W co gracie w weekend?

Weekend na kanapie. Podzielcie się swoimi gamingowymi planami (17-19.5)

We wtorek dobiegnie końca blisko siedmioletnie oczekiwanie na kontynuację Hellblade. Czym umilacie sobie te ostatnie dni przed wyprawą na Islandię? My w ten weekend gramy między innymi w Hades II, Sea of Stars i Banishers: Ghosts of New Eden. Łowcy, podzielcie się w komentarzach swoimi planami.

W co gra Venom?

U mnie w ten weekend główne skrzypce grają zakupy niekontrolowane. Jednym z nich jest Hades 2. Miałem się wstrzymać, miałem czekać na wersję 1.0, miałem kupić na konsoli, ale moje plany pokrzyżowała obniżka ceny. Pozytywne praktyki wspieram portfelem, więc spędziłem już kilka chwil z Melinoe. Nie jestem wielkim fanem pierwszej odsłony, pograłem kilkanaście godzin jako Zagreus, ale nie wkręciłem się na tyle, żeby maksować wszystkie bronie, statystyki i zakończenia. Cały czas wolałbym, żeby Hades nie był rogalikiem, a liniówką jak Bastion, z jasnym początkiem i końcem. No ale dobra, wziąłem się za dwójkę, zakładając, że dostanę drugi raz to samo i jakże się myliłem. Zmian wprowadzono mnóstwo, na czele z mnóstwem twistów w samym systemie walki, który tutaj siadł mi znacznie bardziej. Magia Melinoe znacznie bardziej urozmaica rozgrywkę, niż rzucanie klejnocików znane z jedynki. Po pierwszych dziesięciu „runach” jestem bardzo zadowolony, chociaż zaczynają rzucać się w oczy problemy z balansem poziomu trudności. Ale to dopiero wczesny dostęp, do premiery 1.0 wiele się może jeszcze zmienić.

Drugą grą, która wleciała ostatnio na dysk jest Dread Delusion, co jest o tyle ciekawe, że parę dni temu nawet nie zdawałem sobie sprawy, że coś takiego istnieje. Chciałbym napisać o tej grze coś więcej, ale na ten moment udało mi się pograć raptem trzydzieści minut i jeśli można początkowe fragmenty uznać za reprezentatywne, to Dread Delusion jest RPGowym miksem Morrowinda, King’s Field i Cruelty Squad, co oznacza, że może być genialne.

W co gra Seyonne?

Zamierzam powolutku lecieć sobie dalej ze Star Wars Jedi Survivor. Dawno żadna gra nie wciągnęła mnie aż tak bardzo. Odblokowałem już wszystkie style walki i stwierdzam, że najlepiej bawię się, korzystając z dwóch mieczy. Może i nie zadaję wielkich obrażeń, ale ogromna mobilność wszystko rekompensuje. Kompletnym nieporozumieniem jest dla mnie za to miecz dwuręczny. Wolne to i toporne, zupełnie mi nie siadło. Z tego, co pobieżnie patrzyłem, jestem już daleko za połową gry i pewnie niebawem skończę przygodę. Choć… chyba wcześniej pobiegam sobie jeszcze trochę po mapkach i powalczę, bo jest to nad wyraz przyjemne.

Start czwartego sezonu do Diablo IV przypomniał mi, że muszę dokończyć kampanię. Zapewne odpalę więc gierkę na godzinkę czy dwie, żeby popchnąć fabułę do przodu. Jako bonus – Medal of Honor: Allied Assault. Namęczyłem się ostatnio trochę, by odpalić to na Windows 11, trzeba więc zebrać się i przejść, tym bardziej że nigdy tej pozycji nie ukończyłem. Zawsze coś mi przeszkadzało, teraz zaś, gdy zmarnowałem godzinę na odszukanie moda, który pozwala mi zwiększyć rozdzielczość i nie doprowadza do wyrzucenia gry do pulpitu, mam dodatkową motywację.

Oczywiście nie obiecuję, że plany te zrealizuję. Dziś wieczorem planuję przejrzeć promocje z wyprzedaży na Epicu, a jeśli coś wpadnie mi w oko… zresztą, sami wiecie, jak to wygląda 😉

W co gra Lloyde?

Ten weekend będzie stał głównie pod znakiem powrotów do porzuconych przeze mnie gier. Pierwszą z nich jest Sea of Stars, które sobie pomału odkrywam, grając przenośnie przez chmurę w Xbox Game Pass. To jest akurat taka produkcja, którą chyba wygodniej jest ogrywać na handheldzie, niż stacjonarnie na dużej konsoli lub PC. Jestem zaledwie dwie godziny do przodu, patrząc na stan zapisu, a nostalgia, jaką czuję, grając, niewyobrażalna. Vibe Chrono Trigger po całości, piękny pixelart, no, może z wyjątkiem portretów, które pozostawiają trochę do życzenia, ale cała reszta? Nadróbcie, jeśli nie mieliście okazji.

Drugi tytuł to Diablo IV i sezon Loot Reborn. Skuszony zmianami stworzyłem barbarzyńcę i opływam krwią potworów, przedzierając się przez Sanktuarium. Faktycznie, czuć różnicę w ilości i jakości dropu już od samego początku. Zobaczymy, jak długo uda mi się pozostać przy „Diabełku”.

Mam ambitny plan zagrać w Lorelei and the Laser Eyes, które miało premierę wczoraj. Tytuł zakupiony, po genialnym jak dla mnie Sayonara Wild Hearts jestem podekscytowany na myśl o zapoznaniu się z kolejną produkcją. Annapurna jako wydawca też mnie nigdy nie zawiódł.

W co gra Kerrou?

Jak w zeszłym tygodniu zacząłem Stellar Blade, tak w tym je skończyłem. Nie miałem wielkich oczekiwań i chyba właśnie dlatego tak miło się zaskoczyłem. To naprawdę fajny akcyjniak z bardzo dobrym systemem walki, przyjemną fabułą, i świetną muzyką. Dalej trochę mnie boli, że nie dostaliśmy czystej krwi slashera, ale co poradzę – jest jak jest. Spośród „dużych” koreańskich produkcji ostatnich miesięcy mimo wszystko bardziej siadło mi Lies of P, ale nie żałuję tych ponad 30 godzin spędzonych w towarzystwie Eve.

Na nadchodzące dni jakiś konkretnych planów nie mam, ale na szczęście trawa skoszona (od zawsze zachodzę w głowę, jakim cudem niektórych ludzi ta aktywność odpręża…), to będzie można się troszkę polenić. Na ruszt wrzucę jedną z dwóch rzeczy, bo od kilku dni chodzą za mną zarówno Banishers: Ghosts of New Eden, jak i Prototype 2 (skończyłem lata temu tylko jedynkę). Którą ostatecznie wybiorę, zdecyduję raczej dopiero w sobotę, ale w kolejce są obie, także co się odwlecze, to nie uciecze. Bardziej kusi coś nieco krótszego, bo ostatnie tygodnie stały u mnie pod znakiem tych raczej dłuższych produkcji, to i spoglądam minimalnie przychylniej w kierunku Jamesa Hellera…

W co gra Nesus?

Ostatnio sporo podróżuję pociągami, więc w końcu w pełni wykorzystuję Steam Decka i to właśnie z nim związane są moje plany na najbliższy weekend, a są one dość sprecyzowane. Odkąd stałem się posiadaczem konsoli Valve to odżyła we mnie miłość do wszelkiej maści side-scrollerów bez względu na przynależność gatunkową, tak więc pochłaniam kolejne produkcje z takich gatunków, jak metroidvania, soulslike czy roguelike. Oznacza to, że najbliższe godziny poświęcę na ukończenie gry The Messenger, która stanowi sentymentalną podróż do ery 8-bitowych gier, jakie miałem okazję poznać za sprawą kultowego Pegasusa. Do tego spróbuję wymaksować Tails of Iron, ponieważ aktualnie brakuje mi tylko jednego osiągnięcia… Niestety, tego najtrudniejszego, które napsuło mi już trochę krwi.

Jeśli natomiast uda mi się wyłuskać kilka godzin przy PC, to zamierzam przygotować się na drugi akt wydarzenia CrownFall w DOTA 2. Valve odwaliło przy tym pomyśle kawał dobrej roboty, oferując tony darmowej zawartości dla wszystkich zainteresowanych graczy. Pomysł snucia historii przypominający stare gry RPG wydał mi się wręcz genialny, a mechanika zdobywania żetonów niezbędnych do odkrywania kolejnych zakamarków mapy znacznie zwiększyła frajdę przy każdym kolejnym meczu. Szczególnie że zwycięstwo zapewniało 3 wspomniane wcześniej żetony, co tylko bardziej nakręcało na wygraną. Całość przypadła mi do gustu tak mocno, że skusiłem się nawet na zakup opcjonalnego rozszerzenia, ale traktuję to jako inwestycję, ponieważ umożliwiło mi ono zdobycie unikalnych przedmiotów, które bardzo łatwo upłynnić na rynku Steam.

Łowcy, a co Wy porabiacie w ten weekend? Podzielcie się w komentarzach swoimi gamingowymi i okołogrowymi planami na najbliższe dni!

Niektóre odnośniki w artykułach to linki afiliacyjne. Klikając w nie lub też finalizując za ich pomocą kupno produktu, nie ponosisz żadnych kosztów. Jednocześnie sprawiasz, że otrzymujemy wynagrodzenie, dzięki któremu praca Redakcji jest możliwa.