Najlepsze odsłony serii Monster Hunter. Ranking gier na PC i konsolowych o polowaniach na potwory

Większość graczy zapytana jakiś czas temu o najważniejsze marki Capcomu jednym tchem wymieniłaby Resident Evil oraz Devil May Cry. Raczej mało kto wspominałby tam polecane odsłony Monster Hunter, gdyż dopiero premiera World sprawiła, że IP dotarło do szerokiej społeczności na zachodzie. Gracze tłumnie wyruszyli na łowy, spędzając na ubijaniu kolejnych monstrów długie godziny. Przez nieprzewidywalność bestii pozornie monotonne aktywności bywały bardzo różnorodne, przez co ciężko było o nudę. Japończycy dodatkowo dbali o ciągłe rozszerzanie MH o kolejne treści, specjalne eventy, czy nowe misje, tworząc z World prawdziwą grę-usługę. Kolejna odsłona, Rise, była nieco mniejsza, tworzona z myślą o Switchu, ale nawet ona zgarnęła spore grono oddanych fanów.

Zastanawiasz się, jaka część Monster Hunter jest najlepsza? Jeśli tak, zapraszamy do przygotowanego przez nas rankingu.

Historia serii Monster Hunter. Od klasyki do hitów!

Czy warto grać w gry Monster Hunter? Obecnie chyba nie można odpowiedzieć na to inaczej niż „tak!”. Mimo wszystko, przez te ponad 20 lat obecności na rynku, nie było to zawsze takie pewne. Pierwsza odsłona, debiutująca w 2004 roku jeszcze na PlayStation 2, obecnie zdaje się nieco zapomniana, przynajmniej na zachodzie. Była tworzona jako jeden z tytułów, z pomocą których Capcom planował wykorzystać zalety płynące z mocy oraz nowych możliwości sieciowych konsoli Sony. Pozostałymi dwoma były symulacyjne Auto Modellista oraz multiplayerowe Resident Evil Outbreak. Wieloosobowe polowania na potwory okazały się z nich największym sukcesem. Według Ryozo Tsujimoto, który przy jedynce pomagał, a od premiery Freedom 2 stanowi jej głównego producenta, stanowiła kulminację i swoiste podsumowanie prac nad wszystkimi tymi trzema produkcjami.

W Japonii marka w zasadzie od startu odniosła spory sukces, a krytycy docenili ją też za granicą. Niestety za tym faktem nie poszła wybitnie wysoka sprzedaż, bo gracze odbili się od wysokiego poziomu trudności oraz konieczności długiej nauki mechanik. Brakowało chociażby typowego rozwoju statystyk. Przydzielanie punktów umiejętności, czy zdobywanie kolejnych poziomów – tego tu nie znajdziecie. Wpływ na możliwości bohatera miał wyłącznie odpowiednio dobierany ekwipunek, który mogliśmy wytwarzać, ubijając kolejne monstra i łupiąc ich zwłoki z potrzebnych materiałów. Równie istotna była współpraca między graczami. O ile sporą część treści można było sprawdzić sobie samodzielnie, tak cała masa zabawy kryła się dopiero w fakcie coraz popularniejszych na konsolach rozgrywek multiplayer.

Poszczególne odsłony od zawsze sprzedawały się świetnie na rynkach azjatyckich. Jest to szczególnie widoczne w wydaniach na konsole przenośne jak PSP, czy później 3DS oraz Switch. U nas potworo-mania zaczęła się na dobre dopiero w okolicach premiery World. Wtedy to, po latach rozłąki, seria powróciła na „duże” konsole, a także zawitała na PC. Na chwilę obecną MH rozeszło się już w ponad 100 milionach egzemplarzy, a niedawna premiera Wilds na pewno znacznie ten wynik podbije. Chyba nie będzie dla was wielkim zaskoczeniem, że nasz ranking gier Monster Hunter zawiera ją na całkiem wysokiej pozycji. Czy najwyższej, tego jeszcze na razie zdradzać nie planujemy. Ci z was, którzy mieli już okazję wyciągnąć z szafy swoje lancopały, łuki, oraz klasyczne miecze z tarczą, na pewno bawią się doskonale. Taki to już urok bycia Łowcą.

Ranking gier Monster Hunter. Która część jest najlepsza?

Poniższy ranking nie zawiera absolutnie wszystkich odsłon serii. Postaraliśmy się skupić wyłącznie na tych najlepszych lub w jakiś sposób unikalnych. Bez zbędnego przedłużania, bo trochę się zdążyliście już naczytać, przejdźmy do samego tekstu. Miłej lektury!

Monster Hunter

Dzisiejszy ranking zaczynami klasycznie – od jedynki. Jak już wspomnieliśmy we wstępie, zdążyła się nieco zestarzeć. W jej oryginalne wydanie nie zagracie zresztą niestety nigdzie poza PlayStation 2. Wersje na Wii (z dodanym podtytułem G) oraz na PSP (Freedom) to teoretycznie taka właśnie „dopakowana” pierwsza odsłona, ale jednak nie konkretnie ona.

Struktura zabawy przywodzi na myśl np. starsze Phantasy Star Online. Niby można bawić się samotnie, ale bardzo mocno premiowane jest gromadzenie się większymi ekipami i wspólne wypady na polowania. Misje dzielą się na kilka rodzajów, od polowań właśnie, przez zbieractwo, aż po konieczność schwytania potwora bez jego zabijania. Aby zachęcić do łączenia się z siecią, Capcom wprowadził tzw. Eventy. Były to specjalne wydarzenia, w ramach których mogliśmy zdobyć przedmioty niedostępne w żaden inny sposób, inne każdego tygodnia.

Monster Hunter Now

W 2023 roku seria MH zawitała też na urządzenia mobilne. Możecie powiedzieć, że wcześniej na Androidzie i iOS był port pierwszego Stories, ale no właśnie – port, a nie pełnoprawna pozycja. Monster Hunter Now niestety też… nie do końca nią jest. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – to tytuł przeznaczony na rzeczywistość rozszerzoną. Wiecie, coś pokroju szalenie popularnego Pokemon GO. Tego typu klonów było wiele, ale tylko nieliczne się utrzymały.

Od premiery 2 lata temu (w Europie gramy dopiero od kilku miesięcy), Now na całe szczęście radzi sobie całkiem dobrze. Bazowo ma podobne założenia co „duże” części, ale ze znacznie skróconymi walkami i o wiele wyższym tempem zabawy (ubicie pomniejszych stworków to kwestia kilku sekund, dużych niewiele ponad minuty). Nawet wyłączona, aplikacja monitoruje pozycje przeciwników na mapie, czy zapewnia drobny dopływ zasobów, który możemy „przyspieszyć”, kupując specjalne przedmioty w sklepie za prawdziwą gotówkę.

Monster Hunter Stories 2: Wings of Ruin

Pierwsze Monster Hunter Stories zadebiutowało na Nintendo 3DS i zebrało całkiem pozytywne opinie. Mamy tu do czynienia z nieco innego rodzaju produktem, skierowanym raczej do młodszego odbiorcy. Barwna oprawa, odrobinę większy nacisk na fabułę, oraz… turowe walki. Tak, dobrze przeczytaliście – starcia w Stories toczą się wyłącznie w klasycznej, jRPGowej formule. Powiemy więcej – na potwory nie będziecie polować, a się z nimi zaprzyjaźniać i wychowywać, wykorzystując niczym Pokemony.

Na sequel, Wings of Ruin, musieliśmy zaczekać kilka lat, ale było warto. Poprawiono większość aspektów jedynki, a dzięki przenosinom na Switcha oraz PC (wersja PS4 nadeszła nieco później) całość wygląda znacznie ładniej. Systemowo dalej mamy klasyczne „kamień-papier-nożyce”, gdzie cios danego rodzaju (Silny, Szybki, Techniczny) jest skuteczny przeciwko innemu rodzajowi wroga. Jeżeli chcecie zaszczepić miłość do marki w swoich milusińskich, to Wings of Ruin będzie idealnym punktem zaczepienia.

Monster Hunter Freedom Unite

W nazewnictwie cyklu i próbach ogarniania „co jest czym” można miejscami pogubić się bardziej, niż próbując śledzić fabułę Kingdom Hearts. Freedom Unite to z jednej strony nowa odsłona, oferująca masę dodatkowej treści. Z drugiej po prostu „dopakowana” edycja Freedom 2… które to z kolei mocno bazuje na oryginalnej dwójce. Sami widzicie, trochę zamieszania jest.

Na całe szczęście w cyklu fabułą przesadnie przejmować się nie trzeba, to i można odpalić sobie po prostu część, na jaką akurat mamy ochotę. Freedom Unite zdecydowanie warto, gdyż to jedna z lepszych gier dostępnych na PSP. Pokazują to dobitnie rankingi sprzedaży, bo fani dosłownie się na nią rzucili, a na dzisiaj rozeszły się prawie 4 miliony kopii. Poza zmianami typu QoL, FU dodało też specjalne zadania nazwanie „Epic Hunting Quest”, gdzie w ramach danego wyzwania ścieramy się po kolei z aż czterema monstrami.

Monster Hunter 3 Ultimate

Oryginalnie Monster Hunter 3 było planowane nie jako produkcja przenośna, a tytuł mający w pełni wykorzystać możliwości PlayStation 3. Wysokie koszta developmentu nie pozwoliły jednak na spełnienie ambitnej wizji, a całość ukazała się zamiast tego na Nintendo Wii. Została ciepło przyjęta, ale dopiero wydanie z podtytułem Ultimate (dostępne na 3DS oraz Wii U) okazało się tym, czego można by od początku oczekiwać.

Po pierwsze, pojawił się nowy hub, Tanzia Port, który w przeciwieństwie do bazowej edycji nie wymagał bycia online. Pozwoliło to chociażby na wykonywanie zadań samemu. Dodano też walkę podwodną, wcześniej zarezerwowaną dla japońskiego „exa”, czyli Portable 3rd. Po raz pierwszy od Freedom Unite dostaliśmy też G-Rank z nowymi, trudniejszymi questami, umożliwiającymi zdobywanie lepszego ekwipunku. Jeżeli posiadacie chociażby 3DSa, MH3U to pozycja obowiązkowa.

Monster Hunter Generations Ultimate

Podobnie jak w przypadku poprzedniej pozycji z dzisiejszego zestawienia, tak samo nowsze Generations postanowiliśmy umieścić w jego „ostatecznej” formie. Oryginał zresztą ciężko byłoby już współcześnie ograć, bo 3DS wspierany przez Nintendo obecnie nie jest, tak samo jak polecane odsłony MH na niego, a Switch – jak najbardziej. Tak samo jak trójka – i czwórka, do której jeszcze sobie za chwileczkę przejdziemy – Ultimate stanowi swoiste „ukoronowanie” i definitywną edycję podstawki. Innymi słowy mamy masę ulepszeń, zmian QoL, czy poprawioną oprawę graficzną.

Fajnym patentem związanym z wersją na „Pstryczka” jest chociażby możliwość przeportowania postępów z 3DSa. Dodano też nowe potwory, a także potężniejsze ewolucje starych nazwane „Deviant Monsters”. Tak w zasadzie największym problemem Generations nie jest cokolwiek związanego z ich jakością, ale fakt, że opisywany port wyszedł… zaledwie rok przed rozbijającym bank i prawdziwie nowogeneracyjnym World. Czy mimo to GU wciąż warto nadrobić? Jeżeli nie mieliście jeszcze okazji – jak najbardziej. Tylko przygotujcie się na nieco bardziej „staroszkolne” doświadczenie.

Monster Hunter 4 Ultimate

Już kilkukrotnie wspomniany w naszym tekście 3DS nie może mieć nawet chwili wytchnienia. W końcu cykl MH przyjął się na nim tak dobrze – jak zresztą wcześniej na PSP – że nie ma się co dziwić. Czwórka nie próbowała w żadnych wypadku rewolucjonizować żadnego aspektu zabawy – na to czas przyszedł dopiero przy okazji World – zamiast tego skupiając się na jak najlepszym dopracowaniu kojarzonych mechanik. Upłynniono poruszanie się i wspinaczkę, a potwory zdecydowanie lepiej wykorzystują różne rodzaje terenu na swoją korzyść.

Nowości też nie brakowało. Jedną z nich były np. specjalne Zadania Gildii, różne dla każdego gracza. Wymuszało to korzystanie z funkcji StreetPass wbudowanej w konsolę/specjalnych kart, aby móc wymieniać się questami z innymi Łowcami. Masa krytyków oraz graczy uznała czwórkę – oczywiście w momencie jej premiery – za najlepszą odsłonę nie bez powodu.

Monster Hunter Rise + Sunbreak

Od 2017 roku wzwyż, gry podobne do MH World zaczęły coraz śmielej nawiedzać nasze konsole i komputery. Gracze nie mogli się doczekać kolejnych części w podobnym stylu, ale Capcom zdecydował się na nieco inny ruch. Monster Hunter Rise ponownie porzuciło (chociaż wyłącznie czasowo, bo porty nadeszły szybko) „duże” konsole, wracając tam, gdzie marka zawsze sprawdzała się najlepiej – na handheldy.

Czy oznaczało to zmniejszenie skali i produkcję mniejszą, gorszą, i brzydszą? Bynajmniej! Znaczy oczywiście, na niewielkim ekranie Pstryczka nie można było liczyć na podobną jakość tekstur, co na takim PS4 czy PC, ale ilość treści dalej zapewniała kilkadziesiąt, jeżeli nie kilkaset, godzin świetnej zabawy. Znacząco przyspieszono poruszanie się poprzez dodanie dwóch rzeczy: Kumpsów oraz Kablobaków (tłumacz się postarał, sami przyznajcie!). Te pierwsze to psi towarzysze, których możemy ujeżdżać, a z kolei robaczki posłużą jako swoista linka z hakiem, wykorzystywana zarówno w trakcie eksploracji, jak i walki. A co po skończeniu podstawki? Na chętnych czeka gigantyczne rozszerzenie, Sunbreak, dodające nowe potwory, lokacje, zadania, czy wyposażenie.

Monster Hunter Wilds

Wilds zebrało absolutnie fantastyczne oceny od krytyków i nieco gorsze od samych graczy (głównie z racji fatalnego stanu technicznego). Z tego powodu, a także dlatego, że obecnie World wraz z dodatkiem Iceborne zapewnia znacznie więcej wysokiej klasy treści, nie mogliśmy wrzucić jej na pierwsze miejsce.

Co będzie za kilka tygodni, miesięcy, lat? Zobaczymy, ale na razie Wilds, poza drobnymi problemami z optymalizacją, jest zwyczajnie genialne. Położono nieco większy nacisk na filmową kampanię, a protagonista w końcu zyskał własny głos, co zdecydowanie może zachęcić do zabawy osoby, którym najbardziej na tym aspekcie zależy. Wszyscy inni będą mogli szybko „przelecieć” przez fabułę, aby zatopić się na wiele godzin w już teraz piekielnie złożonym end-game. Jeżeli tylko Capcom będzie wspierał „Dzicze” tak mocno jak World, fanów czekają naprawdę świetne czasy.

Monster Hunter World + Iceborne

Mówiąc już o World, to nasz ranking MH kończymy właśnie nim. O ile marka nigdy nie była może w jakimkolwiek „dołku”, to on wyniósł ją na salony, szczególnie na zachodzie. Gracze tłumnie rzucili się na polowania, w czym na pewno pomogła premiera nie tylko na PS4, ale także Xboxie oraz komputerach osobistych. O ile też na wydania poza Japonią nigdy nie musieliśmy długo czekać, na pewno pomógł fakt, że World zadebiutowało u nas w tym samym czasie, co w Kraju Kwitnącej Wiśni.

Całość to wręcz definicja „więcej, lepiej, mocniej”. Capcom wykorzystał potęgę stacjonarnych konsol i silnych PC, oferując nieco bardziej realistyczną oprawę, która nawet dzisiaj, po prawie 8 latach od premiery, broni się fantastycznie. Czuć moc i impakt każdej z broni, walczy się nimi zauważalnie różnie, przez co warto na start zapoznać się ze wszystkimi, aby znaleźć jakiegoś swojego ulubieńca, ucząc się go od podszewki. I jak już podstawka ma w sobie całą masę treści – dodatkowo długo rozszerzanej darmowymi aktualizacjami – tak z dodatkiem Iceborne to dosłownie „klękajcie narody!”… sprzed ekranu nie odejdziecie przez setki godzin.

Łowcy, a jakie są waszym zdaniem najlepsze gry Monster Hunter? Koniecznie podzielcie się z nami swoimi wyborami w sekcji komentarzy!

O autorze
Publicysta, Recenzent

Absolwent Uniwersytetu Śląskiego, z wykształcenia nauczyciel. Na Łowcach Gier pisze od 2022 roku. Fan wszelkiej maści "japońszczyzny", ze szczególnym nastawieniem na serie Final Fantasy, Tales of, oraz Like a Dragon. Za pełnoprawny remake Xenogears dałby siebie (lub ewentualnie Venoma) pokroić.…

Czytaj więcej
Niektóre odnośniki w artykułach to linki afiliacyjne. Klikając w nie lub też finalizując za ich pomocą kupno produktu, nie ponosisz żadnych kosztów. Jednocześnie sprawiasz, że otrzymujemy wynagrodzenie, dzięki któremu praca Redakcji jest możliwa.