
Najlepsze gry, w których to Ty jesteś czarnym charakterem
Chyba każdemu czasami nudzi się wcielanie w krystalicznie czyste, nieskazitelne postacie. Ratowanie świata i czynienie dobrych uczynków jest super, ale stanięcie po drugiej stronie barykady wydaje się momentami niesamowicie kuszące. Twórcy są tego świadomi, dlatego najlepsze gry z czarnym charakterem w roli głównej co jakiś czas trafiają w nasze ręce. Kierowanie „złolem” nie zawsze jednak jest tak oczywiste od samego początku, a w jeszcze innych przypadkach to my zdecydujemy o tym, w którą stronę potoczy się nasza historia. Dzięki takiemu zabiegowi znacząco zwiększa się tzw. replayability, zachęcając graczy do zostania przy drugim podejściu – lub nawet pierwszym – największym, okropnym sukinkotem.
Ranking gier pozwalających na bycie „Tym Złym”
Ciekawe gry ze złoczyńcami mogą należeć do najróżniejszych gatunków, nie musząc wcale być RPG. Znajdą się też gry akcji, indyki, czy nawet… strategie. Jeżeli udało się nam was zaciekawić, serdecznie zapraszamy do poniższego tekstu. Miłej lektury!
Miejsce honorowe: Untitled Goose Game

Zanim przejdziemy do głównej części rankingu, postanowiliśmy króciutko wspomnieć o ogromnym hicie sprzed kilku lat. Mowa oczywiście o Untitled Goose Game, gdzie wcielamy się w tytułową gąskę, które doprowadza do szewskiej pasji kolejnych ludzi, sycząc, kradnąc im rzeczy, czy robiąc różne inne, denerwujące chyba wszystkich – poza oczywiście graczami – wokół. Nie jest to przesadnie złożona produkcja, ale tak urocza, że za grosze aż grzech jej nie sprawdzić.
Carrion

Kiedy twórcy decydują się nazwać swoją grę Carrion (oznacza to mniej więcej tyle, co „ścierwo”), można liczyć, że nie zrobili tego z powodu bycia świadomymi jej jakości. Na całe szczęście Polakom z Phobia Game Studio przyświecał inny cel, bo w takie właśnie „ścierwo” będziemy się w ich najnowszej produkcji wcielać, siejąc terror i zniszczenie, uśmiercając wszystko, co stanie na naszej drodze.
Sama mechanika jest całkiem prosta, polegająca na przemierzaniu kolejnych lokacji, krwawych mordach, i rozwijaniu umiejętności kierowanego przez nas stwora. Grafika jest utrzymana w stylistyce pixel-art, ale nie myślcie, że przez to wszechobecna brutalność będzie jakkolwiek łagodniejsza. Ba, śmiemy stwierdzić, że przez pewną umowność oprawy i dopowiadanie sobie masy rzeczy „w głowie” jest pod tym względem chyba nawet gorzej, a o to właśnie chodziło.
Dungeon Keeper

Jeżeli już wymieniamy czarne charaktery w grach komputerowych, to, nomen-omen, grzechem byłoby chociaż nie wspomnieć o nas samych, będących w gruncie rzeczy głównymi bohaterami serii Dungeon Keeper, czyli tytułowymi strażnikami lochów. W końcu czy grając w klasyczne dungeon crawlery, nie psioczyliście czasami na osoby, jakie w najgorszych możliwych miejscach rozstawiały rozmaite pułapki, czy potężnych wrogów? Jeżeli odpowiedź brzmi „tak”, teraz role nieco się odwrócą.
Dungeon Keeper nie jest jednak RPG, a strategią, stworzoną przez samego Petera Molyneuxa. Swoje lochy będziemy musieli rozbudowywać, dodając – poza klasycznymi pomieszczeniami – takie miejsca, jak chociażby sala tortur. Aby z kolei pozwolić sobie na najlepsze możliwe pułapki, trzeba będzie zdobyć potrzebne na nie fundusze – nawet najgorszy ze złych lordów nie posiada nieskończonych zasobów złota. Całość nie jest jednak aż tak drastyczna, jak brzmi jej opis, bo DK jest okraszone masą sympatycznego, czarnego humoru.
Tyranny

Obsidian Etertainment już niedługo – bo w listopadzie – odda w ręce graczy długo wyczekiwane Avowed. To produkcja przypominająca na pierwszy rzut oka popularną serię The Elder Scrolls, ale osadzona w ciekawym, barwnym uniwersum, jakie twórcy zaprojektowali kilka lat wcześniej na potrzeby innej produkcji – klasycznego, izometycznego RPG, Pillars of Eternity. W obu tych pozycjach – a przynajmniej liczymy, że w Avowed tak właśnie będzie – możemy dowolnie kreować własnego bohatera, pozwalając mu być albo nieskazitelnie dobrym, albo do szpiku kości zepsutym. Wiecie, gdzie sprawa ma się za to nieco inaczej? W Tyranny.
To tytuł, jaki na pierwszy rzut oka przypomina wspomniane Pillarsy, ale nie dajcie się zwieść – różnic jest cała masa. Najważniejszą jest fakt, że stoimy tutaj po tej „złej” stronie barykady, będąc prawą ręką tyrana Kyrosa, który przejął kontrolę nad całym światem.
Overlord

Jak w Tyranny wcielaliśmy się w „zaledwie” przydupasa wielkiego złola, tak Overlord pozwoli nam poczuć nieco więcej władzy. Pokierujemy zakutym w potężną, upiorną zbroję, kandydata na lorda ciemności, który to sam będzie rozstawiał swoich podwładnych po kątach, próbując zapanować nad światem. To też nie tak, że musimy być bezwzględnie źli, bo oswabadzani wieśniacy – jeżeli akurat nie zachce nam się ich torturować – mogą witać nas oklaskami i okrzykami radości, a nie pokłonami i ofiarami z własnych córek.
Mechanika polega nie tyle na pokonywaniu kolejnych przeciwności samodzielnie – chociaż toporem pomachać można – co wysyłaniu do boju kolejnych zastępów chochlików. Te są niesamowicie głupie, ginąc od byle czego, ale jeżeli akurat mamy na podorędziu jakieś dusze, przyzwiemy sobie kolejnych. Całość nieco przypomina takie znacznie mroczniejsze Pikminy, bo poza walkami, porozwiązujemy też raz na jakiś czas proste zagadki.
Star Wars: The Force Unleashed

Star Wars: The Forse Unleashed, nawet jeżeli tylko przez krótką chwilkę, pozwala nam pokierować samym Darthem Vaderem, co samo w sobie sprawia, że inne gry ze złoczyńcami mogą się schować. Jasne, mowa wyłącznie o prologu jedynki, ale już wtedy czuć Moc™. Później nie jest wcale tak znowu gorzej, bo wcielimy się w jego ucznia, syna zamordowanego Jedi, którzy przyjmuje przydomek Starkiller.
Całość to widowiskowy slasher, gdzie będziemy biegać po zamkniętych lokacji, pokonując kolejnych wrogów z pomocą Mocy oraz dwóch mieczy świetlnych. W DLC – niestety niekanonicznych ani dla samego uniwersum, ani dla dwójki – naszym przeciwnikiem będzie nawet sam Luke Skywalker. Sequel okazał się znacznie gorszy, ale chętni mogą sprawdzić również jego. Brakuje może etapów o skali tych, w których ściągamy z orbity ogromny statek, ale i tak jest całkiem nieźle.
inFamous

Jeżeli kiedykolwiek posiadaliście PlayStation 3, na pewno słyszeliście o serii InFamous. Jedynka miała swoje problemy – na czele z mizerną wydajnością – ale dawała mimo to masę frajdy z przemierzania miasta, czy walki z pomocą elektrycznych supermocy, jakimi główny bohater, Cole, zostaje „przypadkiem” obdarzony na samym początku zabawy.
Charakterystyczną cechą każdej z części (wliczając to wydane na PS4 Second Son) jest tzw. System Karmy, który pozwala nam w poszczególnych momentach fabuły podejmować decyzje, jakie mogą rzutować na wykonywane misje oraz umiejętności, jakie otrzymamy. Przez to granie jako „zły” Cole będzie inne nie tylko pod względem opowieści, ale i samej rozgrywki. Poszczególne wybory są raczej zero-jedynkowe, ale da się na to przymknąć oko, kiedy pomyślimy sobie o tym, że ani to RPG, ani przesadnie nowe tytuły.
Prototype

Gracze PC nie mogli nigdy sprawdzić serii InFamous (chociaż kto wie, co przyniesie przyszłość), ale nie zostali tak całkiem na lodzie, dostając od Activision i nieistniejącego już Radical Entertainment dwie części serii Prototype. Czarne charaktery w grach komputerowych to zazwyczaj osoby, jakie albo od początku są absolutnie złe, albo sami możemy z nich takich zrobić – nie tutaj.
Zarówno Alex Mercer, protagonista jedynki, jak i James Heller, bohater dwójki, to osoby, jakie nie mają najmniejszych problemów z mordowaniem całych zastępów niewinnych ludzi, aby osiągnąć swoje cele. O ile jednak tego drugiego możemy spróbować, bo kierują nim zrozumiałe motywacje, tak Mercer… no dobra, nie chcemy nic spoilerować. W każdym razie dowiadujemy się o nim w trakcie ogrywania pierwszego Prototype niezbyt ciekawych rzeczy, a w dwójce nie bez powodu jest już… antagonistą. Dlaczego? Najlepiej, jeżeli sami się przekonacie.
Fable (seria)

Peter Molyneux zapowiadając Fable obiecywał prawdziwie złote góry, a w efekcie dostarczył co najwyżej średniej wielkości pagórki. Wybory miały wpływać na wszystko, a rzeczy, jakie mogliśmy robić, prowadząc protagonistę od lat młodości, do późnej dorosłości, miały być naprawdę niesamowite.
W efekcie dostaliśmy po prostu solidnego RPG, który okazał się na tyle dobry, że otrzymał aż dwa sequele, a w 2025 mamy się w końcu doczekać pełnoprawnego – przynajmniej o tyle, o ile wiemy – rebootu. Rozgrywka, chociaż stosunkowo prosta, jest przyjemna, a podejmowane decyzje mogą wpływać nie tylko na opowieść, ale też wygląd naszej postaci, zdobywane bronie, czy to, jak reagują nas postacie niezależne. Nie można powiedzieć, że seria Fable to najlepsze gry z czarnym charakterem w roli głównej, bo granie takowym jest po prostu opcjonalne, ale jak najbardziej możliwe, i warte sprawdzenia. Chociaż z drugiej strony, że tak pozwolę sobie bez kontekstu wtrącić, czy na pewno macie aż tak zimne serca, aby dać umrzeć w tym celu uroczemu pieskowi? 😉
Manhunt (seria)

Można powiedzieć, że czarne charaktery w grach komputerowych od Rockstar Games to wręcz tradycja, bo nawet w Bully – osadzonym przecież w szkole! – w takiego kogoś cię wcielamy. To wszystko jednak nic przy chyba najbardziej kontrowersyjnych produkcjach w portfolio tych twórców – obu odsłonach Manhunt.
To pozycje skrajnie brutalne, które nawet nie próbują być subtelne pod względem ilości przemocy, jaką w nas rzucają. Ba, nawet ich fabuły się wokół tego kręcą, a stylistyka jedynki wzorowana jest na filmach z gatunku snuff (definicji przytaczać tutaj lepiej nie będziemy – pozostawimy to do wyszukania wam). Dwójka posiada nieco bardziej złożoną opowieść, ale przez lepszą oprawę i bardziej rozbudowany gameplay, również nie nadaje się dla najwrażliwszych.
The Last of Us (seria)

Możecie uznać nasz ostatni wybór za kontrowersyjny, ale koniec kropka – oba The Last of Us to gry ze złoczyńcami w rolach głównych. Przy dwójce taka wypowiedź może aż tak „obrazoburcza” dla większości by się nie wydawała, ale jedynka? Przecież Joela obrażać nie wolno, to ukochany bohater całych rzeszy graczy, postać ze skazami, ale zrozumiałymi motywacjami, za którą trzymamy kciuki, chcąc dla niego jak najlepszego zakończenia, a nie tylko krótkiej partyjki w golfa w towarzystwie grupki znajomych.
Tylko wiecie, Szanowny Pan Miller wcale święty nie był. Dopuszczał się masy okropnych czynów, o jakich sam zresztą wspomina (np. dialog w trakcie zasadzki w Pittsburghu), będąc przy tym – już w momencie oddania go pod naszą kontrolę – niesamowicie bezwzględnym, okrutnym, i nieinteresującym się losem nikogo poza Ellie człowiekiem. Ba, do pewnego czasu nawet i na nią ma „wywalone”. Samo zakończenie dobitnie pokazuje, że na jej dobru mu po prostu nie zależy, odbierając dziewczynie jakąkolwiek decyzyjność, a ludzkości… coś więcej. To człowiek, który chciał poczuć się dobrze, dając sobie nieco szczęścia – i nikomu innemu, bez względu na to, co mówi.
Łowcy, jakie grywalne czarne charaktery w grach komputerowych wam najbardziej zapadły w pamięć? Koniecznie dajcie nam znać w sekcji komentarzy!