Recenzja konsolowego Darkest Dungeon 2. Podwójnie Najmroczniejszy Loch zaskoczy fanów jedynki

Pierwsza część Najmroczniejszego Lochu zdobyła sobie oddane grono fanów, których przyciągnęła już w ramach wczesnego dostępu. Nie dziwota, że zapowiedź dwójki wzbudziła sporo ekscytacji, tak samo jej premiera… ale niekoniecznie z tych powodów, jakich można by oczekiwać. Czy mimo to warto się najnowszym dziełem studia Red Hook Studios zainteresować, postara się odpowiedzieć nasza recenzja Darkest Dungeon 2.

Recenzowana gra: Darkest Dungeon 2

Ogrywaliśmy na: Sony PlayStation 5

Data premiery: 08.05.2023 (PC), 15.07.2024 (konsole)

Platformy: PC, Sony PlayStation 4/5, Xbox One/Series, Nintendo Switch

Deweloper: Red Hook Studios

Wydawca: Plaion


Moja styczność z pierwszym Darkest Dungeon nie była przesadnie długa, na dodatek miała miejsce we wczesnych dniach jej debiutu w Steam Early Access. Ledwo kilka godzin sprawiło, że absolutnie odechciało mi się brnąć w Najciemniejszy Loch głębiej, bo tyłek był mi kopany na każdym kroku, a ogrom losowości – przynajmniej na początkowych etapach, może później ulega to jakiejś zmianie – irytował. Do dwójki podchodziłem więc jak pies do jeża, myśląc, że odbiję się od niej równie szybko. Powiem wam szczerze, że gdyby nie konieczność napisania recenzji, tak by się pewnie zresztą po kilku pierwszych godzinach stało. Zacisnąłem jednak zęby, pograłem nieco dłużej… i coś zaskoczyło.

Parostatkiem karawanem w piękny rejs

Recenzowane Darkest Dungeon II jest czymś mocno różniącym się od poprzedniczki, choć klimat jest podobny. Mroczny świat na krawędzi zagłady, strach, i wylewająca się z każdego zakątka beznadzieja, a w środku tego my – śmiałkowie, którzy udają się na wręcz straceńczą misję do lochów, szukając skarbów i tajemnic, a natrafiając po drodze na różnorakie okropności wyjęte wręcz z kart opowiadań H.P. Lovecrafta. Do tego rozwój wioski, do jakiej wracaliśmy po każdej wyprawie, permanentna śmierć bohaterów, oraz masa losowości, która była w stanie zniweczyć nawet najbardziej udane podejście.

Dwójka już od początku dobitnie pokazuje, że szukający tego samego doświadczenia, muszą się udać gdzie indziej. Nawet ja – a przypomnę, jestem osobą, która odbiła się od poprzedniczki po ledwo kilku godzinach – zauważyła, że mamy do czynienia z czymś drastycznie innym. Po pierwsze – brakuje miejscówki, do której po każdym podejściu będziemy wracali, by leczyć członków drużyny, rozwijać budynki i choć na moment odsapnąć przed ponowną wyprawą w nieznane. Tym razem będziemy ciągle przeć do przodu, w kierunku góry – tam znajduje się całe źródło wszelkiego plugastwa, które trapi świat.

To właśnie głównie przez ten fakt całkowitemu przeobrażeniu uległa struktura rozgrywki. Brakuje wioski do rozwoju, a karawan, nasz środek transportu, ulepszymy w ograniczonym stopniu, skupiając się w dużej mierze na naprawianiu jego uszkodzeń. Tak samo, w ramach odpoczynku, usiądziemy na kilka chwil w tawernie, gdzie znajdziemy się po ukończeniu każdej z lokacji, jaką będziemy mijać w trakcie wędrówki do góry. Towarzyszy (w liczbie czterech) dobieramy na samym początku zabawy, a o ich śmierć – jak poprzednio – nie musimy się obawiać, bo po ewentualnym straceniu całej ekipy, nie ma najmniejszego problemu z wybraniem ich ponownie, bez konieczności ponownego rozwijania nowych rekrutów. 

Dyliżans nieustannie prze do przodu, zatrzymując się wyłącznie w konkretnych punktach (jak szpital, czy specjalne kapliczki, lochy itp.) oraz na rozdrożach, gdzie będziemy mogli wybrać dalszą trasę. Wszystko musi skończyć się u jednego celu, ale już sama ścieżka do niego może znacząco się różnić, wystawiając nas czy to na liczniejsze starcia z wrogami (ale często wynagradzając to lepszymi przedmiotami do zebrania), czy bezpieczniejszą (ale zazwyczaj tylko pozornie) ścieżkę, która spokojniej doprowadzi nas do czekającej na finiszu tawerny. Po drodze możemy wyłącznie lekko skręcać albo omijając przeszkody, albo celowo je rozbijając, aby odnaleźć w środku coś przydatnego.

W zasadzie przez właśnie te zmiany rozgrywka znacznie bardziej przypadła mi do gustu. Pierwsze godziny wciąż były okropnie męczące i miałem ochotę wyrzucić z irytacji pada przez okno, ale wraz z mijającym czasem wkręcałem się coraz bardziej. Gameplay był na tyle „świeży” i inny, że zniknęła – chociaż nie w pełnie – irytacja związana z przegraną, kosztowną utratą członka drużyny, czy źle zalokowanymi funduszami. Mogłem ponieść porażkę, ale ze świadomością, że kolejne podejście zacznę całkowicie na świeżo, z częścią zdobytych wcześniej przedmiotów, nowymi klasami postaci, czy lepszym zrozumieniem mechanik. To wszystko po prostu sprawiało, że przegrana nie boli aż tak jak wcześniej, bo chociaż wciąż czuć jej wagę, nie zniechęca aż tak mocno do kolejnych podejść. Przynajmniej tak było w moim przypadku, czyli antyfana jedynki, bo jeżeli spędziliście z nią dziesiątki, czy nawet setki godzin, możecie mieć na ten temat całkiem odmienne zdanie.

Sama walka – przynajmniej na rzut oka laika – wydaje się praktycznie identyczna, jak ta z poprzedniczki, tocząc się w ramach w pełni turowego systemu. Zależnie od pozycji danego bohatera, będzie mógł zaatakować innego przeciwnika, niektóre ciosy będą w stanie przesunąć czy to nas, czy przyciągnąć wroga itp. Jest to dosyć istotne, bo pokonani adwersarze nie znikają od razu, pozostawiając na polu bitwy zwłoki, które istnieją jako fizyczny obiekt. Aby się ich – a jednocześnie stojącej przed nami przeszkody – pozbyć, konieczne będzie albo odczekanie, albo zadanie kilku ciosów.

Do tego oczywiście można nakładać na wrogów różnorakie statusy, jak krwawienie czy zatrucie, ale my też nie będziemy od nich wolni. Najbardziej problematyczne jednak nie są one, a raczej możliwość przejścia przez konkretnego bohatera „załamania”, które wpływa na jego statystyki, czy może nawet doprowadzić do tego, że zacznie atakować swoich sojuszników. Poziom poczytalności zależy od kilku czynników, nie tylko otrzymywanych obrażeń, czy nietrafianych ciosów, ale i podejmowanych w trakcie podróży decyzji. Czasami będziemy bowiem natrafiać na chociażby osoby pokroju żebraków, które mogą czegoś od nas chcieć. W zależności od tego, co akurat zrobimy, możemy otrzymać jakieś bonusy w formie zasobów i lekkiego „rozpalenia” wiezionego płomienia (o nim za chwileczkę), ale kosztem tego, że decyzja może się najzwyczajniej w świecie nie podobać części członków ekipy. Pomiędzy poszczególnymi obszarami (czyli w trakcie wizycie w gospodzie), między bohaterami budzą się też różnorakie animozje, które tak samo wpływają na to, jaki mają stosunek do innego towarzysza, mogąc mu nagle np. wbić w plecy nóż. Nasza „bryczka” wiezie też cały czas płomień nadziei; jeżeli ten zgaśnie, nie musi się to wiązać z błyskawiczną przegraną, ale starciem z bardzo silnymi przeciwnikami, którzy – jeżeli naprawdę dobrze nie ogarniamy mechanik – raczej zmiotą nas z powierzchni ziemi, wymuszając powtórkę.

Bohaterów możemy rozwijać we wspomnianych już kilkukrotnie tawernach, ulepszając ich umiejętności. Nie nastawiajcie się jednak na to, że wpakujecie w jakąś swoją ulubioną absolutnie wszystko, bo wydacie na nią najwyżej jeden „punkt”, musząc sensownie rozdysponować wszystko między czworgiem protagonistów. Klas postaci jest przy tym całkiem sporo, a ich wykupienie nie powinno wam zająć wiele czasu. Używanej do tego waluty – świec – raczej nie będzie wam brakować, tym bardziej że sama możliwość dodania kogoś nowego do naszej wesołej ferajny kosztuje ich zaledwie kilka. Rozwój to już inna sprawa i ten trzeba solidnie przemyśleć. Fajnie mimo wszystko, że progresję zauważalnie tutaj czuć, bez jakiejkolwiek straty w kwestii poziomu trudności, ale z ograniczoną nieco losowością – to element, jakiego mocno mi w jedynce brakowało.

Zew Przedwiecznych

Drobnemu rozwinięciu uległa też warstwa fabularna. Nie zrozumcie mnie źle, dalej jest minimalistyczna i w gruncie rzeczy nieprzesadnie istotna, ale nie aż tak mocno, jak wcześniej. Każdy z odblokowanych bohaterów ma możliwą do sprawdzenia – czy raczej odblokowania, bo nie możemy jej po prostu przeczytać z poziomu menu – historię, swoiste tło, a w kilku tego typu segmentach czeka nas nie tylko czytanie, ale i proste (bo nie gramy tam rozwiniętą, a narzuconą z góry postacią) sekcje gameplayowe. Fajna sprawa i bardzo mi się spodobała, bo i od razu czułem dzięki temu większą chęć do podejmowania kolejnych prób.

Sam klimat dalej jest tak samo zawiesisty, mroczny, i pełen beznadziei, jak poprzednio. Projekty poszczególnych wrogów i postaci są absolutnie fenomenalne, przypominając nieco dzieła np. Joe Madureiry. Przeniesiono się co prawda do trójwymiaru, ale tak stylizowanego, że dopiero po chwili dostrzegłem różnice w stosunku do jedynki. Dalej mamy też absolutnie fenomenalnego narratora i, równie dobrą, klimatyczną ścieżkę dźwiękową.

Aby nie rozdrabniać się już na kolejny „duży” podpunkt, skorzystam z tego w celu opisania kilku trapiących tę produkcję problemów i kwestii konsolowego wydania (w tym przypadku – PlayStation 5). O ile zarzutów co do technikaliów nie mam – wszystko działa płynnie, nie wykrzacza się, nie natrafiłem też na jakieś większe błędy – tak nie wiem, czy to kwestia polskiej wersji językowej, czy może coś szerszego, ale często bywało, że poszczególne napisy, okienka, czy opcje wyraźnie na siebie nachodziły. Przez to, dopóki nie przesunąłem kursora/ktoś nie przestawał mówić, część tekstu była zwyczajnie nieczytelna. Trochę obawiałem się o sterowanie na padzie (grzebanie w opcjach, liczne okienka itp.), ale po początkowym galimatiasie, bardzo szybko przywykłem. Dalej przedkładałbym używanie klawiatury i myszki nad kontroler, ale jeżeli wystarczająco mocnego PC nie posiadacie, wersja konsolowa na pewno was pod tym względem zadowoli.

Gdzie kupić Darkest Dungeon 2?

Przegląd ofert na grę Red Hook Studios czeka na Was na GG.deals.

Czy warto kupić Darkest Dungeon 2?

Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie, bo i wszystko zależy od tego, czego akurat oczekujecie. Jeżeli takiej „jedynki premium”, to nie do końca to. Recenzowane Darkest Dungeon 2 to sequel wywracający wiele rzeczy do góry nogami, przez co może przypaść do gustu osobom, którym w poprzedniczce spodobał się klimat, ale struktura rozgrywki już nie do końca – takim jak chociażby wasz uniżony. Spróbować zdecydowanie warto, ja na pewno jeszcze raz na jakiś czas będę sobie DD2 odpalał choćby po to, żeby napawać się genialnym, zawiesistym klimatem. Twórcy z Red Hook Studios po podjęli spore ryzyko, które mogło się nie opłacić, ale dwójka została przyjęta na tyle ciepło, że nie mają na co narzekać.

Sam podchodziłem do Najmroczniejszego Lochu 2 jak pies do jeża, ale finalnie wsiąknąłem na tyle mocno, że kolejne sesje przed ekranem telewizora przychodziły mi z wielką chęcią. Poniższa ocena może nie do końca to odzwierciedlać, bo to dalej nie do końca „mój” gatunek i rodzaj wyzwania, przez co mogłem podchodzić do niektórych aspektów bardziej krytycznie, lub nie pomyśleć o elementach, jakie fani jedynki wyłapią od razu, ale mimo wszystko takie „dobry plus” wydaje się adekwatny. Jeżeli wy po zagraniu uznacie, że należy się więcej – miłej zabawy!


Ocena: 7.5/10

Red Hook Studios stworzyło odważny sequel, wywracając większość elementów znanych z poprzedniczki do góry nogami. Jeżeli jednak najbardziej w jedynce podobał wam się ciężki, mroczny klimat i niewybaczająca błędów rozgrywka, to w dwójce będziecie bawić się równie dobrze.


Co mi się podobało:

  • Klimat, klimat, i jeszcze raz klimat – mrok aż wylewa się z ekranu
  • Fenomenalny, znany jeszcze z jedynki, narrator
  • Świetne projekty postaci i wrogów
  • Pełen różnorakich zależności, wymagający system walki
  • Nowa, bardziej „rogalikowa” struktura gry
  • Czasu poświęconego na naukę i zagłębienie się w mechaniki nie można nazwać straconym
  • Fabuła dalej jest raczej minimalistyczna, ale podana w nieco ciekawszy, bardziej bezpośredni sposób

Co nie przypadło mi do gustu:

  • Spora losowość dalej może irytować
  • Zmiany w strukturze nie każdemu przypadną do gustu, bo to coś znacznie od poprzedniczki innego
  • Po czasie staje się nieco monotonna
  • Drobne problemy z czytelnością w przypadku polskiej wersji językowej, jak nachodzące na siebie informacje, czy okienka z tekstem

Kopię Darkest Dungeon 2 dostarczył PLAION Polska. Dystrybutor nie miał wpływu na treść recenzji oraz ocenę gry.

O autorze
Publicysta, Recenzent

Absolwent Uniwersytetu Śląskiego, z wykształcenia nauczyciel. Na Łowcach Gier pisze od 2022 roku. Fan wszelkiej maści "japońszczyzny", ze szczególnym nastawieniem na serie Final Fantasy, Tales of, oraz Like a Dragon. Za pełnoprawny remake Xenogears dałby siebie (lub ewentualnie Venoma) pokroić.…

Czytaj więcej
Niektóre odnośniki w artykułach to linki afiliacyjne. Klikając w nie lub też finalizując za ich pomocą kupno produktu, nie ponosisz żadnych kosztów. Jednocześnie sprawiasz, że otrzymujemy wynagrodzenie, dzięki któremu praca Redakcji jest możliwa.