
Najładniejsze gry z grafiką pixel art. Nie samym realizmem gracz żyje
„To nie grafika jest najważniejsza!”, można by rzec. Niektórzy gracze oczekują jednak od najnowszych hitów wyłącznie fotorealistycznej oprawy, kiedy innych zadowalają wykonane w prostszy, chociaż równie urodziwy sposób, produkcje. Najładniejsze gry pixel art nie muszą być jednak wcale gorsze ani brzydsze od swoich większych, mogących poszczycić się gigantycznym budżetem, braci. Wystarczy zerknąć sobie na niedawno pokazany remake Dragon Quest 3, czy metroidvaniowe Blasphemous. To fantastycznie wyglądające tytuły – po prostu w nieco inny sposób, i jeżeli ktoś je przekreśla wyłącznie z tego powodu, sam robi sobie krzywdę.
Ranking gier z najładniejszą pixelartową grafiką
Pixel art w grach może przybierać różne formy. Jasne, często ten kierunek artystyczny jest używany jako pretekst przy brakach umiejętności bądź budżetu, ale dzisiaj postaramy wam się udowodnić, że to wcale nie musi być reguła, a pixelartowa grafika może być przepiękna. Miłej lektury!
Tails Noir (Backbone)

Zwierzęcy detektyw próbujący rozwiązywać kryminalne zagadki w świecie podobnych sobie istot. Brzmi znajomo? Jeżeli na myśl przyszło wam The Wolf Among Us, to musimy rozwiać wasze podejrzenia – Bigby jest zdecydowanie zbyt ludzki do tego opisu. Nie to, co Howard Lotor, szop-detektyw.
To właśnie on jest głównym bohaterem Tails Noir, klasycznej przygodówki z elementami skradanki i odrobiną akcyjniaka. Przemierzając posępne ulice Vancouver, mamy względną swobodę działań, a twórcy nie prowadzą nas za rączkę, także wszelki materiał dowodowy będziemy musieli zdobyć sami. Czasami zajdzie też konieczność zakradnięcia się do jakiś pilnie strzeżonych miejsc, gdzie będziemy musieli nie tylko chować się w cieniu, ale i maskować swój zapach, co możemy zrobić – jak to szop – poprzez wytarzanie się w śmieciach.
Owlboy

Pixel art w grach platformowych jest bardzo często wybieranym kierunkiem artystycznym. Twórcom jego wykorzystanie przychodzi z różnym skutkiem, ale na całe szczęście deweloperzy z D-Pad Studios podołali zadaniu, a wydany przez nich w 2016 roku na PC (a w 2017 na resztę platform) Owlboy prezentuje się naprawdę zjawiskowo.
Jedną z ciekawszych mechanik Owlboya jest fakt, że jej główny bohater – Otis – nie pokonuje wrogów i licznych przeszkód sam, w większości musząc korzystać z pomocy ludzkich towarzyszy. Aby to zrobić, chwyta ich w swoje szpony, a później przenosi do kolejnych miejsc, a oni wykonują daną czynność za niego. Czy warto było czekać aż 5 lat od pierwotniej zapowiedzi? Naszym zdaniem tak.
Animal Well

Chyba nikt nie spodziewał się tego, że najładniejsze gry pixel art będzie w stanie wydać YouTuber. Bądźmy szczerzy, kiedy słyszy się, że jakiś twórca z tej platformy sygnuje coś nazwiskiem swoim (bądź swojej firmy) zazwyczaj nie patrzymy na to przesadnie przychylnym okiem. No, chyba że akurat mowa o uwielbianym videogamedunkeyu, który może i sam nie stworzył, ale przekazał w nasze ręce bardzo pomysłowe i wciągające Animal Well.
Czym ono jest? To metroidvania, ale bardzo nietypowa, oniryczna, z nastawieniem raczej na rozwiązywanie zagadek, a nie walki. Potrafi być przy tym piekielnie wymagająca, a niektóre łamigłówki będą wam w stanie przepalić zwoje mózgowe. Jeżeli akurat szukacie oryginalnego, nieszablonowego przedstawiciela gatunku, to bardzo dobrze trafiliście.
Chained Echoes

Niejeden zachodni twórca próbował odtworzyć sukces starszych JRPG pokroju Final Fantasy – z różnym skutkiem. Często ciężko było im uchwycić „to coś”, co jest tak charakterystyczne dla rolplejów z Kraju Kwitnącej Wiśni. Byle czego byśmy wam jednak nie polecali, także specjalnie wybraliśmy produkcję, której się to udało – mowa o Chained Echoes.
To tytuł, który oddaje hołd klasykom na każdym kroku, będąc nie tylko wypełnionym po brzegi nawiązaniami (nawet do produkcji tak niszowych, jak nieco zapomniane Okage: Shadow King), ale i po prostu mający „duszę”. Fabuła wciąga, system walki bawi, a postacie z marszu da się polubić. Oprawa graficzna to przy tym wszystkim wyłącznie przyjemny, niewielki dodatek.
Blasphemous

Jeżeli piekło wygląda tak, jak świat przedstawiony w Blasphemous, to nic, tylko brać się i mówić paciorek. Obie odsłony to może i nie najładniejsze gry pixel art, bo to nawet nie on buduje ten niesamowity klimat, ale ciężko nie docenić kierunku artystycznego, mocno czerpiącego z chrześcijańskich podań i biblijnych wersetów.
Całość jest dwuwymiarowym soulslike z wyraźnie zarysowanymi elementami metroidvanii. Poza starciami z potężnymi bossami będziemy też pokonywać liczne wyzwania platformowe, czy odkrywać nowe przejścia we wcześniej odkrytych lokacjach. Kiedy uda nam się odkryć już wszystko, nie pozostanie nic, jak tylko odpalić równie dobrą dwójeczkę.
Metal Slug 3

Tak na dobrą sprawę w zasadzie cała seria Metal Slug mogłaby się tutaj dzisiaj znaleźć – to nie tylko piekielnie grywalne arcade’ówki, ale i dalej świetnie wyglądające tytuły. Każdy fan jako swoją ulubioną odsłonę mógłby wskazać inną część, a my postawiliśmy akurat na klasyczną trójeczkę.
Na czym polega rozgrywka? Ano prościej być nie może – lecimy przed siebie (czasami nad siebie) i rozwalamy wszystko, co stanie nam na drodze. Akcja jest wartka, mocno przesadzona, i wypełniona toną sympatycznego humoru. W trakcie przemierzania kolejnych etapów będziemy mogli – poza oczywiście zbieraniem masy power-upów – wsiadać do pojazdów, siejąc śmierć, zniszczenie i pożogę.
Eastward

Nie ma to jak klasyczna, dwuwymiarowa Zelda! Większość wydanych przed laty odsłon tej serii to gry z najładniejszą grafiką pixel art (ach, to A Link to the Past!), ale niestety, jeżeli akurat nie posiadamy jakiejś konsoli Nintendo, nie będziemy mieli możliwości ich sprawdzić. Nic straconego, bo zawsze można odpalić coś podobnego, tylko bez Linka w roli głównej, jak na przykład postapokaliptyczne Eastward.
W trakcie przygody wcielamy się w górnika Johna, który opiekuje się tajemniczą, małą dziewczynką, Sam. W trakcie rozgrywki będziemy musieli naprzemiennie korzystać z umiejętności obu postaci, zarówno w trakcie walki, jak i rozwiązywania licznych zagadek środowiskowych. Eastward stylistycznie mocno przypomina klasyczne anime, szczególnie te z okolic lat 90.
Sea of Stars

Sea of Stars, spin-off (a konkretniej daleki prequel) The Messenger kazał nam na siebie bardzo długo czekać. Twórcy obiecywali przy tym naprawdę sporo, bo poza faktem, że mieliśmy dostać duchowego następcę kultowego Chrono Triggera, to do stworzenia ścieżki dźwiękowej zaangażowano samego Yasunoriego Mitsudę, kompozytora, którego możecie kojarzyć m.in. z Chrono Cross oraz Xenogears. Czy się udało?
Jeżeli mowa wyłącznie o kwestiach oprawy audiowizualnej – zdecydowanie tak. Nawet najładniejsze gry pixel art z ostatnich kilku lat muszą Morzu Gwiazd ustąpić miejsca, bo zróżnicowane lokacje potrafią zachwycić, a jeżeli dodamy do tego idealnie dobraną do konkretnych sytuacji muzykę, to można się na kilka chwil zatracić. Całość niekoniecznie dorównuje grafice (po konkrety zapraszamy do np. naszej recenzji sprzed roku), ale dla niej samej warto SoS chociażby na kilka chwil odpalić.
Songs of Conquest

Trudno znaleźć w Polsce bardziej kultową strategię od słynnego Heroes of Might & Magic 3. Ta produkcja jest popularna jednak w przeciwieństwie do Gothica nie tylko w Kraju nad Wisłą, ale i poza naszymi granicami, czego dowodem są jej liczni duchowi następcy. Jednym z najlepszych, takim prawdziwym listem miłosnym do fanów całej serii, jest świeżutkie Songs of Conquest.
Tytuł gry nie jest tylko na pokaz, bo po zwycięskich bitwach bardowie będą sławić nasze podboje, dodając kolejne zwrotki, abyśmy u kresu przygody mogli odsłuchać całą piosenkę. Twórcy poza tym nie wymyślają koła na nowo, stosując sprawdzone mechaniki, co najwyżej lekko je przystosowując do współczesnych standardów.
Octopath Traveler II

Przeuroczy pixel art w grach RPG to ostatnimi laty domena Square Enix. Studio zapoczątkowało modę na wydawanie gier w oprawie, jak sami określili jako „HD-2D”. To stylistyka przypominająca ruszające się dioramy, co w praktyce prezentuje się wybornie. Spod skrzydeł Japończyków dostaliśmy już całkiem sporo produkcji tego typu, w tym sequel tej, która ten trend zapoczątkowała – Octopath Traveler II.
Jedynka miała swoje problemy, głównie pod względem narracji,. Dwójce na całe szczęście udało się je całkowicie wyeliminować. Dodatkowo, wzorem chociażby Final Fantasy, możemy zacząć od razu od niej, bo poza rzeczami takimi jak nazwy własne itp., nic ich nie łączy – ba, akcja rozgrywa się nawet w całkowicie innym świecie. Co je jednak łączy, to zdecydowanie fakt, że to absolutnie najładniejsze gry utrzymane w „pikselowej” stylówie. OTII polecamy wszystkim, a w szczególności fanom klasycznych, turowych JRPG.
Łowcy, a jakie są waszym zdaniem gry z najładniejszą grafiką pixel art.? Koniecznie dajcie nam znać w sekcji komentarzy!