Recenzja Aliens Dark Descent

Recenzja gry Aliens Dark Descent na PS5 i PS4. Jedna z najlepszych gier w uniwersum Obcego

Filmy o ksenomorfach nadają się idealnie do przeniesienia na grę wideo, czy to w postaci survival horroru, czy strzelanki. Tym większe było moje zdziwienie, że jedną z najlepszych gier z tego uniwersum stała się debiutująca po cichu strategia czasu rzeczywistego, w dodatku ogrywana na padzie! Jak do tego doszło? Na to pytanie odpowie nasza recenzja Aliens: Dark Descent.

  • Recenzowana gra: Aliens: Dark Descent
  • Ogrywaliśmy na: PS5 i PS4
  • Data premiery: 20.06.2023 r.
  • Platformy: PC, PS5, PS4, Xbox Series, Xbox One
  • Deweloper: Tindalos Interactive
  • Polski wydawca: Cenega

Automatic twin-stick shooter survival horror z elementami strategii. O czymś zapomniałem?

Czasami podjęcie ryzyka i sięgnięcie po grę „na ślepo”, nie wiedząc, czym dokładnie jest, może okazać się wybawieniem. Do nowego Obcego siadałem z przeświadczeniem, że to nic innego, niż kolejny klon XCOMa. Jakie było moje zdziwienie, kiedy już w pierwszych sekundach prologu zostałem sprowadzony na ziemię! Właściwie to na księżyc Lethe, gdzie rozgrywa się większość wydarzeń przedstawionych w recenzowanym Aliens: Dark Descent. Nad samą fabułą pochylę się za chwilę, bo to nie ona gra tutaj główne skrzypce, a rozgrywka. Już na starcie pragnę rozwiać wszelkie wątpliwości: Dark Descent nie jest turówką. Mało tego, nie można jej zaklasyfikować również jako RTSa (real-time strategy). Izometryczny Obcy łączy ze sobą mnóstwo różnych gatunków, serwując naprawdę oryginalne połączenie. Gdybym miał go opisać jednym zdaniem, posłużyłbym się nagłówkiem tej sekcji, chociaż nawet taki łamacz językowy nie oddaje w pełni istoty tej gry.

Rozgrywka została podzielona na dwie warstwy, które przeplatają się ze sobą w wielu aspektach. Pierwszą z nich jest zarządzanie i rozwój bazy na księżycu Lethe, będącym azylem dla pozostałych przy życiu ludzi oraz drugą, w postaci desantów Marines, gdzie sterujemy poczynaniami czteroosobowej drużyny. Najpierw weźmy na tapet samo schronienie, bo – o dziwo – jego rozwój wcale nie jest skomplikowany. Do dyspozycji dostajemy koszary, w których rozwijamy Kolonialnych Marines i przypisujemy im nowe klasy oraz umiejętności. Do kwater medycznych trafiają ranni, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, żołnierze. Zebrane na misjach materiały wykorzystamy w warsztacie na rozwój nowych pukawek, a laboratorium posłuży ludzkości do badania próbek ksenomorfów, dzięki którym można odblokować modyfikatory zwiększające prawdopodobieństwo wyjścia z potyczek bez szwanku.

Praktycznie każda opcja dostępna w bazie jest połączona z tym, co wydarzy się podczas desantu Marines. Skrupulatne przeszukiwanie wszystkich lokacji przyniesie więcej zasobów, które spożytkujemy na rozwój nowych broni masowej zagłady. Im większe manto ksenomorfy spuszczą drużynie, tym dłużej ranni żołnierze będą przebywali w ambulatorium. Uzdrowienie najbardziej obitych ludzi może zająć nawet kilka dni, co przyspieszymy, oddelegowując do pomocy jednego z nielicznych lekarzy, których ocalimy podczas desantów. Im więcej misji dany Marine się podejmie, tym większa szansa, że nabawi się choroby psychicznej, niczym w Darkest Dungeon. Wtedy musi oddać się dodatkowemu leczeniu u psychiatry, co również wyłącza go z działania na kilka kolejnych dób. Warto dbać o stan swoich żołnierzy, bowiem w im gorszej są formie, tym będą bardziej rozkojarzeni podczas akcji, co często przekłada się na ich zgon.

W recenzowanym Aliens Dark Descent każdy człowiek jest na wagę złota, stracenie postaci, której doświadczenie rosło przez ostatnie kilkanaście godzin, boli niemiłosiernie i przekłada się na efektywność całej drużyny. Żołnierze dzielą się na kilka klas, zwykłego szeregowego można awansować między innymi na sierżanta, medyka czy technika, dzięki czemu otrzyma dostęp do nowych umiejętności. Medyk sprawniej uleczy swoich współtowarzyszy, technik złamie zabezpieczenia w danej placówce, otwierając bezpieczniejszą drogę do celu, a sierżant będzie trzymał w ryzach cały zespół. Niskie morale wpływają na efektywność drużyny, im żołnierz bardziej zestresowany, tym zacznie popełniać więcej błędów, a nawet zostawać w tyle względem reszty Marines, ryzykując bycie rozszarpanym przez Obcego. Podczas desantów sterujemy wszystkimi czterema postaciami jako jednym bytem, który otwiera ogień automatycznie, kiedy pojawi się zagrożenie. Można im wydać indywidualny rozkaz, jak zhakowanie panelu, czy otworzenie skrzynki z amunicją, ale po wykonaniu zadania i tak dana osoba dołączy do reszty grupy. Nie sposób ich rozdzielić, ponieważ nawet czteroosobowy team ma niskie szanse na przeżycie, kiedy zaczyna się losowy najazd ksenomorfów.

Im dłużej zostajemy na danej mapie, im więcej walczymy, tym zwiększa się agresja Obcych. Niejednokrotnie przeważające siły wroga zmuszą do porzucenia misji i wrócenia do bazy. Tutaj każdy krok musi być przemyślany, zapuszczenie się jeden pokój za daleko może kosztować życie podopiecznego. Chociaż Aliens Dark Descent jest „tylko” strategią, to sprawdza się nad wyraz dobrze jako survival horror. Nawet na chwilę nie można złapać oddechu, pikający radar przyprawia o szybsze bicia serce, a uczucie bycia zaszczutym nie opuszcza gracza aż do napisów końcowych. Poziom trudności jest niesamowicie wyśrubowany. Nawet wybierając średnie wyzwanie, w mgnieniu oka możemy pożegnać się z życiem świetnie wyszkolonych wojaków. Ba, początkujący mogą nie podołać także i „na łatwym”. Całość potrafi dać w kość, co za tym idzie Dark Descent nie jest produkcją przeznaczoną dla graczy oczekujących relaksującego wieczoru. Stres gracza rośnie wprost proporcjonalnie do stresu Marines i to jest w tym wszystkim piękne. Żadna inna strategia nie wzbudziła we mnie tylu różnych emocji, od strachu, przez panikę, na uldze kończąc. Każda bezpieczna ewakuacja z desantu jest niczym kamień spadający z serca. Fantastyczne uczucie.

Lwią część czasu spędzimy przemierzając lokacje niczym w serii Alien Breed. Pójdź tam, ubij tego facehuggera, otwórz te drzwi, przeszukaj tę skrzynkę. Elementy strategiczne pojawiają się dopiero w momencie, kiedy zaczyna się naprawdę duże oblężenie ksenomorfów. Do dyspozycji dostajemy aktywną pauzę, podczas której wydajemy żołnierzom rozkazy. W zależności od ich doświadczenia, sami między sobą wybiorą, który z nich nadaje się najlepiej do konkretnego zadania. Rozkazując uleczyć współtowarzysza, automatycznie zajmie się tym medyk, do hakowania komputera wystartuje technik, a snajper zajmie się ściąganiem szarżujących obcych. Gracz nie ma nad nimi żadnej kontroli, co samo w sobie nie jest jednak problemem, kiedy cała potyczka rozgrywa się dosłownie w ułamku sekund. Sztuczna inteligencja wie lepiej, na co ją stać, ale trzeba ją wspomóc między innymi określeniem, który korytarz pokryć ogniem zaporowym, gdzie rozstawić miny, a gdzie wieżyczki szturmowe.

Możliwości jest bez liku, a że przeciwnicy mogą pojawić się dosłownie wszędzie, całość jest niesamowicie dynamiczna. Podczas rozgrywki musimy brać pod uwagę takie czynniki jak odwagę żołnierzy, doskwierający im stres, wyczerpanie, ilość amunicji oraz to, ile jeszcze razy możemy skorzystać z umiejętności bohaterów, bowiem nie można obrzucić przeciwników dziesiątkami granatów. Użycie lepszych broni jest bardzo ograniczone i chociaż z biegiem czasu ponownie otrzymujemy do nich dostęp, to podczas jednej potyczki trzeba mocno przemyśleć kiedy (i czy!) używać granatnika lub strzelby. Dnia by nie starczyło, gdybym miał punktować każdy system zaimplementowany w tej grze, dlatego musicie mi wierzyć na słowo – nie sposób się tutaj nudzić.

Co mówi Ellen Ripley na Giewoncie? „Nostromo!”

Główną bohaterką historii jest Maeko Hayes, zastępczyni administratora na kosmicznej stacji Pioneer, należącej do (nie)sławnej korporacji Weyland-Yutani. Szychy z korpo próbując przetransportować stacją ksenomorfy doprowadziły do katastrofy, przez którą Hayes wylądowała na pobliskim księżycu Lethe i została zarządcą USS Otago, służącego za bazę wypadową dla pozostałych przy życiu pracowników. Z biegiem kolejnych misji cała opowieść nabiera coraz większego rozpędu i trzyma w rękawie parę asów w postaci zwrotów akcji. Nie zwykłem zdradzać zbyt wiele z fabularnych aspektów, szczególnie, jeśli historia jest nad wyraz dobra, dlatego zaciskam zęby i nic więcej w tej kwestii nie napiszę.

Podkreślę natomiast, że całość mogłaby posłużyć za scenariusz do kolejnego filmu o Obcym i stawiam orzechy przeciwko dolarom, że zostałby przyjęty znacznie lepiej, niż ostatnie obrazy, które mogliśmy obserwować na srebrnym ekranie. Szkoda, że przerywniki filmowe w grze zostały wykonane co najwyżej średnio. Przy oddalonej kamerze Aliens Dark Descent wygląda bardzo dobrze (a co najważniejsze – klimatycznie), ale na zbliżeniach w cutscenkach widać wszystkie braki. Brak synchronizacji głosów z ruchem ust, koślawe animacje i niezbyt ostre tekstury. Niestety, nie ma gier idealnych, chociaż Dark Descent jest do tego miana niezwykle blisko.

Strategia na padzie nie mogła się udać. A jednak!

Osobną kwestią pozostaje to, jak Aliens Dark Descent działa na konsoli. Słuszne obawy wzbudza samo sterowanie, strategie na kontrolerze to nadal kontrowersyjny temat, więc tym bardziej cieszę się, że mogę rozwiać wszystkie wątpliwości. Grając na padzie zupełnie nie odczułem, że tracę cokolwiek względem klawiatury i myszki. Sterowanie jest intuicyjne, a wydawanie rozkazów pojedynczej jednostce sprawia, że gryzoń wcale nie jest potrzebny. Wszystko jest pod ręką i nie ma wymogu przełączania się między różnymi oddziałami. Kamera czasem potrafi zwariować i wystrzelić na przeciwną stronę mapy, ale to nie jest kwestia samego kontrolera. Co więcej, naciskając gałkę, można momentalnie wrócić do miejsca, w którym aktualnie przebywają Marines.

Na PlayStation 5 nie uświadczyłem żadnych większych błędów. Obraz w rozdzielczości 4K jest ostry jak żyleta, grafika schludna i przejrzysta – choć, z uwagi na sam motyw gry, miejscami zbyt ciemna. Stałe 60 klatek na sekundę sprawia, że do tej wersji Aliens: Dark Descent po prostu nie można się przyczepić. Co innego, jeśli odpalamy grę na PS4. Tutaj już tak kolorowo nie ma. Brak wygładzania krawędzi i drobne przycięcia dają się we znaki, a długie czasy ładowania (nawet do 40 sekund!) potrafią zniechęcić. Konsola jest na rynku już od dekady, więc nikogo taki stan rzeczy nie powinien dziwić.

Czy warto zagrać w Aliens: Dark Descent?

Tak, tak, tak i jeszcze raz tak! Tym bardziej w takiej cenie premierowej. I niech nikogo nie zrażą strategiczne elementy. Aliens: Dark Descent to tak niesamowity miszmasz gatunkowy, że każdy znajdzie coś dla siebie. Przede wszystkim to jedna z najlepszych growych adaptacji tego uniwersum i świetny survival horror. Pomimo izometrycznego rzutu kamery i sterowania kursorem, idealnie nadaje się do grania na padzie. Dzięki aktywnej pauzie (a raczej „aktywnemu spowolnieniu”) można zapanować nad największymi potyczkami, podczas których w ciągu kilku sekund rozstrzygnie się los Kolonialnych Marines. To nie jest gra dla osób o słabych nerwach, chociaż na pierwszy rzut oka tego nie widać. Bezradność i uderzenie adrenaliny, kiedy obserwujemy jak połamani żołnierze próbują uciekać do transportera przed hordą ksenomorfów to coś, co należy odczuć na własnej skórze. Dla mnie Aliens: Dark Descent to czarny koń 2023 roku.


Recenzja Aliens Dark Descent

Ocena: 9/10

RTS, który trafi w gusta graczy omijających strategie. Praktycznie nieskazitelna mieszanka gatunkowa, wykorzystująca do cna swój rodowód.


Co mi się podobało:

  • Niesamowity miks gatunkowy – takiej strategii jeszcze nie było
  • Długa i zróżnicowana kampania dla jednego gracza rozwijająca uniwersum
  • Klimat Obcego wylewający się z ekranu
  • Bardzo wysoki poziom trudności, nawet w trybie „Easy”. Za sekundę nieuwagi możemy zapłacić życiem wszystkich Marines
  • Intuicyjne sterowanie na padzie
  • Dobra optymalizacja
  • Polskie tłumaczenie
  • Przystępna cena premierowego wydania

Co nie przypadło mi do gustu:

  • Zarządzanie bazą mogło zostać bardziej rozbudowane
  • Animacje i mimika ludzkich postaci w wyreżyserowanych scenach
  • Kamera potrafi zwariować, przeskakując na drugi koniec lokacji

Gdzie kupić Aliens Dark Descent najtaniej?

Łowcy, jeśli recenzja Aliens Dark Descent zachęciła Was do gry, zapraszamy do naszego przeglądu ofert, gdzie znajdziecie najlepsze promocje na pudełkowe i cyfrowe wydania nowego Obcego.

Niektóre odnośniki w artykułach to linki afiliacyjne. Klikając w nie lub też finalizując za ich pomocą kupno produktu, nie ponosisz żadnych kosztów. Jednocześnie sprawiasz, że otrzymujemy wynagrodzenie, dzięki któremu praca Redakcji jest możliwa.