Recenzja Expeditions: A MudRunner Game. Off-roadowe Death Stranding

Wymagające rozgrywka, stosunkowo niskie tempo, bardzo wysoki próg wejścia – w większości z tym kojarzone są poprzednie off-roadowe symulatory od studia Saber Interactive. Wszystkie, a w szczególności najnowszy (już niedługo) SnowRunner, znalazły jednak spore grono oddanych fanów, którzy byli w stanie spędzić z nimi setki godzin. Czy podobnie będzie przy ich kolejnej produkcji? Na to pytanie postara się odpowiedzieć nasza recenzja Expeditions: A MudRunner Game.

Recenzowana gra: Expeditions: A MudRunner Game

Ogrywaliśmy na: PlayStation 5

Data premiery: 05.03.2024 r.

Platformy: PC, PlayStation 4/5, Xbox One/Series, Nintendo Switch

Deweloper: Saber Interactive

Polski wydawca: Plaion Polska

Nie jestem przesadnym fanem wszelakich symulatorów jazdy, i to bez znaczenia, czy są to typowe wyścigi, czy gry bardziej nastawione na eksplorację. Jeżeli już mam wsiadać za kierownicę, to zawsze wybiorę bardziej arcadowe tytuły, jak seria Need for Speed, Motorstormy, czy niedawne Hot Wheels Unleashed 2.

Przez ten fakt fenomen Spintires, czy Snowrunnera, zdecydowanie mnie ominęły. Wyglądały na zdecydowanie zbyt „techniczne”, wymagając ode mnie sporej wiedzy na temat obsługi pojazdów terenowych, a nawet w swoim własnym samochodzie nie potrafiłbym naprawić najprostszej możliwej usterki. W kilku recenzjach, jakie miałem okazję przeczytać przy okazji premiery, przewijały się – co mnie dziwiło – porównania do mojego ukochanego Death Stranding. Wyłącznie to sprawiało, że na jednej czy drugiej wyprzedaży czasami zerkałem na Snowrunnera.

Świetnych gier wychodzi jednak rok w rok na tyle dużo, a kupka wstydu (lub, jak lubię ją sam nazywać, kupka dumy) nie maleje. Mogąc wybrać między lubianymi przeze mnie gatunkami, jak kolejne jRPG, czy jakaś klimatyczna przygodówka, niezbyt uśmiechało mi się próbowanie czegoś, co na jakieś 99% mogło mi się nie spodobać. Kiedy więc w ręce wpadło mi recenzowane Expeditions: A MudRunner Game uznałem… dlaczego nie, dawać mi to! W końcu nie ja pierwszy (i na pewno nie ostatni) będę mierzył się z czymś całkowicie nowym, co może wzbudzić we mnie miłość do wcześniej omijanego rodzaju gier. Swego czasu stareńki Simon the Sorcerer sprawił, że pokochałem nielubiane do pewnego momentu point’n’clicki. Może deweloperzy z Saber Interactive sprawią, że zechcę kupić własnego Jeepa, po czym wyruszyć na wyprawę w nieznane? Sukces okazał się… połowiczny, ale przejdźmy do rzeczy.

Przez błoto, lasy, rzeki

Wspomniałem na początku, że nie miałem przesadnej styczności z wcześniejszymi produkcjami od Saber Interactive. Nie jest to do końca prawda, bo, aby mieć jakiś sensowny punkt odniesienia przy pisaniu tego tekstu, dzięki uprzejmości znajomego, miałem okazję pograć sobie kilka godzin w SnowRunnera. Było… nieco lepiej, niż się spodziewałem. Dalej „lamiłem” niemożliwie, co chwila gdzieś utykając, czy grzęznąc w błocku, ale sama, bardzo powolna rozgrywka, miała swój klimat, któremu mógłbym dać się z czasem porwać. Nawet nie tyle wykonując zadania, co jeżdżąc sobie po lokacjach, podziwiając widoki, i słuchając w tle jakiegoś podcastu. 

Recenzowane Expeditions: A MudRunner Game jest jednak od swojego poprzednika… nieco inne. Przede wszystkim, co nieco mnie zawiodło, nie oferuje w pełni otwartego świata, a trzy regiony, które są dalej podzielone na nieco mniejsze lokacje. Całość bazuje na tytułowych „ekspedycjach”, czyli wybieranych z poziomu menu zadaniach, przed którymi musimy się przygotować, wybierając odpowiedni pojazd (bądź kilka), ulepszenia, zasoby, ekspertów, a później ruszając z konkretnym zadaniem w dzicz.

Przemierzane biomy są naprawdę sporych rozmiarów, a dotarcie do celu może zająć masę czasu, ale osobiście bardziej „zadaniowa” formuła nie do końca przypadła mi do gustu. Po wykonaniu kilku zleceń możemy na danym obszarze (nie całej mapie, ale konkretnym wycinku) odblokować możliwość całkowicie swobodnej podróży, ale to dalej nie było dla mnie „to samo”. Muszę jednak zaznaczyć, że osoby, których właśnie wcześniejsza struktura odrzuciła, tutaj mogą bawić się o niebo lepiej. Dużo wyraźniej czuć postęp, zawsze mamy przed sobą jakieś konkretne cele, rzeczy do wykonania. Po wyborze jednego zadania nie musimy się ograniczać wyłącznie do niego. Na zwiedzanym terenie natrafimy na liczne dodatkowe aktywności, które możemy wykonywać poza  tym „głównym” zleconym nam zadaniem.

Początkowo, ograniczeni finansami i zasobami, nie będziemy mieli możliwości zrobić absolutnie wszystkiego, co tylko zapragniemy. Trasy będziemy musieli planować bardzo ostrożnie, co jest w zasadzie clou rozrywki. W pierwszych godzinach zabawy praktycznie co rusz popełniałem durne błędy, lecąc „na pałę”, zerkając wyłącznie na mapę, a nie korzystając z licznych, bardzo pomocnych gadżetów. Pokonać zbiorniki wodne pomoże specjalny czujnik, który zaznaczy, czy przeprawa w najbliższym miejscu jest bezpieczna, odpowiednim kolorem zaznaczając głębokość. Na wzniesienie dostaniemy się z pomocą ciągnika, który też będzie w stanie wyciągnąć nas z błocka. Najbardziej powinniście się zaprzyjaźnić z dronem, którym zeskanujemy najbliższe otoczenie, i pomoże „z góry” dojrzeć, która ścieżka jest optymalna. Warto też wybrać odpowiednich specjalistów, dających bonusy, zależne od swojej specjalizacji, inne dla np. hydrologów (lepsze pokonywanie rzek, czy innych zbiorników wodnych), a inne dla survivalistów (więcej zasobów).

Jeżeli z opisu brzmi to dla was jak gameplay względnie dynamiczny, gdzie ciągle coś się dzieje, albo w takiej formie właśnie go oczekujecie… to nie ten adres. Recenzowane Expeditions: A MudRunner Game jest niesamowicie powolne, a nawet najprostsza ekspedycja w celu przeskanowania jakiegoś obiektu, może trwać naprawdę sporo. Jeżeli dodatkowo – tak jak ja – nie macie wcześniejszego doświadczenia, to przez popełnione błędy, będziecie musieli czy to zacząć od nowa, czy przez masę czasu próbować „objechać” problem.

To wszystko ma swoje plusy, bo prowadzi czasami do sytuacji, w których zajdzie konieczność wykazania się sporą kreatywnością. Mnie, przykładowo, w przypadku pewnej wyprawy, blisko jej końca, całkowicie skończyła się benzyna. Jako że wyposażyłem się wyłącznie w jeden pojazd, musiałbym zacząć całe zadanie od nowa. Uznałem, że „a takiego wała!”, a do końca udało mi się… przyciągać po brzegu rzeki, od drzewa do drzewa, i od zaczepu do zaczepu, z pomocą wyciągarki. Zajęło mi to z pół godziny (co normalnie powinno może ze… 3 minuty), ale udało się, sukces osiągnięty. Satysfakcja była? Oczywiście. Szkoda tylko, że czasami miałem wrażenie, że nie wszystkie takie sytuacje wynikały z mojej winy, bo fizyka działała… różnie. Raz bez problemu byłem w stanie podjechać pod strome zbocze, aby za innym utknąć na jakimś pniaku, czy między kilkoma drzewami, kiedy zdarzało się bez problemu przejechać przez znacznie bardziej „zalesione” tereny. Może część sytuacji wynikała z mojej niezbyt dużej znajomości poprzednich gier, gdzie takie wydarzenia też mogły mieć miejsce, a w takim przypadku byłbym do nich przyzwyczajony, ale cóż – niestety nie byłem.

Przegląd ofert na Expeditions A MudRunner Game: cena, premiera, preorder. Ekspedycje w stylu 4×4

Wysokiego tempa i masy akcji może brakuje, ale jak widzicie, odrobinki ekscytacji już niekoniecznie. Mimo to z czasem, po upływie kolejnych godzin, zacząłem traktować nowego MudRunnera nieco inaczej. Nawet jeżeli miałem wyznaczone konkretne cele, a do odblokowania możliwości swobodnej eksploracji nieco brakowało… ponownie zaczynałem jeździć „po swojemu”. Przestało mnie obchodzić, czy trasa będzie optymalna, czy dużo zyskam/stracę, czy zrobię masę rzeczy po drodze. Zacząłem za to cieszyć się widokami, wsłuchiwałem się w klimatyczną ścieżkę dźwiękową (bądź jakiś dłuższy podcast w tle), a jak coś mi się nie udało, i musiałem zacząć od nowa… no zdarza się każdemu. Po prostu to robiłem, starałem się nie popełniać tych samych błędów, szukając (jeżeli było to akurat możliwe) innej drogi, aby w jej trakcie zobaczyć coraz to nowe fragmenty mapy. Że później mogłem, i czasami musiałem, i tak w te miejsca się udać? Trudno. Nie trzeba się ograniczać do zdobywania jakiegoś szczytu wyłącznie jednokrotnie.

Widoki niczym w Tatrach

Przechodząc do samych „widoczków”, to w momencie premiery przyjdzie nam pozwiedzać trzy odrębne lokacje. Pierwsza z nich to miejscówka raczej niewielka, dedykowana samouczkowi, ale już dwie kolejne – czyli Arizona i Karpaty – imponują rozmachem. Szczególnie przypadły mi do gustu nasze rodzime tereny, z licznymi zbiornikami wodnymi, pagórkami, lasami, masą zieleni. Czasami aż chciało się przystanąć i po prostu przez kilka minut popatrzeć na ekran telewizora. To te właśnie momenty przypominały mi ulubione fragmenty z pierwszego ogrywania Death Stranding te 4 lata temu. Wykonując kolejne ekspedycje, będziemy odblokowywali kolejne „sekcje” danych obszarów, które mogą czasami znacznie różnić się klimatem od tych dopiero co opuszczonych.

Szkoda tylko, że już pod względem czysto technicznym bywa… różnie. Nawet, mimo że czasami można się zachwycić samym projektem tego, czy innego miejsca.  Bardzo mocno widać, że recenzowane Expeditions: A MudRunner Game było projektowane z myślą o konsolach starej generacji i Switchu. Szczególnie dało mi po oczach notoryczne „wyostrzanie” tekstur podłoża, które raz wyglądało „jak trzeba”, aby po chwili być nieostre, a po ruszeniu odpowiednio kamerą znowu się doczytywać. Do płynności i czasów wczytywania (ogrywałem wersję PS5) nie mam najmniejszych zarzutów, ale przy tej jakości oprawy zdziwiłbym się, gdyby jakiekolwiek występowały.

Czy warto zagrać w Expeditions: A MudRunner Game?

Czy warto? To zależy od tego, czego oczekujecie. Jeżeli spędziliście setki godzin w Spintires, MudRunnerze, czy SnowRunnerze, to tej recenzji czytać nie musicie – pewnie już od dawna macie złożony pre-order. Jeżeli tak nie jest, a z poprzednimi grami od Saber Interactive z tego cyklu styczności nie mieliście, albo też szukacie wymagającej, ale mimo wszystko spokojnej i odprężającej produkcji, warto dać Expeditions szansę – szczególnie biorąc pod uwagę jej niską premierową cenę. Sam nie wkręciłem się na tyle, aby wracać do niej raz po raz, wykonując każde możliwe wyzwanie na mapie, ale spędzonego czasu nie żałuję. Czasami po prostu trzeba wsiąść za kółko, odpalić radio, i wybrać się na wycieczkę w Karpaty.


Ocena: 7/10

Expeditions: A MudRunner Game to produkcja nieco inna od uwielbianego przez całe rzesze graczy SnowRunnera. Jeżeli jednak spokojna, acz wymagająca rozgrywka was ujęła, najnowsze dzieło Saber Interactive również powinno przypaść wam do gustu.


Co mi się podobało:

  • Masa treści na wiele godzin zabawy i jeszcze więcej zawartości w planach
  • Spora dowolność modyfikacji pojazdów, co pomoże nam dopasować je do konkretnego zadania/otoczenia
  • System ekspedycji sprawia, że w zasadzie nieustannie mamy przed sobą jakiś cel. Czuć progres, czego brak mógł niektórych odrzucać w SnowRunnerze
  • Niesamowicie wymagający model jazdy – tutaj nawet wyjechanie pod niewielkie wzniesienie potrafi być wyzwaniem
  • Sporo gadżetów wspomagających eksplorację oraz system specjalistów, dających nam różnorakie bonusy
  • Pomimo bardzo wysokiego progu wejścia – relaksująca, powolna rozgrywka, idealna do puszczenia sobie w tle jakiegoś podcastu i zatracenia się na długie godziny, zwiedzając Karpaty czy Arizonę

Co nie przypadło mi do gustu:

  • Wspomniany już wysoki próg wejścia – to zdecydowanie nie jest gra dla każdego
  • Nieprzesadnie next-genowa oprawa graficzna
  • Znacznie większy nacisk na planowanie kolejnych wypraw i ich organizację, niż sam transport i logistykę, co mnie osobiście nie przypadło do gustu (ale nie oznacza to, że nie musi wam)
  • Twórcy mogliby się pokusić o nieco bardziej złożony, znacznie dłuższy tutorial, aby troszeczkę ułatwić początki przygody

Kopię recenzencką Expeditions: A MudRunner Game otrzymaliśmy od PLAION Polska. Nie miało to wpływu na ocenę gry i treść artykułu.

O autorze
Publicysta, Recenzent

Absolwent Uniwersytetu Śląskiego, z wykształcenia nauczyciel. Na Łowcach Gier pisze od 2022 roku. Fan wszelkiej maści "japońszczyzny", ze szczególnym nastawieniem na serie Final Fantasy, Tales of, oraz Like a Dragon. Za pełnoprawny remake Xenogears dałby siebie (lub ewentualnie Venoma) pokroić.…

Czytaj więcej
Niektóre odnośniki w artykułach to linki afiliacyjne. Klikając w nie lub też finalizując za ich pomocą kupno produktu, nie ponosisz żadnych kosztów. Jednocześnie sprawiasz, że otrzymujemy wynagrodzenie, dzięki któremu praca Redakcji jest możliwa.