Recenzja Revenge of the Savage Planet. Nikt nie pytał, każdy potrzebował

Ostatnie lata w gamedevie to istny rollercoaster dla wielu deweloperów gier wideo, którzy musieli sprostać dynamicznie zmieniającej się sytuacji na rynku. Problemy dotknęły również twórców Revenge of the Savage Planet, a mimo wszystko udało im się stworzyć nie tyle leniwą kontynuację, ile pełnoprawny sequel, stawiający na zupełnie nowe rozwiązania. Czy warto było czekać? Tego dowiecie się z naszej recenzji. 

Recenzowana gra: Revenge of the Savage Planet

Ogrywaliśmy na: PC

Data premiery: 8.05.2025 r.

Platformy: PlayStation 5, Xbox Series, PC

Deweloper: Raccon Logic

Polski wydawca: Raccoon Logic

O ile można mieć uzasadnione wątpliwości co do tego, ile faktycznie osób stało za Clair Obscur: Expedition 33 (zapewne więcej niż 30), tak w przypadku Revenge of the Savage Planet o takich liczbach właśnie mówimy, nie licząc skromnego outsourcingu. Jest to istotne w kontekście wypowiedzi szefa studia, niejakiego Reida Schneidera, który podkreśla, jak trudne i ważne okazało się ustawienie nowego zespołu po uprzednim zamknięciu Typhoon Studios. Jeszcze na początku 2021 roku realizowali oni Journey to the Savage Planet mające być tytułem na wyłączność dla platformy chmurowej Stadia.  Wielki projekt Google oczywiście nie przetrwał próby czasu i trafił do kosza, na szczęście wybranym osobom z teamu udało się porozumieć z gigantem i przejąć prawa do franczyzy. Wtedy też zapadła decyzja o otwarciu Raccoon Logic i stworzeniu, za pomocą środków od firmy Tencent, kolejnego tytułu o kolorowych planetach w rozległym kosmosie.

Wake up bro, you’re fired!

Jeżeli graliście w poprzednią odsłonę, to zapewne pamiętacie, iż nie stroniła ona od frywolnych żartów. Revenge of the Savage Planet podtrzymuje ten styl, uzupełniając go o kąśliwy meta-komentarz dotyczący byłego pracodawcy, a zarazem nawiązuje do postpandemicznych turbulencji, kiedy to rynek sztucznie i w bezmyślny sposób ulegał nasyceniu, by ostatecznie uruchomić falę zwolnień trwających po dziś dzień. Główny wątek fabularny pozwala bowiem wejść w buty szalonego kolonizatora badającego nieznane rejony kosmicznej przestrzeni. Szybko okazuje się jednak, że zostajemy zwolnieni, ponieważ zatrudniająca nas korporacja Alta InterGlobal dochodzi do wniosku, iż eksploracja wszechświata jest w dłuższej perspektywie za droga i zbyt ryzykowna, toteż lepiej pozbyć się problemu zawczasu. Pozostawieni sami sobie, plądrujemy nieskończone uniwersum w celu znalezienia sposobu na bezpieczny powrót do domu. 

Skromny kreator postaci proponuje wybór facjaty na zdjęciu czy barwę głosu, ale nic ponadto, gdyż nasz bohater jest już z góry sprofilowany. Natomiast nie będziemy w tej podróży osamotnieni, ponieważ wyprawom na każdym kroku towarzyszy mały latający robot, skutecznie podsuwający drobne wskazówki i nie stroniący od komentowania otaczającego nas środowiska, co przekłada się na kolejne pokłady nietuzinkowego humoru. Luźne podejście do tematu i zaakcentowanie slapstickowego sznytu uwypuklane jest także przez animację ruchu protagonisty, który niby delikatnie, a jednak bez jakiegokolwiek wyczucia stąpa po delikatniejszych powierzchniach, ślizga się po wodzie i nabiera rozpędu do biegu niczym postać wyjęta prosto z kreskówki. Wszystko to obnaża podstawową zmianę jaka zaszła względem oryginału, mianowicie przejście do perspektywy trzecioosobowej. Twórcy romantyzowali z takim ujęciem już w trakcie prac nad Journey to the Savage Planet i zdecydowali się ostatecznie na ten ruch, chcąc zwyczajnie dokonać czegoś nowego i stworzyć więcej przestrzeni dla wspomnianego już humoru, wszak śmieszne wygibasy nie miałyby szans na żadną prezencję, gdyby pozostawiono grę w FPP.

Złap je wszystkie

Revenge of the Savage Planet, dzięki TPP, zyskało również sporo ciekawych sekcji platformowych, gdyż jako action-adventure stanowi dość obszerny mix kilku gatunków. Miotając wybranymi przedmiotami, pozostawiamy na otoczeniu kleksy, co może przywodzić na myśl vibe Splatoona, z kolei piękne środowiska kolorowych planet przypominają poniekąd o finezyjnym Outer Wilds. Przede wszystkim jednak na pierwszy plan wysuwa się tutaj konwencja metroidvanii, co zaszyte jest zresztą w bazowy wątek całej opowieści – musimy łapać stwory i badać je, co daje dostęp do wytwarzania kolejnych narzędzi, bez których ani rusz. Zatem to także gra kładąca mocny nacisk na eksplorację, pozyskiwanie surowców i późniejsze inwestowanie ich w rozwój umiejętności.  

Ekipa z Raccoon Logic przygotowała dla graczy cztery planety, plus dodatkową, na której zmierzymy się z jednym z głównych antagonistów. Każda z nich to odrębny biom o unikalnej tematyce z wyraźnym podziałem na środowiska. Idealnie nadają się do niezobowiązującej eksploracji w poszukiwaniu nowych zasobów, nie przytłaczając swoją wielkością, oferując przy tym kilka poziomów. Fauna, składająca się z licznych roślin, potężnych skał i innych, niezbadanych obiektów, wygląda absolutnie fenomenalnie, a całości dopełnia piękny nieboskłon z widokiem na pozostałe ciała niebieskie. Na mapie, oprócz surowców niezbędnych do dalszego rozwoju, znajdziemy chociażby maszyny służące za punkty teleportu, duże grzyby o właściwościach elektryczno-fizycznych (zawsze powiązana jest z nimi jakaś zagadka), przypominające ogromne kokony, pomarańczowe jaja zwiększające energię naszej postaci i wiele więcej. Jeżeli motyw przewodni stanowi eksploracja nieznanego, to fundamentalną mechaniką jest skanowanie otoczenia za pomocą skanera i zbieranie informacji o otaczającym świecie. W taki sposób rozpoznajemy też słabe punkty istot żywych, które następnie ogłuszamy i łapiemy, przenosząc do laboratorium. Większość z nich ma pokręcone nazwy typu Raccocco, Crusher czy Wardrill i aparycją przypominają (mniej lub bardziej) ziemskie zwierzęta – pozyskiwanie informacji na ich temat pomaga graczowi stworzyć unikalną dokumentację dotyczącą rozwoju potrzebnych narzędzi, a złapane gatunki obejrzymy i wejdziemy z nimi w interakcję w bazie wypadowej. 

Skoro o lokum mowa, to Revenge of the Savage Planet oferuje rozbudowę placówki badawczej – w środku postawimy dosłownie wszystko, od szafek kuchennych, przez nowy komputer, aż po stół bilardowy. Przez pierwszą połowę gry bawiłem się w ustrajanie wnętrza, aczkolwiek potem straciłem zainteresowanie, traktując całość jako zbędny dodatek. To, co mnie w środku zazwyczaj interesowało, to podstawowe maszyny, obok których nie mógłbym przejść obojętnie. Gwóźdź programu to rzecz jasna drukarka 3D, pozwalająca na craftowanie przedmiotów i ulepszanie umiejętności z klasycznym dobrodziejstwem inwentarza, jak na każdą szanującą się metroidvanię przystało. Broń palna, pociski wybuchowe, podwójny skok czy dashowanie to absolutne podstawy, natomiast z biegiem czasu łapiemy stwory i dokonujemy badań, żeby zdobyć bardziej nietypowe akcesoria, pozwalające oddychać w środowisku trujących gazów, albo pływać pod wodą. A skoro już przy pływaniu jesteśmy, to twórcy zaskakują kapitalnym cross-overem i dają szansę na zdobycie kostiumu Dave’a, znanego z Dave the Diver, pierwszy raz w pełnym 3D. 

Od czasu do czasu zawalczymy z większym przeciwnikiem, lecz wyzwania te wypadają słabo i sprowadzają się do powtarzania w kółko tych samych czynności (bossowie nie mają nawet swoich kolejnych faz). Ogólnie rzecz biorąc Revenge of the Savage Planet nie jest tytułem wymagającym i być może stąd bierze się poczucie pewnej rutyny, co uważam za największą bolączkę – zdecydowanie lepiej znaleźć sobie kompana do rozgrywki. Deweloperzy zadbali nie tylko o multiplayerowego co-opa, ale również o funkcję split-screen, niestety nie wszystko było od razu dostępne, a sam nie miałem możliwości, aby zagrać z drugą osobą na podzielonym ekranie. Myślę jednak, iż w takim układzie gra ma szansę dużo zyskać, ponieważ gameplay loop jest dosyć prosty i istnieje szansa, że po kilkunastu godzinach delikatnie się wynudzicie.

O taki sequel nic nie robiłem

Co najważniejsze zaś, cały świat jest spójny w swej skali i nigdy nie miałem poczucia, że czegoś jest za dużo, albo za mało. Faktycznie rutynowość zadań może wybić z rytmu, jednakże raczej nie będzie mieć to znaczenia, kiedy przestaniemy grać solo. Mamy tutaj sporo rzeczy do zrobienia i jeszcze więcej głazów, pod które warto zajrzeć, w związku z czym wspólne wyprawy mają szansę być bardzo owocne. Końcowa faza gry stawia na bardziej różnorodne wyzwania, kiedy to wykonujemy zlecenie na czas albo utrzymujemy się, walcząc z nacierającą falą przeciwników. Trafimy też w miejsca, gdzie wrogów pojawi się całe mnóstwo – wtedy nie tylko musimy pilnować swojego paska staminy, ale i zwinnie unikać strzałów, bo gra operuje żywiołami i nieraz zdarzy się, że ktoś nas na przykład zamrozi. Nieco bardziej złożone aktywności wymagać będą interwencji dronów – dzięki nim dostaniemy się w ciasne, niedostępne dla protagonisty miejsca. 

Napomknąłem wcześniej, Revenge of the Savage Planet wygląda bajecznie – tak jest również w sferze samej oprawy graficznej, choć obeszło się bez wyszukanych ficzerów. Nie uświadczycie tutaj zaawansowanego globalnego oświetlenia i ray-tracingu, choć tytuł śmiga na Unreal Engine. Ogrywając wersję pecetową na laptopie z mobilnym układem RTX 3070 i Ryzenem 5800H na pokładzie miałem zapewnioną rozdzielczość 1440p, średnio ponad 70 klatek na sekundę i wszystkie opcje praktycznie na maksimum. Jest to zatem mało wymagająca i dobrze zoptymalizowana gra, której podoła większość leciwych już sprzętów. W kwestii audio także nie mam zastrzeżeń, tym bardziej, iż w ucho wpadło mi sporo motywów muzycznych, szczególnie tych towarzyszących starciom z bossami.

Gdzie kupić Revenge of the Savage Planet?

Najlepsze oferty na grę studia Raccoon Logic znajdziecie na GG.deals.

Revenge of the Savage Planet mogło być kolejną, bezpieczną kontynuacją, ale stało się zdecydowanie czymś więcej. Zmiana perspektywy pozwoliła uwypuklić znakomity humor, bo patrząc na gibającego się bohatera, kopiącego po tyłkach stwory niczym kurczaki w Fable, nie sposób nie uśmiechnąć się pod nosem. Wpłynęło to również pozytywnie na sekcje platformowe, które są dynamiczne i często pozwalają rosnąć levelom wertykalnie. Eksploracja daje sporo frajdy, a motywuje do niej drukarka 3D, gdzie czekają znane z innych gier, aczkolwiek wciąż bardzo fajne upgrade’y – wystarczy tylko trochę się wysilić i pozbierać niezbędne surowce. Deweloperzy obiecali dłuższą rozgrywkę, tym razem na 15-20 godzin i słowa dotrzymali, ponieważ wstrzeliłem się w ten przedział idealnie, kończąc przygodę na osiemnastu. Brakuje jeszcze polskiej wersji językowej i choć skomplikowaniu tekstów daleko do Disco Elysium, to dla samego komfortu fajnie byłoby mieć wybór. Finalnie wyszło naprawdę nieźle i mam tylko nieodparte wrażenie, iż wyciągnąłbym z Revenge of the Savage Planet jeszcze więcej, gdybym miał znajomego u boku.


Ocena: 7,5/10

Nie wiem, czy to czarny koń tego roku, ale z pewnością udana kontynuacja, która wprowadza konkretne zmiany względem oryginału i potrafi je uzasadnić. Jest dobrze, a z partnerem może być jeszcze lepiej.


Na plus:

  • świetny design planet
  • obszerna eksploracja, dużo surowców do zdobycia
  • perspektywa trzeciej osoby
  • humor
  • mnóstwo ulepszeń
  • ciekawy mix gatunkowy
  • dobrze zoptymalizowana
  • split-screen i sieciowy co-op

Na minus:

  • gra jest raczej prosta
  • granie solo może przytłoczyć
  • brak polskiej wersji językowej

Kopię Revenge of the Savage Planet otrzymaliśmy dzięki życzliwości Renaissance PR oraz Raccoon Logic.

O autorze
Publicysta, Recenzent

Szary człowiek, niespełniony dziennikarz, trochę marzyciel. Grami zauroczony od wczesnego dzieciństwa, gracz głównie konsolowy, aczkolwiek szanujący wszystkie platformy. Autor różnych tekstów związanych z branżą, które na przestrzeni lat znalazły się w kilku dziwnych miejscach Sieci. Od 2023 roku peryferyjny współpracownik…

Czytaj więcej
Niektóre odnośniki w artykułach to linki afiliacyjne. Klikając w nie lub też finalizując za ich pomocą kupno produktu, nie ponosisz żadnych kosztów. Jednocześnie sprawiasz, że otrzymujemy wynagrodzenie, dzięki któremu praca Redakcji jest możliwa.