatunków: Grobosy, Króliczaki oraz Sferosy, żyjący do tej pory w spokoju i harmonii. Genialny naukowiec dr FunFrock za sprawą swojej armii klonów oraz technologii teleportacji przejmuje władzę nad planetą, wypędzając jej mieszkańców na południową półkulę. Niestety, informacje te nie zostają przedstawione graczowi na początku rozgrywki, ponieważ Little Big Adventure – Twinsen’s Quest spłyca całą narrację, wycinając z historii szereg ciekawych szczegółów. Gra sprawia wrażenie mniej mrocznej, jakby skierowanej do najmłodszej grupy odbiorców.

Uporczywe przepisywanie historii na nowo

Odświeżona wersja klasyka od Adeline Software cierpi także ze względu na zmiany fabularne. Nie będę tutaj zdradzał szczegółów historii, jednak na samym początku w oryginale Twinsen zostaje uwięziony w szpitalu psychiatrycznym ze względu na swoje prorocze sny. W przypadku omawianego remake’u wątek ten w ogóle nie występuje, a do placówki zostajemy wtrąceni ze względu na występki przeciwko władzy. Całość traci więc swój mistyczny charakter, który pojawia się potem zupełnie niespodziewanie. Zamiast tego otrzymujemy niezgrabną przemianę przykładnego obywatela w rebelianta. Sprawia to, że finał opowieści jest zupełnie bez wyrazu. Ogólnie fabuła wydaje się dość infantylna, szczególnie ze względu na fakt, że większość wątków zostaje szybko ucięta i zaledwie zarysowana, co raczej nie wciągnie dojrzałego odbiorcy.

W ramach Little Big Adventure – Twinsen’s Quest zmieniono również dość radykalnie główną motywację, napędzającą protagonistę do działania. W tym przypadku przełomowym momentem staje się uprowadzenie siostry głównego bohatera. W przeciwieństwie do oryginału, gdzie ruszaliśmy na ratunek swojej żonie. Postać Zoe pojawia się oczywiście w nowym wydaniu, jako tymczasowa dowódczyni ruchu oporu. Jednak jej rola w opowiadanej historii jest raczej marginalna, co pozwala zapytać o sens takich zmian. Także motywację głównego antagonisty nie są specjalnie wymyślne, a wszystko można zamknąć w utartych schematach „władzy nad światem”.

Twórcy zamiast nikomu niepotrzebnych zmian w fabule powinni przeznaczyć moce przerobowe na dopracowanie nowych i istniejących już wątków. W końcu planeta Twinsun to szalenie ciekawe uniwersum z dużym potencjałem na interesujące zadania poboczne. Znacznej rozbudowie powinny ulec także wszystkie dostępne w grze dialogi. Napotykane postacie niezależne nie mają zazwyczaj nic ciekawego do przekazania, a ich wypowiedzi zamykają się często w jednym zdaniu.

(Nie)przyjemność obcowania z archaizmami

Twórcy ze studia [2.21] chwalą się przygotowanym na nowo sterowaniem, które miało uczynić tytuł bardziej dynamicznym. Zabieg ten zdecydowanie nie poszedł po ich myśli. Poruszanie się w Little Big Adventure – Twinsen’s Quest jest bez dwóch zdań okropne, a postać głównego bohatera to bezwładny kloc, który o dziwo jest aż nazbyt skoczny. Zwiedzanie kolejnych lokacji planety Twinsun to jedna z najmniej przyjemnych aktywności w grze. Zaczynając od lekko pokracznych animacji ruchu, a skończywszy na absurdalnych elementach platfromowych, gdzie każdy kolejny skok to zupełna niewiadoma. System kolizji praktycznie nie istnieje, a mający tendencję do zmieniania kierunku lotu Twinsen wcale nie ułatwia i tak frustrujących już etapów wymagających popisania się zręcznością. Dodajmy do tego masę błędów związanych z wypadaniem poza obszar gry, a otrzymujemy zniechęcającą do dalszej zabawy mieszankę blokowania się na elementach świata oraz scen śmierci związanych z tonięciem w bezkresnych wodach oceanu. W końcu mieszkaniec wysp nie potrafi pływać nawet w kałuży(!), zdecydowanie ma to sens.

Równie przeciętnie prezentuje się także system walki. Ślamazarne rzucanie magiczną kulą w przeciwników to chyba najmniej potrzebny w tej produkcji element. Nie jest to ani przyjemne, ani satysfakcjonujące. Twinsen ma do wyboru dwa typu rzutu, różniące się parabolą lotu i… to w sumie tyle. Wystarczy stanąć odpowiednio daleko, w końcu SI postaci niezależnych praktycznie nie istnieje, aby pokonać dowolnego przeciwnika bez uszczerbku na zdrowiu. Wrogowie mają także tendencje do blokowania się na przeszkodach terenowych. Dla prawdziwych koneserów mamy także system walki wręcz, w ramach którego Twinsen okłada adwersarzy gołymi pięściami (w trakcie przygody otrzymujemy też szablę, ale… trafienie tym kogoś graniczy z cudem). Podchodzenie do przeciwników to jednak bardzo nierozsądny pomysł, w końcu wyposażani w broń palną NPC potrafią wprowadzić nas w permanentny „stunlock” – w uniknięciu ogłuszenia nie pomaga nawet system uników. Walka jest tutaj szalenie irytująca, więc rezygnowałem z niej, gdy tylko było to możliwe.

Pozostałe elementy zabawy również trącą myszką. Wychowany na grach bez wielkich strzałek prowadzących do celu, nie miałem żadnych problemów z dotarciem do końca przygody – mówimy tutaj oczywiście o samej rozgrywce, kilka technicznych „softlocków” zmusiło mnie do wczytywania gry i powtarzania pewnych etapów. W końcu skrypty nie uaktywnią się w przypadku, gdy porozmawiamy z daną postacią zbyt wcześnie, ot twórcy nie przewidzieli, że gracze nie będą szli jak po sznurku za ich wizją odkrywania fabuły. Liczne archaizmy nie przekonają do siebie nowego pokolenia graczy, szczególnie że na tle aktualnej sceny gier niezależnych Little Big Adventure – Twinsen’s Quest wypada po prostu blado. Nagminny backtracking, brak systemu szybkiej podróży, nieprecyzyjnie wyznaczone cele i zadania, pasek życia odnawiany poprzez zbierane serduszku oraz ogólna toporność bijąca od produkcji stoją w kontrze do tego, że studio [2.21] wycięło z niej choćby system postaw. W trakcie zabawy nie uświadczymy więc choćby skradania się. Spłycona i pozbawiona głębi rozgrywka mimo wszystko jest frustrująca i męcząca, chyba nie o taki efekt chodziło.

Omawiane powyżej aspekty są trudne do uchwycenia na statycznych obrazkach. Dlatego postanowiłem wykorzystać najnowszą opcję na Steam dotyczącą nagrywania fragmentów rozgrywki i przygotować dla Was małą kompilację wspomnianych elementów, aby namacalnie zobrazować, jak to wygląda w praktyce. Materiał video przedstawia również aspekt resetowania się świata po wejściu do dowolnego budynku. Oznacza to, że wszelkie przedmioty oraz przeciwnicy pojawią się ponownie na mapie gry, co pozwala całkowicie zaburzyć system ekonomii i zbierać potrzebne na zakupy fundusze w sposób zupełnie psujący immersję.

Grafika schludna, choć… stylizowana

Kontrowersje wzbudzi zapewne także oprawa graficzna. Znane z oryginału płaskie tła zostały zastąpione w Little Big Adventure – Twinsen’s Quest w pełni trójwymiarową grafiką. Stylizowana oprawa może się podobać, ale ortodoksyjni fani będą narzekać. Moim zdaniem wypada ona jednak bardzo sympatycznie. Całość jest czytelna i niewymagająca, więc działa na wspomnianym Steam Decku wyśmienicie. Szkoda tylko braku ustawień graficznych – kilka oczek w dół + TDP na poziomie 7W pozwoliłby wyciągnąć dodatkową godzinę pracy na baterii.

Niczego nie mogę zarzucić za to udźwiękowieniu. Soundtrack skomponowany przez autora oryginalnej oprawy muzycznej wpada w ucho i uprzyjemnia nieco nierówną walkę ze sterowaniem. Dobrze wypadają także w pełni udźwiękowione dialogi, zarówno w angielskiej, jak i we francuskiej wersji językowej. Momentami miałem jednak wrażenie, że niektóre odgłosy otoczenia były nieznacznie spóźnione w stosunku do tego, co widziałem na ekranie.

Na koniec dodam, że zawsze jako plus zaliczam obecność polskich napisów. Nowe przygody Twinsena nie są wyjątkiem, więc niezmiernie cieszy fakt, że tak niszowy projekt otrzymał rodzimą wersję językową. Początkowo obawiałem się o jej poziom, widząc tłumaczenia niektórych opcji wyglądające jak żywcem wyrwane z translatora. Niepokój ten był zupełnie bezpodstawny, a poziom przekładu jest bardzo wysoki. Przetłumaczenie choćby nazwy rasy Rabbibunny jako Króliczaków jest absolutnie ujmujące. Fanów zbierania osiągnięć powinien zadowolić fakt, że zdobycie 100% nie jest dużym wyzwaniem, a pilnowanie zapisów gry oraz znajomość oryginału pozwoli na ogranie setki w jednym podejściu.

Gdzie kupić Little Big Adventure Twinsen’s Quest?

Oferty na cyfrowe wydanie gry znajdziecie na GG.deals. Pudełka trafią na rynek w grudniu.

Czy warto dać szansę Little Big Adventure Twinsen’s Quest?

Moja odpowiedź brzmi – tylko i wyłącznie, jeśli ma się sentyment do oryginału. Little Big Adventure – Twinsen’s Quest to tytuł szalenie niszowy, który nie ma w sobie nic, co przyciągnęłoby nowych odbiorców. Starzy wyjadacze mogą się uśmiechnąć, czując przyjemny przypływ nostalgii. Jednocześnie będą także kręcić nosem na bezsensowne zmiany i znaczne spłycenie historii. Całość stoi w ogromnym rozkroku między nowoczesną oprawą a mnóstwem archaicznych rozwiązań, które uprzykrzają rozgrywkę. Do tego obecność wielu mniejszych i większych błędów oraz niedoróbek. Wszystko to sprawia, że obcowanie z odświeżonymi przygodami Twinsena nie należy do najprzyjemniejszych rozrywek na świecie.


Recenzja Little Big Adventure Twinsen’s Quest. Czy to remake, którego potrzebowaliśmy?

Ocena: 5/10

Z ciężkim sercem muszę przyznać, że nie tego oczekiwałem od odświeżonej wersji kultowego klasyka. Tytuł próbuje być nowoczesny, ma w sobie jednak tyle archaizmów, że obcowanie z nim nie jest zbyt przyjemne. Wyłącznie dla fanów oryginału, którym nostalgia pozwoli wybaczyć wiele.


Co mi się podobało:

  • to nadal kultowy klasyk z lat 90., który szarpie za struny nostalgii
  • stylizowana oprawa graficzna, która może się podobać
  • polska wersja językowa w postaci napisów
  • satysfakcjonujący zestaw osiągnięć
  • wpadająca w ucho oprawa muzyczna od twórcy oryginalnej ścieżki dźwiękowej
  • mimo wszystko ciekawie wykreowane uniwersum z dużym potencjałem na interesujące historie
  • w pełni udźwiękowione dialogi – do wyboru macie angielską i francuską wersję językową
  • świetne działanie na Steam Decku, mimo braku jakichkolwiek ustawień graficznych

Co nie przypadło mi do gustu:

  • okropne sterowanie – nawet pomimo pozbycia się wielu archaizmów
  • ślamazarny i nieprecyzyjny system walki – zupełnie niepotrzebny aspekt gry
  • nagminny backtracking – wielokrotnie zwiedzamy te same lokacje
  • nieprecyzyjnie wyznaczone cele i zadania – jeśli nie znamy oryginału, to czasem nie wiadomo co zrobić
  • infantylna fabuła – całość jest zaledwie zarysowana i niespecjalnie wciąga
  • zmiany w historii względem oryginału, które i tak nie wnoszą nic nowego i zaskakującego
  • mnóstwo błędów i niedoróbek – wypadanie poza świat gry i nieczytelna detekcja kolizji
  • ogólna toporność, która może odstraszyć nowych graczy
  • brak jakichkolwiek ustawień graficznych – nie można nawet zmienić rozdzielczości (!)

Kopię Little Big Adventure Twinsen’s Quest dostarczył PLAION Polska. Dystrybutor nie miał wpływu na treść recenzji oraz ocenę gry.

O autorze

Kamil, można powiedzieć, że jest graczem od urodzenia. Przygodę z grami video rozpoczął za sprawą kultowego Pegasusa. Potem miłość do wirtualnej rozgrywki eksplodowała dzięki pierwszemu PlayStation. Od 2005 roku wierny fan PC, który robi małe wyjątki dla specjalnych okazji (stąd…

Czytaj więcej
Niektóre odnośniki w artykułach to linki afiliacyjne. Klikając w nie lub też finalizując za ich pomocą kupno produktu, nie ponosisz żadnych kosztów. Jednocześnie sprawiasz, że otrzymujemy wynagrodzenie, dzięki któremu praca Redakcji jest możliwa.