
Weekend na kanapie. Podzielcie się swoimi gamingowymi planami (26-28.4)
Najbliższy weekend spędzacie w towarzystwie Evy ze Stellar Blade czy w madmaxowym Sand Land? To idealny moment, aby podzielić się ze społecznością Łowców tym, co Was aktualnie kręci. Zapraszamy do kolejnego Weekendu na Kanapie!
W co gra Venom?

Ostatnio tak sobie siedziałem w zadumie, myśląc, że ograłbym jakąś Zeldę. Tylko wszystko, co wyszło w ramach tej serii na Switchu mam już za sobą (do czasu aż wyjdzie HD Collection z Wind Wakerem, hłehłe). Tylko czy aby na pewno? Przypomniałem sobie, że przecież w Switch Online czeka na mnie gejmbojowe The Legend of Zelda: The Minish Cap. Co prawda tę odsłonę przeszedłem lata temu na GBA, ale lubię ją na tyle, że z chęcią sobie odświeżę. Poza tym to dobry pretekst, żeby wyciągnąć leżakujący w szufladzie pad od SNESa i skorzystać z niego po raz pierwszy od kupna. Zdmuchnąłem kurz, przetarłem przyciski i odpaliłem Zeldę. Zadziwia mnie, że po takim czasie jeszcze dobrze tę grę pamiętam, nie minęło pół godziny i Deepwood Shrine już było podbite. Jeśli utrzymam tempo, to na spokojnie do końca weekendu dolecę do napisów końcowych.
Skoro już przy tempie jesteśmy… zagrajcie w Turbo Overkill. Poważnie, to jest boomer shooter totalny. Uwielbiam ten pseudogatunek i staram się być na bieżąco ze wszystkim, co wychodzi, ale czasem się po prostu takich postanowień spełnić nie da, pomimo najszczerszych chęci. O Overkillu słyszałem sporo dobrego i wiedziałem, że „kiedyś” sprawdzę. To „kiedyś” nadeszło w momencie, gdy wertowałem swoją bibliotekę w poszukiwaniu jakiejkolwiek interesującej gry. Przez ostatni czas nie mam ochoty na gierki, rozkopuje kilka tytułów jednocześnie i żaden nie jest w stanie mnie wciągnąć na dłużej (wyjątkami były dodatki do Dead Island 2 i Final Fantasy XVI, ale to się nie liczy, bo kończyły się po trzech godzinach). W chwilach zwątpienia i wiszącego nad karkiem wypalenia, gry pokroju Turbo Overkill są na wagę złota. Po pierwszych sekundach do żył ładowany jest spory zastrzyk adrenaliny, a diabelnie szybkie tempo przyspiesza wraz z każdym kolejnym poziomem. Za sobą mam dopiero pierwszy epizod z trzech i już teraz wiem, że w rankingu boomerów Overkill wyląduje w TOP 3. Cudo.
Poza graniem, które, jak wspomniałem, w ostatnich dniach średnio daje radę mnie przytrzymać przy ekranie na dłużej, wróciłem do leżących odłogiem od miesięcy książek. Nareszcie dokończyłem ostatnie kilkaset stron Triumfu Endymiona Simmonsa, wziąłem się na poważnie za drugi tom Dawcy Przysięgi Sandersona. Przez weekend mam w planach połknąć szkatułkową powieść Grobowa cisza, żałobny zgiełk Yōko Ogawy i rozgrzebać Na Południe od Brazos.


W co gra Seyonne?

Uwierzycie, że w sumie to jeszcze nie wiem? Miałem zamiar wolne chwilę spędzić przy nowym polskim city builderze, ale w ostatniej chwili plany zepsuli mi Elektronicy… Niemniej, na takie utrudnianie mi życia narzekał nie będę. Powoli, do rzeczy…
Na początku pochwalę się tym, że popchnąłem do przodu kampanię w Diablo IV, a do tego zrobiłem też kilkanaście zadań pobocznych, które to były nawet ciekawsze niż wątek główny. Może i tyłka nie urywa, ale jest coś, co mnie do tej pozycji przyciąga. Zacząłem też pierwszą odsłonę Nioha i jak na razie idzie mi nad wyraz dobrze. Kwestią czasu jest zapewne to, kiedy otrzymam solidne baty, ale po skończeniu Pinokia nie jestem już jednak aż tak w gorącej wodzie kąpany i do każdej walki podchodzę z rezerwą. The Last of Us i Cyberpunk oczywiście dalej czekają na swoją kolej, lecz niedawno udało mi się popchnąć fabułę pierwszej z tych pozycji i do końca zostało mi już naprawdę niewiele, więc czuję już lekką presję, by skończyć opowieść i móc usunąć gierkę. Choć zostaje jeszcze ten dodatek… HLTB podaje w sumie, że to zajmuje raptem 2,5h więc pewnie się przełamię i machnę na strzała, by mieć już spokój.
No a teraz pora na konkrety. Od dłuższego czasu byłem pewny, że dzisiaj porozmawiamy sobie o Manor Lords, a wolne godzinki w trakcie weekendu spędzę z tą właśnie, i tylko tą, pozycją. I zdania w pełni nie zmieniam, bo polski city builder na pewno zostanie przeze mnie uruchomiony, wszak czekałem na niego od dawna, a najnowsze gameplaye i wypowiedzi osób, które miały już okazję testować produkt, tylko zwiększyły moje zainteresowanie. W momencie, gdy w głowie majaczył już szczegółowy plan moich włości… dowiedziałem się, że Star Wars Jedi: Survivor wpadnie do Game Passa. Pierwsza część przypadła mi do gustu, drugiej zaś przez dłuższy czas nie miałem na czym uruchomić, a gdy w końcu ulepszyłem sprzęt, uznałem, że poczekam już, aż pojawi się w abonamencie. No i teraz mam za swoje. Jakby tego było mało, w końcu ma powrócić przyzwoita pogoda, a to mocno redukuje ilość luźnych godzinek. Trudno się mówi, spanie poczeka.


W co gra Kerrou?

Poprzedni weekend był u mnie zajęty wyłącznie przez Final Fantasy XVI: The Rising Tide, które bardzo mi się spodobało. Za jakiś czas planuję wrócić, ogrywając wszystko od nowa i dobijając platynowe trofeum, ale na to jeszcze przyjdzie pora, kiedy fabuła nieco zatrze się w pamięci.
Poza tym odpaliłem wspomniane ostatnio Project Zero/Fatal Frame 4: Mask of the Lunar Eclipse, które pewnie ruszę w nadchodzącym tygodniu dalej, ale raczej ogrywając je w krótszych dawkach, tak maksymalnie po rozdziale. Jest klimatycznie, ale ręki Sudy51 jakoś bardzo nie czuć. O tyle, o ile mi wiadomo, aż tak mocno swojego piętna na czwórce nie odcisnął, a jego wkład został mocno zmieniony. W całości bardzo mocno za to widać rodowód z Wii, a kilka mechanik, jakie tam mogły mieć (przez sterowanie) sens, tutaj nie do końca się sprawdzają. No i robienie zdjęci latarką, serio? xD Niemniej, jeżeli jesteście fanami części z PS2, to ten remaster na pewno spodoba wam się znacznie bardziej, niż Maiden of Black Water, mocno wypchane akcją i… japońskimi wdziękami. Nawet całkiem piątkę lubię, ale za bardzo próbowała skręcić w stronę nowszych Residentów, co nie do końca dobrze wyszło.
Dzień przed premierą dotarło też do mnie Sand Land, także pograłem chwilkę i mogę powiedzieć, że demo zrobiło mu ogromną krzywdę. Nie jest to na razie nic wybitnego, ale kiedy wrzuca się nas do świata i mówi tylko „pokieruj sobie czołgiem, powalcz z wrogami, poznaj mechaniki”, to przy raczej średniej ich złożoności… może zniechęcić. W pełniaku od razu mamy jakieś relacje pomiędzy postaciami, znajdźki, misje, cele. To taki trochę Jak 3 + Mad Max + nieco klasycznego czaru Toriyamy. Czy trzeba znać mangę/anime? Absolutnie nie, historia jest przedstawiona od początku, ale – przynajmniej na razie – z lekkimi różnicami. Głównie wynikającymi z innego medium, konieczności dorzucenia sekcji gameplayowych, narracji itp. Całość raczej będzie zmierzać do mniej więcej tego samego, ale to się zobaczy.


W co gra Lloyde?

Kontynuuję swoją przygodę z Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes, które wbrew powszechnej opinii, wcale nie jest takim przeciętnym jRPG. Owszem, jest to pewnego rodzaju pomnik dla epoki minionej, pojawia się cała masa archaizmów, ale to nie zmienia faktu, że bardzo przyjemnie się w niego gra.
Wreszcie doczekałem się premiery Stellar Blade, które prawdopodobnie będzie moim największym zaskoczeniem growym w tym roku. Czułem wiele niechęci do tej produkcji, jednak gdy ograłem demo, osłuchałem się z muzyką, zanurzyłem się w mechanikach, stwierdziłem, kurczę…to jest naprawdę kawał dobrego kodu do sprawdzenia. Po spłynięciu recenzji czuję się tym bardziej zachęcony, żeby zmierzyć się z tą produkcją, szczególnie że zdążyłem już trochę godzinek nabić. Odpaliłem Story Mode i chłonę, bawię się systemem walki, podziwiam lokacje i zatrzymuję się co chwilę, żeby posłuchać ścieżki dźwiękowej.

