Recenzja Agatha Christie: Morderstwo w Orient Expressie. Zmarnowany potencjał wspaniałej historii

Recenzja Agatha Christie: Morderstwo w Orient Expressie to wyjątkowo trudny przypadek – tytuł dźwiga na swoich barkach brzemię ponadczasowej historii, której przeniesienie na grunt elektronicznej rozrywki nie jest wcale takie proste. Dlaczego? Odpowiedź znajdziecie w poniższym tekście.

Recenzowana gra: Agatha Christie: Morderstwo w Orient Expressie

Ogrywaliśmy na: PlayStation 5

Data premiery: 19.10.2023 r.

Platformy: PlayStation 5, Xbox Series, PC, Switch

Deweloper: Microids Lyon

Wydawca: Microids

Kiedy stare spotyka nowe

Microids to bardzo płodny wydawca, szczególnie w ostatnim czasie. Jeszcze w sierpniu bieżącego roku firma wrzuciła na półki sklepowe całkiem ciepło przyjęte Agatha Christie – Hercule Poirot: The London Case przygotowane przez Blazing Griffin, by zaledwie dwa miesiące później dostarczyć do rąk graczy kolejną grę z serii, tym razem stworzoną przez ich wewnętrzny oddział z Lyon. Trzeba kuć żelazo, póki gorące, aczkolwiek na tle ostatniej odsłony Morderstwo w Orient Expressie zdawało się mieć na siebie inny pomysł, podążając tym samym nieco mniej wytartą ścieżką. Niestety, chyba nie do końca wyszło tak, jak powinno.

Przede wszystkim warto odnotować, że taka gra już się kiedyś ukazała – w 2006 roku developerzy z AWE Productions podjęli się własnej reinterpretacji klasyka gatunku, gdzie gracz wcielał się w detektywa-amatora Antoinette Marceau, a główna linia fabularna została rozszerzona o dodatkowe wątki. Spoglądając przez pryzmat czasu, mógł to być dobry sygnał ostrzegawczy dla twórców najnowszej adaptacji, ponieważ i tutaj podejmowana zostaje próba ingerencji w materiał źródłowy, a jest to, w największym możliwym uproszczeniu, stąpanie po cienkim lodzie. Microids Lyon pozwoliło wcielić się nam w uznanego detektywa Herkulesa Poirota, który dostaje pilne wezwanie do Londynu. Aby zyskać na czasie, wybiera podróż słynnym pociągiem kursującym akurat w ramach swojego jubileuszu.

Trzeba bowiem odnotować, iż akcja przeniesiona została do czasów współczesnych, konkretnie do naprawdę niedalekiej przyszłości (grudzień 2023) i jest to jedna z fundamentalnych zmian względem samej powieści. Okazuje się, że bilety na podróż nie są już dostępne, jednakże bohater szczęśliwym trafem spotyka swojego przyjaciela, niejakiego Bouca, który z racji bycia dyrektorem linii kolejowej Compagnie Internationale des Wagon-Lits załatwia mu współdzielony przedział. W trakcie kursu Herkules poznaje niejakiego Ratchetta, który w obawie o swoje życie, prosi protagonistę o pomoc, jednakże ten odmawia. Maszyna po czasie zatrzymuje się z powodu silnych opadów śniegu blokujących tory, a pasażerowie dowiadują się o brutalnym morderstwie popełnionym w jednym z pokoi. Herkules Poirot postanawia rozwikłać zagadkę tajemniczej śmierci, a pikanterii całej historii dodaje fakt, że wśród podróżujących wciąż znajduje się anonimowy zabójca. Główny motyw brzmi bardzo zachęcająco, nieprawdaż?

Trudna sztuka bycia detektywem

Schody zaczynają się w momencie, kiedy uświadomimy sobie, że świetna fabuła to zasługa królowej kryminałów, a nie produkcji samej w sobie. Agatha Christie: Morderstwo w Orient Expressie próbuje rozwijać poszczególne wątki i na potrzeby adaptacji implementuje jeszcze jedną grywalną postać, czyli policyjnego detektywa, Joannę Locke. Nie zdradzę kulis jej wtargnięcia do pociągu, natomiast po spotkaniu z głównym bohaterem historia rozgałęzia się na dwie ścieżki – Herkules zajmuje się bieżącym sprawami, a panna Locke przedstawia nam wydarzenia w formie retrospekcji i rzuca więcej światła na kryminalną przeszłość wspomnianego Ratchetta. Szkoda, że trzeba było przerzucać całość do teraźniejszości, żeby w ogóle wnieść jakąkolwiek wartość dodaną do głównej linii fabularnej – nie wchodząc w szczegóły, wydarzenia związane z nową postacią mają nieco większą wagę dopiero przy samym końcu gry, ale zdecydowanie nie są tak ciekawe, jak zwroty akcji z oryginalnej powieści.

Jutro premiera Agatha Christie: Morderstwo w Orient Expressie na PC i konsolach. Grę kupicie od 138,61 zł

Jako gra przygodowa, w której nieustannie wskazujemy i klikamy na różne rzeczy, Morderstwo w Orient Expressie sporo traci z racji trybu trzecioosobowego. Poprzednia odsłona cyklu jest w rzucie izometrycznym zgrywającym się estetycznie z rozgrywką typu point&click. Tutaj zaś tryb TPP mocno ogranicza zakres pola widzenia i staje się zwyczajnie zbędny. Gwoździem do trumny jest fakt, że literalnie przez blisko połowę gry poruszamy się między ciasnymi wagonami. Skoro jest to tzw. „bazowa” lokacja eksplorowana przez gracza, to powinna prezentować się przyzwoicie – niestety, nic z tych rzeczy. Developerzy próbowali ubarwić otoczenie, dodając pięknie wyglądające odbicia, wszak podróżujemy epokowym środkiem transportu, wypełnionym ręcznie wyrabianymi elementami. Cały środek błyszczy się jednak nienaturalnie niczym lakierowane drewno pokrywające przedziały, co bardziej irytuje, niż zachwyca, a recykling assetów i motyw kopiuj/wklej są tutaj wykorzystywane na potęgę, o czym poświadczą wystroje baru albo restauracji. Geometria obiektów przywodzi na myśl produkcje z ery PS3, kiedy to brak jakichkolwiek tekstur czyniących rzeczy dookoła nierównymi i bardziej naturalnymi przytrafiał się grom z niższej półki.

Do procesu twórczego zaangażowano niejakiego Cedrica Peyraernay, character-designera mającego na koncie pozycje pokroju Prey, Diablo IV czy Dishonored 2 (szczególnie ta ostatnia prezentuje wyśmienite modele postaci, które swoimi kształtami i ogólną aparycją odbiegają od rzeczywistości). W Orient Expressie czuć wyraźnie tę samą kreskę, lecz starania artysty w ostatecznym rozrachunku idą na marne, bo raz, że stylistyka gry i tak marnie sili się na realizm, to dwa, kiepska mimika niszczy cały efekt. Jest to o tyle irytujące, iż w trakcie historii docierają do nas kilkukrotnie tragiczne wiadomości wynikające z pewnych plot-twistów, a na twarzach uczestników zamiast emocji malują się grymasy złożone z trzech ruchów na krzyż. Kiedy pomyślę sobie dodatkowo o zapętlonej melodii lecącej w tle, to przechodzą mnie ciarki. Naprawdę przykre, że w tytule mocno akcentującym zaskoczenie i trzymanie w napięciu nie postarano się nawet o dynamiczny soundtrack.

No shit, Sherlock!

Oczywiście tym, co interesuje nas najbardziej, jest sam przebieg rozgrywki i wynikające z niej mechaniki. Agatha Christie: Morderstwo w Orient Expressie i na tym polu rozczarowuje – trzymająca w napięciu historia autorki zmieszana jest tutaj z mało wyszukanymi, prymitywnymi zadaniami. Przez większość czasu mamy do czynienia z puzzlami, gdzie musimy ułożyć poszczególne elementy w odpowiedniej kolejności, a zagadki są przeplatane konwersacjami z pasażerami. Jasne, niektóre z nich potrafią zająć i wypadają całkiem nieźle, jak choćby rozkładanie matrioszki, otwieranie pozytywki czy naprawa urządzenia do cytrusów, aczkolwiek w żadnym razie nie wnoszą nic ekscytującego do gatunku. Natomiast uzasadnienie, dla którego pałamy się takimi zajęciami, jest wręcz absurdalne i wynika z braku pomysłu twórców na poprowadzenie rozgrywki w inny sposób.

Rozumiem, że graczy trzeba czymś zająć i wprowadzić w zasady rządzące grą, aby móc w ten sposób zrezygnować z nudnych cut-scenek między kluczowymi rozmowami, które mogłyby stać się nazbyt inwazyjne. Jednak wymyślanie zagadek dla najlepszego detektywa świata nie poszło najlepiej, a część z nich wręcz ubliża inteligencji. Choćby w pierwszej godzinie, gdy już dostaniemy się do lokomotywy, wspomniany przyjaciel Bouce prosi o fatygę w zamian za załatwiony bilet – chce ustalić jaki owoc znajduje się w konsumowanym przez niego deserze i w formie śledztwa, drogą czystej dedukcji próbujemy ustalić, czy mamy do czynienia z truskawkami, czy też malinami.

Komiczne zadania przytrafiają się częściej – raz zmuszony byłem przerzucać kartony z jednego kąta luku bagażowego do drugiego, tylko po to, żeby dana postać łaskawie udzieliła mi potrzebnych informacji. Dochodzą do tego nieprzemyślane rozwiązania i wpadki – nie tylko nie pchniemy fabuły o dalej jeśli nie porozmawiamy z odpowiednią osobą w wybranym momencie, ale dosłownie nie ruszymy się z ciasnego pokoju, bo drzwi zblokuje drugi towarzysz. Raz potrzebowałem wydusić coś z pracownika kuchni, który zgodził się pogadać, pod warunkiem że dostarczę mu ulubionego drinka. Barman rzecz jasna od razu skojarzył trunek, gdyż jak sam stwierdził, robi go często, ale teraz nie da rady nic przygotować, chyba że…załatwię mu składniki.

Szczytem absurdu okazała się z kolei pewna próba złamania kodu w sejfie – polegało to na wsłuchiwaniu się w ciszy w pracę zamka, terkoczącego charakterystycznie, kiedy trafiło się na odpowiednią liczbę. Sprawa niezbyt skomplikowana, ponieważ pokrętło otaczał okrąg, symbolizujący zniekształcenia, tym silniejsze, kiedy mechanizm trafił na właściwy numer. Wszystko wydawało się być w porządku, aż nagle osoba stojąca tuż za moimi plecami zaczęła głośno i nieustannie powtarzać w kółko różne kwestie, byleby tylko zagłuszyć dźwięki sejfu. Nie dość, że było to irytujące i totalnie zbędne (bo widzę przecież po ruchach białego kręgu, kiedy trafiam dobrą liczbę), to na dodatek wypowiadane przez niego zdania zapętlały się i tworzyły istną kakofonię, powodującą krwotok z uszu. Próbując utrzymać powagę, w tamtym momencie zwyczajnie zaśmiałem się na głos z niedowierzania. To z pewnością dało radę wymyślić inaczej i zrobić lepiej, bo dla przykładu produkcje traktujące o Sherlocku Holmesie potrafiły lata wcześniej mieć bardziej wyszukane zagadki. Ba, niedościgniony Myst z 1993 roku o wiele ciekawiej angażował nasz zmysł słuchu.

Zostaje jeszcze kwestia samego śledztwa i sposobu, w jaki je przeprowadzamy. Cóż, na tej płaszczyźnie też nie ma mowy o rewolucji. Agatha Christie: Morderstwo w Orient Expressie zawiera raczej skromną mechanikę dedukcji. Zbieramy fakty i układamy je sobie w głowie, co często polega na kolejkowaniu małych kafelek jedna po drugiej, albo łączeniu w pary zdarzeń czy powiązanych ze sobą osób. Dociekamy wszystkiego i podważamy każde alibi – Herkulesowi idzie to sprawniej, gdyż ma on dosłownie mapę myśli zwizualizowaną w głowie, natomiast interfejs Joanny Locke to zbiór notatek (przynajmniej na początku). System jest banalny, a jego ciemną stroną jest fakt, iż przez wszystkie możliwości możemy się zwyczajnie przeklikać, aż trafimy na właściwe rozwiązanie. Zapomnijcie o snuciu podejrzeń i wysuwaniu wniosków na dłuższą perspektywę, które po czasie mogłyby okazać się ślepą uliczką i wyprowadzić nas na manowce – tutaj nawet jak nie wiesz, co robić, to klikając na oślep w końcu i tak trafisz.

Mechanika konfrontacji działa tak samo – mamy w garści oponenta przyłapanego na kłamstwie, ale nic z tym na dłuższą metę nie zrobimy. Z racji złożonego materiału źródłowego i mnogości nazwisk osób reprezentujących przeróżne nacje, developerzy postanowili dodać podpowiedzi. Sam skorzystałem z nich kilka razy, właśnie dlatego, że nie miałem już siły szperać w notatkach, by przypomnieć sobie imiona podejrzanych pochodzących z pięciu różnych narodowości. Co gorsza, nawet jak już prowadzimy dialogi, to są one mało złożone – praktycznie ciągle zadajemy wszystkim te same pytania, a raz wybrana opcja kończy się biernym słuchaniem drugiej osoby. Zero dopytywania w trakcie i generalnie brak rozbudowanych ścieżek dialogowych, co dla takiej pozycji mogłoby okazać się wodą na młyn i autentycznie urozmaicić gameplay. Naprawdę szkoda.

Twardy orzech do zgryzienia

Agatha Christie: Morderstwo w Orient Expressie to przeciętna gra. Nie robi za wiele, aby pomóc odnaleźć się ponadczasowej historii w medium gier wideo, które wymaga czasem pewnych niekonwencjonalnych rozwiązań. W kwestii fabuły twórcy są wierni oryginalnej opowieści (i chwała im za to), trafiają się też nie najgorsze elementy typu puzzle-solve. Cała reszta pozostawia jednak sporo do życzenia, począwszy od mało wyszukanego trybu detektywistycznego, przez ułomne wręcz zadania, aż na nijakiej oprawie audiowizualnej skończywszy. Ukończenie tytułu może zająć nawet więcej niż 15 godzin, ale już sam nie wiem, czy to na pewno dobra informacja. Seria zdecydowanie miała swoje lepsze momenty.


Ocena: 5,5/10

Historia Agathy Christie zawsze się wybroni, ale to nie wystarczy. Zbyt dużo rzeczy zostało tu niedopracowanych, aby mówić o godnej adaptacji Morderstwa w Orient Expressie.


Co mi się podobało:

  • fundamenty oryginalnej powieści nie zostały naruszone
  • czasami przyzwoite elementy puzzle-solve
  • długość rozgrywki
  • polska wersja językowa

Co nie przypadło mi do gustu:

  • brak drzewek dialogowych
  • prymitywne zadania do wykonania
  • przeciętna oprawa graficzna, w szczególnosci mimika postaci
  • słabe udźwiękowienie, brak dynamicznego soundtracku
  • mało wyszukane mechaniki detektywistyczne

Kopię Agatha Christie: Morderstwo w Orient Expressie dostarczył PLAION Polska. Dystrybutor nie miał wpływu na treść recenzji oraz ocenę gry.

O autorze
Publicysta, Recenzent

Szary człowiek, niespełniony dziennikarz, trochę marzyciel. Grami zauroczony od wczesnego dzieciństwa, gracz głównie konsolowy, aczkolwiek szanujący wszystkie platformy. Autor różnych tekstów związanych z branżą, które na przestrzeni lat znalazły się w kilku dziwnych miejscach Sieci. Od 2023 roku peryferyjny współpracownik…

Czytaj więcej
Niektóre odnośniki w artykułach to linki afiliacyjne. Klikając w nie lub też finalizując za ich pomocą kupno produktu, nie ponosisz żadnych kosztów. Jednocześnie sprawiasz, że otrzymujemy wynagrodzenie, dzięki któremu praca Redakcji jest możliwa.