
Weekend na kanapie. Podzielcie się swoimi gamingowymi planami (29-31 marca)
Dzisiaj mija równo tydzień od, prawdopodobnie, najbardziej przepakowanego premierami dnia w tym roku. Dragon’s Dogma 2, Rise of the Ronin, Księżniczka Peach, a może zupełnie coś innego? Dajcie znać, w co będziecie grali w okresie świątecznym.
W co gra Venom?

Jak raz udało mi się trzymać swoich postanowień i poprzedni weekend upłynął mi pod znakiem Kraju Kwitnącej Wiśni. Dzisiaj wpadła moja recenzja Rise of the Ronin, do której serdecznie zapraszam. Skoro Ronin skończony, to czas na Dragon’s Dogma 2. Dopiero wczoraj znalazłem więcej czasu, żeby na poważnie przysiąść do DD2 i jestem bardzo rozczarowany. Pozycja ta bardzo mi się podoba, problem w tym, że nastawiałem się na grę „projektowaną pod mikrotransakcje”, a gdyby nie szum w Internecie, nawet nie wiedziałbym, że mogę tam na coś wydać pieniądze, bo po kilku godzinach nigdzie mi tego nie sugerowano. Obecność MTXów w tytułach za 340 zł to pomyłka i śmianie się prosto w twarz graczy, ale nagonka na Dogmę eskalowała do tego stopnia, że „znawcy” tematu bojkotują tę grę, szerząc na jej temat kłamstwa, żeby dowieść swojej pseudoracji. Sam jestem za krytyką tego typu chwytów, ale przynajmniej wypadałoby się zorientować z czym dokładnie się walczy. Powtarzanie po kimś nieprawdziwych informacji nikomu nie służy. Na przykład nieprawdą jest, że za prawdziwe pieniądze można kupić szybką podróż. Kupuje się kamienie do postawienia punktu szybkiej podróży, sam przedmiot dający możliwość fast travel trzeba odblokować na własną rękę w grze.
Mówienie, że Dragon’s Dogma 2 zostało zaprojektowane pod wyciągnięcie dodatkowych pieniędzy, jest zwykłym fałszem, który wypływa od graczy nie mających żadnej styczności z tą serią. Mechaniki dwójki działają dokładnie tak samo, jak w jedynce w 2012 roku. To mikrotransakcje są projektowane pod grę, a nie na odwrót. Zresztą już pomijając MTX, największym grzechem i tak jest optymalizacja, DD2 na PS5 działa po prostu słabo. Z tego samego powodu odbiłem się od Dark Arisen na PS3, ta seria niestety tak już ma. Po ponad dekadzie w końcu się zmusiłem, żeby przeboleć technologiczne bolączki i część nadchodzących świąt spędzę na walce z cyklopami i spadającymi klatkami. Wspominałem już, że Dragon’s Dogma 2 nie jest pay-2-win? Tak? To przepraszam!
Przez weekend mam jeszcze w planach rzucić okiem na Sand Land, debiutujące w Disney+. Gry raczej kupować nie zamierzam, ale z ciekawości sprawdzę animca. A nuż mnie nakręci na egranizację mangi.


W co gra Seyonne?

W weekend grane będzie dość oszczędnie. Zamierzam odwiedzić rodziców, wiadomo, święta, a to zawsze wiążę się z dodatkową pracą. Tym bardziej że wiosna uderzyła z pełną mocą, a zresztą na wsi i bez tego zawsze jest sporo do roboty. W poniedziałek natomiast to ja będę dla Was wygrzebywał gdzieś z zakamarków Internetu promocje, co też nieco ograniczy ilość wolnego czasu.
Ten zamierzam wykorzystać na dalsze postępy w The Last of Us Part I. W zeszłym tygodniu wyrażałem powątpiewanie w to, że polubię gry Sony, a jednak! W końcu udało się natrafić na coś, co wzbudziło mój zachwyt. Jeśli poziom nie obniży do końca, tytuł ten z pewnością zawędruje na czołowe miejsca na mojej liście najlepszych gier. Ta dbałość o detale, przyzwoita fabułka, bijąca na głowę miałkie opowieści z dzieł PSS, z którymi dotychczas miałem do czynienia i wymagający gameplay (choć największą trudnością dla mnie jest celowanie przy pomocy pada), pozostaną ze mną na długo. Z TLoU mam właściwie tylko jeden większy problem, który niestety, ale kompletnie wybija mnie z immersji. Sekwencje, w których kryję się przed wrogo nastawionymi ocalałymi, starając się nie wystawiać na ich wzrok, podczas gdy Ellie, jak gdyby nigdy nic, przebiega bezpośrednio przed ich oczami, a oni ją ignorują. Ehh, no ja wiem, ja rozumiem sens takiej kontrukcji gry, ale i tak to boli, zwłaszcza w zestawieniu, gdy reszta jest tak dopracowana, że łatwo wczuć się w świat.
Drugim z tytułów, do którego zamierzam zasiąść, jest Terra Invicta. Na tego reprezentanta gatunku grand strategy ostrzyłem sobie ząbki od dawna, wciąż jednak coś powstrzymywało mnie od wydania stówy na grę, w którą, być może ze względu na chroniczny brak czasu, mogę pograć tylko w krótkich sesjach. Zapewne z tego powodu szybko odpadnę, i już nigdy nie wrócę. Skoro jednak pozycja ta pojawiła się w Game Passie, trzeba skorzystać. Podzielę się moimi doświadczeniami, jak już sprawdzę. PS. Oczywiście nie odmówię sobie też kilku meczyków w Battlefield 2042.


W co gra Kerrou?

W Princess Peach: Showtime zrobiłem już wszystko, co chciałem, także planowane na weekend dozbieranie kilku brakujących znajdziek odpada. Zbliża się Wielkanoc, ale okropnie tych świąt nie lubię – zresztą ogólnie wiosna to nie do końca „moja” pora roku. Mimo wszystko jakieś tam przygotowania trzeba poczynić, co na pewno nieco czasu zabierze, ale oby nie aż tak znowu wiele, a odrobiny odpoczynku zaznać się jednak uda.
Pomysły na weekendowe granie mam dwa, i tak będąc z wami całkowicie szczerym… jeszcze nie wiem, na co padnie. Pierwszy to próba dokończenia NEO: The World Ends With You, przy którym – w przeciwieństwie do jedynki – bawię się świetnie, ale z jakiegoś powodu schodzi mi z nim strasznie długo. Ot, kilka dni dosyć intensywnych sesji, a później całe tygodnie przerwy, bo, a to jakaś duża premiera, a to brak czasu, a to jeszcze coś innego. Alternatywą jest powrót do pierwszego Baten Kaitos na Switchu, które zacząłem ogrywać gdzieś tak w okolicy premiery… no i tak jakoś schodzi mi do teraz. Chciałbym pokończyć co tam na „Pstryczku” mam pozaczynane jeszcze przed premierą następcy konsoli (niezapowiedzianej co prawda, ale chyba wszyscy domyślamy się, że już raczej bliżej, niż dalej), a obie części „Batena” się na tej liście znajdują.
Ach, prawie też już wyczyściłem wszystko w 10 rozdziale Final Fantasy VII: Rebirth, i bardzo chciałbym tę przygodę doprowadzić do końca. Męczy mnie ona straszliwie, ale nie lubię porzucać zaczętych gier, w których zdążyłem już zawędrować całkiem daleko. Zwieńczenie trylogii będzie musiało być naprawdę wybitne, żeby poprawić moje ogólne wrażenia, a jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Chyba moja niechęć do siódemki jest po prostu za silna, żebym się z tymi remake’ami mógł polubić.
Więcej pewnie niż grał, będę oglądał anime, bo w końcu zacząłem Frieren: Beyond Journey’s End. Czekałem na jego premierę, znałem wcześniej odrobinkę mangę (ale tylko tak tyci-tyci, sam początek), ale wszechobecny hype (i tona durnych „zbereźnych” memów) tak mi tę produkcję zniszczyła, że nie mogłem się za nią zabrać aż do teraz. Tak już mam, że narzekanie mi nie będzie w stanie czegoś zepsuć, mogę być jedyną osobą na świecie lubiącą dane dzieło, ale już ekscytacja bombardująca mnie z każdej strony i windująca oczekiwania – jak najbardziej. Zobaczymy, co to będzie tutaj, pewnie za tydzień napiszę coś więcej, bo i po kilku pierwszych odcinkach wypowiadać się jeszcze za bardzo nie chcę.


W co gra Nesus?

W ten weekend będzie ciężko o czas na granie, w końcu mamy święta. Co by nie mówić, lubię ten czas spędzany z rodziną i całą tę otoczkę związaną z przygotowaniami, więc jedyną odskocznią związaną z graniem będzie zapewne Steam Deck. Konsola Valve to chyba jeden z moich najlepszych zakupów ostatnich lat. Dzięki niemu odgruzowałem nieco swoją kupkę wstydu. Na pewno więc znajdę chwilę, aby dozbierać ostatnie osiągnięcia w Guacamelee! Super Turbo Championship Edition. Nie mam pojęcia, jakim cudem umknął mi do tej pory ten indyczek, ale na Hard Mode jest to szalenie satysfakcjonująca pozycja.
Z myślą o przenośnym PC od Gabe’a Newella kupiłem ostatnio także kilka gier za grosze, więc zdecydowanie znajdę chwilę, aby pograć w jedną z nich. Na pierwszy ogień pójdzie Death Crown, czyli 1-bitowy RTS, który został idealnie zoptymalizowany pod sterowanie padem. Produkcja ta ma w sobie coś urzekającego. Do tego odświeżony Quake II, idealnie nadający się na niezobowiązujące sesje. Swoją drogą jest to moim zdaniem jedna z najlepiej odświeżonych produkcji na rynku – geniusz wymyślił, aby dodać tutaj kompas, który pozwala z łatwością odnaleźć drogę do celu, pośród zawiłych korytarzy stworzonych w duchu starej szkoły projektowania poziomów.
Jeśli znajdę chwilę na sesję przy PC, to na pewno sprawdzę zdobyte za bezcen Ad Infinitum z genialnej paczki od Humble Bundle. Od dawna mam ochotę na dobry horror i liczę, że ta pozycja mnie nie zawiedzie, choć poprzeczkę mam zawieszoną bardzo nisko. Gdyby nie siadło, to zawsze awaryjnie zostaje mi granie w Chorus, które jest zaskakująco dobrą produkcją z półki AA i mogę ją polecić równie mocno co Scars Above i The Chant.


W co gra Lloyde?

Moje weekendowe granie tym razem będzie typowo nastawione na podróżowanie. W końcu to świąteczny weekend 😉 Nie zwalnia mnie to z chęci ogrania LIVE A LIVE, celem nadrobienia zaległości. Ogrywałem demo, byłem bardzo zadowolony, więc liczę na więcej dobrego i więcej plot twistów.
Jeśli znajdę czas na coś ekstra, spróbuję dokończyć Super Mario RPG, które zostawiłem rozgrzebane niedługo po premierze. Można zauważyć pewną tendencję – zabieram w podróż Nintendo Switch 😉 Stawiam na krótsze gry fabularne, które w trakcie kilkugodzinnej jazdy pociągiem powinny zdać egzamin.


Wesołego jajka, udanych dropów i pomyślnego grindu 😉