
Weekend na kanapie. Podzielcie się swoimi gamingowymi planami (10-12.5)
W przerwach, między walką o niższe ceny na Steamie i opłakiwaniem studiów zamkniętych przez Microsoft, trzeba się odprężyć i w coś pograć. Sprawdźcie, przy czym będziemy spędzać czas w ten weekend i podzielcie się własnymi planami. Co jest grane, Hades II?
W co gra Venom?

Jeszcze wczoraj miałem inne plany na weekend, ale pozmieniały się w momencie, kiedy na rynek trafiło Animal Well. Niepozorna metroidvania zebrała bardzo dobre opinie w recenzjach, trafiła na premierę do PlayStation Plus Extra i właśnie dlatego… kupiłem ją na Steamie. Co prawda czaiłem się na Hadesa 2, ale #ZaTyleToNie i czekam na zmiany. Uznałem, że w walce o zrównanie cen gier w polskim regionie z resztą Unii Europejskiej, docenię niezależnych twórców, którzy poświęcili czas (i pieniądze!) na zweryfikowanie sytuacji w Polsce i adekwatną, z punktu widzenia naszych portfeli, wycenę. Animal Well kosztuje na polskim Steamie 62,99 zł, czyli ponad 30 zł taniej niż przeliczając z euro. Nie zastanawiałem się, zaufałem recenzjom, kupiłem i od razu odpaliłem. W chwili pisania tych słów mam na liczniku około godzinę i jeśli gra w takim tempie jak do tej pory będzie się rozgałęziać, to może zostać jednym z najlepszych przedstawicieli metroidvanii. Przede wszystkim jest oryginalna, na pierwszy rzut oka przypomina Rain World, ale na szczęście Animal Well nie jest tak niewybaczająco trudne. Samej walki – przynajmniej na początkowych etapach – nie jest dużo. Gra stawia głównie na elementy platformowe i odnajdywanie zatrważającej ilości sekretnych przejść. Mignęło mi w Internecie określenie Animal Well mianem „miksu Metroida i Outer Wilds” i chociaż z początku tego nie dostrzegałem, to po godzinie zacząłem rozumieć, co autor miał na myśli. Zostajemy wrzuceni w nieznany świat, rządzący się własnymi mechanikami, które nie są nigdzie wytłumaczone. Kim jesteśmy? Co mamy zrobić? Gdzie iść? Jak tam dojść? Domyśl się, kombinuj, eksperymentuj. Baw się.
Na koniec jeszcze taka mała ciekawostka. Wydawcą Animal Well, a tym samym osobą w dużej mierze odpowiedzialną za regionalne ceny, jest BIGMODE, czyli videogamedunkey.


W co gra Lloyde?

Jak już uporałem się ze Stellar Blade i zobaczyłem napisy końcowe, wrócę do walki z Rufusem i Final Fantasy VII Rebirth, próbując przejść dwa ostatnie rozdziały. To chyba pierwszy blok, który spowodował, że odstawiłem grę na trochę. To najgorsze co może być, czyli pojedynek jeden na jednego, z niesprawiedliwie blokującym każdy atak przeciwnikiem.
Poza „Fajnalem”, trzecie podejście do Baldur’s Gate 3, gdzie tym razem wskoczyłem w buty wojennego kleryka i z grupą znajomych pomału ogrywamy kampanię. Wreszcie doszedłem dalej, niż do tej pory mi się udawało. Chwała za mody, które dają całą masę quality of life. Systematycznie umawiamy się na godzinkę, dwie i kończymy akt pierwszy.


W co gra Nesus?

Czas na kolejną garść indyków. Tym razem padło na antropomorficzne produkcje z gatunku souls-like. Chodzi dokładnie o dwa tytuły, które niespodziewanie przykuły moją uwagę. Pierwszym z nich jest Tails of Iron, które od dłuższego czasu nęciło mnie swoją fantastyczną oprawą wizualną. Jednak na zakup skusiłem się dopiero w trakcie ostatniej wyprzedaży na Steam i… jaki to jest wspaniały kawałek kodu. Gra z miejsca podbiła moje serce i sprawiła, że kontynuacja w postaci Tails of Iron 2: Whiskers of Winter poszybowała na szczyt mojej listy życzeń z adnotacją „kupić w dniu premiery”! Rada dla osób, które również skuszą się na przygody szczurzego króla Redgiego, odpalcie sobie grę od razu w trybie krwawego wąsa, czyli na najwyższym poziomie trudności. Zapewniam, że da wam mocno w kość, ale satysfakcja, po każdym kolejnym pokonanym bossie, gwarantowana.
Drugim tytułem, który niespodziewanie wbił się w moje weekendowe plany jest Another Crab’s Treasure. Produkcja, która chwilę temu zadebiutowała w abonamencie Xbox Game Pass to moim zdaniem najlepszy souls-like dla początkujących. Jeśli chcielibyście przekonać do gatunku swoje pociechy, drugą połówkę lub młodsze rodzeństwo, to przygody introwertycznego kraba, który marzy tylko o świętym spokoju, nadadzą się do tego idealnie. Gra jest wymagająca, ale też sporo wybacza. Do tego ma szalenie ciekawy „system muszli”, który dodatkowo urozmaica i tak już pełne niespodzianek starcia z bossami. Daje nam również spore manewru w kwestii defensywy, którą możemy oprzeć na blokowaniu ciosów lub agresywnym parowaniu, zależną już od naszej zręczności. Całość doprawiona jest toną absurdalnego humoru, spod którego wynurza się ważny przekaz, zwracający uwagę gracza na problem zaśmiecania oceanów. Jeśli macie subskrypcje XGP, to polecam z całego serca sprawdzić 🙂


W co gra Seyonne?

Chwilowa przerwa od grania we wszystko, co wpadnie mi w ręce, gdyż mocno angażuje mnie Star Wars Jedi: Survivor. I na tej pozycji zamierzam się skupić. Już pierwsza odsłona bardzo mi się podobała, a tu na razie zaczyna się jeszcze lepiej. Niestety na razie nie miałem jeszcze szansy zagłębić się mocniej w świat, bo, po prostu, nie miałem kiedy grać. Na szczęście sobota ma być deszczowa i chłodna, może więc popchnę całość nieco do przodu. Zastanawia mnie tylko to, że wysoki poziom trudności jak na razie nie sprawia mi żadnych problemów. Mam nadzieję, że później rozgrywka zaoferuje nieco większe wyzwanie. Optymalizacyjnych niedociągnięć na razie nie zauważam, wychodzi więc na to, że od premiery sporo już naprawili.


W co gra Kerrou?

Odpuściłem jednak platynowanie Sand Land – to chyba nie zabawa dla mnie. Bardzo dobrze bawiłem się przy głównym wątku i dodatkowych aktywnościach, ale kilka osiągnięć wymagałoby zbyt nudnego, irytującego grindu. Mówię pass, ale całość dalej mocno polecam, i wszystko, co napisałem na ten temat w recenzji, podtrzymuję. Dla fanów twórczości Akiry Toriyamy pozycja obowiązkowa.
W końcu odpaliłem to słynne Stellar Blade, ale na razie ledwo co świat się przede mną otworzył. To moja pierwsza styczność z grą, nie sprawdzałem dema i odczucia mam… w miarę pozytywne. Walka sprawia frajdę (aczkolwiek liczyłem na coś bardziej w stylu slashera, a nie „soulsów” – drzewko umiejętności sugeruje mi jednak, że to się może nieco zmienić), muzyka jest świetna, grafika bardzo ładna (w każdym z trybów, ale chyba zostanę przy tym, który mi daje największą liczbę klatek, a nie zrównoważonym), i tylko fabuła oraz postacie nieco niedomagają. To po prostu kukiełki, niemające przesadnie dużo charakteru, a sama opowieść zdaje się – na razie – bardzo przewidywalna, i już po tych kilku godzinach wydaje mi się, że wiem, do czego zmierza. Zdziwię się, jak będzie inaczej.
Trwa też mój „powrót” do Midnight Suns, ale już bliżej końca, niż dalej. Zostały jeszcze DLC (zrobiłem wszystko tylko u Deadpoola, a u innych wyłącznie odblokowałem postacie do ekipy – Venom daje radę), a główny wątek mocno sugeruje, że będzie się to wszystko nieco „zagęszczało”. Szkoda tylko, że to, co wcześniej mnie nie irytowało, nieco zachodzi za skórę teraz. Mowa o konieczności wykonywania zadań pobocznych, jeżeli chcemy ruszyć misję główną, bo te będą czasami przyblokowane. Jakby jasne, walka jest w tej grze absolutnie fantastyczna, ale side-questy to raczej monotonne, niekończące się „to samo”. Fajnie raz na jakiś czas można jakieś wykonać, ale co za dużo, to niezdrowo.
Ach, pod ostatnim „weekendem” ktoś pytał, który to z nas w pierwszą Grandię grał – to ja. 😉 Nic nie porzuciłem, dalej bawię się fantastycznie, ale to jeden z tych tytułów, jaki odpalam, będąc w odpowiednim nastroju, potrzebując trochę luzu, poprawy humoru – sprawdza się w tej roli idealnie. Nie pamiętam twojego nicku, ale wybacz, że nie odpowiedziałem – koledzy z redakcji wiedzą, że jak zapomnę zrobić czegoś od razu, to trzeba mi będzie o tym przypominać. 😄

