Recenzja gry Tekken 8. Wielki powrót króla konsolowych bijatyk

Na kolejną numerowaną odsłonę kultowego mordobicia przyszło nam czekać siedem lat. Oto jest, niekwestionowany król bijatyk, przynajmniej pod kątem zainteresowania, jakie wzbudza od dekad wśród sympatyków tego gatunku. Z naszej recenzji Tekken 8 dowiecie się, czy w parze z gigantycznym zainteresowaniem idzie równie wysoka jakość. Spoiler: tak!

Recenzowana gra: Tekken 8

Ogrywaliśmy na: PlayStation 5

Data premiery: 25.01.2024 r.

Platformy: PlayStation 5, Xbox Series, PC

Deweloper: Bandai Namco Entertainment

Polski wydawca: Cenega

Turniej Żelaznej Pięści wraca z ośmiokrotnie większą siłą

Recenzowanie bijatyk jest o tyle ciężkie, że ich odbiór w bardzo dużym stopniu zależy od samego systemu walki, który, szczególnie w przypadku Tekkena 8, ciężko opisać słowami. Co nie znaczy, że nie trzeba próbować! Rdzeniem mordobić jest rywalizacja i potyczki 1 v 1, dlatego postanowiłem zacząć od omówienia nowości, jakie zostały wprowadzone do kombosów przez ósmą odsłonę serii. Pierwszą rzucającą się w oczy zmianą, a co za tym idzie największą w ogóle, jest system Heat. Pod życiem gracza został umiejscowiony pasek, wizualizujący aktualny stan „rozpalenia” postaci. Naciskając przycisk R1 (lub jego odpowiednik na innych kontrolerach), bohater zadaje ekskluzywny dla swojego stylu walki atak Heat Burst, po którym przez kilka sekund zwiększa się ogólna siła zadawanych przez niego obrażeń. W tym stanie zostaje aż do wyczerpania wspomnianego paska, aczkolwiek w międzyczasie może ponownie skorzystać z ataku pod R1, wyprowadzając Heat Smash, czyli serię uderzeń, zadających o wiele większe obrażenia niż normalnie, a których przeciwnik nie zablokuje (o ile Smash trafi celu – pierwszy atak nie różni się niczym od normalnych uderzeń i nadal można go odparować).

Obaj gracze otrzymują na starcie każdej rundy w pełni naładowany pasek Heat i skorzystać z niego może wyłącznie raz. Dobre wykorzystanie Heatu może sprawić, że na przestrzeni następnych kilku sekund przeciwnik pożegna się ze znaczną większością swoich punktów życia. Dodajmy do tego Rage Art, powracający z Tekkena 7 potężny atak, aktywujący się, kiedy postać ma mniej niż 25% życia i tak naprawdę tymi dwoma ruchami całkowicie zdominujemy oponenta. Zakładając, że ten nie będzie się bronił. Tak jak wspomniałem, zarówno Heat, jak i Rage Art bez większych problemów da się zablokować, dlatego kluczem do ich wykorzystania jest odpowiednie wyczucie czasu. Wróg jest najbardziej bezbronny w trakcie lotu nad areną, więc idealnym momentem na skorzystanie z tych technik jest środek udanej żonglerki. Na papierze cały ten system wydaje się stanowczo przesadzony i… właściwie rzeczywiście taki jest. Zadawane obrażenia są ogromne, przez co rzadko kiedy jedna runda trwa dłużej niż 20 sekund. Przy grze ze znajomymi raczej tego nie odczujemy, ale po wskoczeniu do potyczek rankingowych od razu widać, że nie dostajemy wystarczająco dużo czasu, żeby się wykazać. Ponad połowa życia znika w ułamku sekund przez automatyczne ataki.

Tekken 8 premiuje jak najbardziej agresywne akcje. Przytłoczenie przeciwnika lawiną ciosów jest przepisem na sukces, tylko nadal trzeba mieć z tyłu głowy, że drugi gracz ma w zanadrzu własny zestaw ruchów, własny Heat i Rage Art, przez co często i gęsto na ekranie panuje ogromny chaos. Na szczęście chaos kontrolowany. Oprawa graficzna jest zjawiskowa, a przy tym czytelna. Modele bohaterów są na tyle szczegółowe, że niektórym z nich można – i to nie jest hiperbola! – policzyć pory na twarzy. Błyski uderzeń, które przeszkadzały mi w kilku ostatnich częściach, też jakby mniej odznaczały się podczas walk. Nie ma co ukrywać, że w przypadku bijatyk fotorealizm schodzi na drugi tor, liczy się przede wszystkim płynności rozgrywki, do której też przyczepić się nie sposób. Nie miałem ani jednej sytuacji, przy której ilość wyświetlanych klatek na sekundę spadła podczas rozgrywki. Tekken 8 trzyma betonowe 60 fpsów i nigdy nie schodzi nawet o jeden punkt niżej. Wyjątkiem jest ekran wyboru postaci, tam co jakiś czas model bohatera potrafi przyciąć. Na samą grę nie ma to żadnego wpływu, to już raczej problem samego silnika graficznego. Unreal Engine nie radzi sobie z szybkimi podmianami tekstur, co w połączeniu ze skakaniem po 32 różnych zawodnikach potrafi trochę zdławić konsolę. Skoro już przy rosterze postaci jesteśmy, warto zwrócić uwagę, że w tej odsłonie dostaliśmy trzy zupełnie nowe postacie – „Królową Kawy” Azucenę, francuskiego agenta Victora i tajemniczą Reinę, której historię poznajemy w trybie fabularnym. Zabrakło kilku kultowych wojowników, na przykład Eddiego Gordo, który jest już zarezerwowany dla pierwszego Season Passa. Jak to w przypadku tego typu gier bywa, wachlarz bohaterów zostanie znacząco powiększony w ciągu najbliższych lat.

Aspektem, którego nie jestem w stanie wystarczająco się nachwalić, są animacje. Tekken zostawia jakąkolwiek konkurencję lata świetlne w tyle. Nie ma drugiej bijatyki z tak autentycznym zestawem ruchów i przejściami między nimi. Oczywiście nie wszystkie style walki są odwzorowane idealnie jak w rzeczywistości, to nadal tylko arcade’owa gra i liczy się tutaj głównie dobra zabawa, więc znalazło się miejsce na sporo umowności – jak Devil Jin strzelający laserami z oczu, czy kosmiczny impet wyprowadzanych uderzeń – mimo wszystko innej tak naturalnie śmigającej bijatyki raczej nie znajdziecie. Każdy atak, unik i krok w bok przechodzi płynnie w następny, połączenia między animacjami różnią się w zależności od wcześniejszej pozycji obu postaci, inaczej będzie wyglądał chwyt zastosowany w momencie, kiedy wróg znajduje się w powietrzu i inaczej, jeśli będzie odwrócony do nas plecami. Ciężko to wizualizować słowami, szczególnie że podczas tych 20-sekundowych rund ilość różnych ataków przytłacza, ale wystarczy obejrzeć jedną walkę, żeby przekonać się na własne oczy, że Tekken 8 to bardziej taniec, niż potyczki na śmierć i życie. Co za tym idzie, niesamowitą satysfakcję z gry będzie czerpał nawet całkowity nowicjusz. Nie znając żadnych kombosów i tak można łączyć ataki w spektakularne sekwencje, dzięki czemu każdy gracz dostanie odpowiednie dawki adrenaliny i dopaminy, co wcale nie jest standardem dla tego gatunku. Na osobne wyróżnienie zasługuje oprawa audio. Ścieżka dźwiękowa idealnie motywuje każdego gracza to jak najbardziej agresywnej walki o tytuł Króla Żelaznej Pięści.

Recenzja gry Street Fighter 6. Ryu i spółka kolejny raz wychodzą na ulice

Jednocześnie tak łatwo i trudno nie było jeszcze nigdy

Próg wejścia, przynajmniej jeśli chodzi o potyczki kanapowe i tryby dla jednego gracza, jest stosunkowo niski, jak na bijatyki, więc Tekken 8 będzie idealnym wyborem dla graczy, którzy chcieliby zacząć przygodę z tym gatunkiem, tylko średnio wiedzą, gdzie wystartować. Grając w pojedynkę, otrzymujemy do dyspozycji zatrzęsienie trybów, zaczynając od kilkugodzinnej kampanii „Przebudzenie Mroku”, będącej najzwyklejszym shonenem, podnoszącym z każdą kolejną cutscenką tętno gracza, przez fabularyzowane epizody każdej z 32 postaci, na salonie gier kończąc. No dobrze, skłamałbym, mówiąc, że to wszystko, bo znajdziemy tutaj również zabawny Tekken Ball, czyli znaną z leciwego Tekkena 3 „siatkówkę” i tryb walki z Duchami. Ten drugi polega na potyczkach z przeciwnikami wygenerowanymi przez AI. Na przestrzeni naszych rozgrywek, Sztuczna Inteligencja śledzi wszystkie nasze ruchy, na bazie których tworzy profil zawodnika, imitujący nasze techniki. W ramach tego trybu możemy zawalczyć z samym Haradą, reżyserem i designerem serii (za pokonanie jego ducha otrzymacie nawet srebrne trofeum, także to jest niemały wyczyn). Natomiast wspomniany Salon Gier to nic innego jak znany z poprzednich odsłon tryb rankingowy, w którym każda kolejna walka zwiększa nasz prestiż i znaczek koło profilu. Tym razem dodano do tego fabularną otoczkę. Własnoręcznie stworzonym avatarem przemierzamy liczne salony z automatami, porozmieszczane po Japonii i wygrywamy lokalne turnieje, jednocześnie poznając tajniki systemów rządzących Tekkenem.

Przyjemne z pożytecznym łączą także analizowane przez sztuczną inteligencję powtórki, wytykające graczom popełnione przez nich błędy. Kilka ostatnich walk jest automatycznie zapisywanych w pamięci konsoli, wracamy do nich z poziomu głównego menu, jeśli chcemy otrzymać wskazówki na temat kontrowania ataków, które przyczyniły się do naszej przegranej. Tekken 8 generalnie robi wszystko, żeby kompletnego nowicjusza wznieśc na poziom turniejowego gracza. Praktycznie w każdym miejscu otrzymujemy informację zwrotną na temat tego, co zrobiliśmy źle, albo co polepszyłoby nasz styl gry i pomogło w efektywniejszym położeniu przeciwnika. Dla osób, które nie radzą sobie zupełnie, dorzucono asystę ukrywającą się pod przyciskiem L1. Po aktywacji tej opcji postać wykonuje automatyczne kombosy – przełamanie gardy i skuteczne żonglowanie przeciwnikiem skrywa się wtedy za jednym guzikiem. Takie ułatwienie samo w sobie nie jest złe, daje obraz tego, jak spektakularne akcje można wykręcić daną postacią, jeśli przyłożymy się do poznania zaawansowanej listy ruchów. Problemy zaczynają się, kiedy wchodzimy do rozgrywek online.

Asysta kombosów została dodana do trybów sieciowych, nawet do rankedów. Obecność takich ułatwiaczy dałoby się usprawiedliwić w sparingach, które nie wpływają na statystyki gracza, ale stosowanie ich w rankingowych tabelach jest absurdalne. Nie uważam się za Tekkenowego eksperta, ale trochę czasu online w tej serii spędziłem, wbijając w miarę wysokie rangi i nigdy nie miałem tak dużych problemów z wygraniem meczu. Z pierwszych 10 walk tylko raz wyszedłem obronną ręką, prawie łamiąc DualSense’a na pół, potem przypomniałem sobie o asyście i z ciekawości sprawdziłem, jak to będzie wyglądać, kiedy sam zacznę z niej korzystać. Efekt? Pięć wygranych z rzędu. Na ten moment próg wejścia do potyczek online jest niesamowicie wysoki, żaden jednoosobowy tryb nie jest w stanie przygotować graczy na to, co ich czeka w PvP. Nie pomagają też liczne lagi, pojawiające się w zależności od regionu oponenta. Nawet po podłączeniu do PS5 kabla Ethernet do stabilnego routera (Internet 1 Gb/s i 300 Mb/s wysyłki) od czasu do czasu trafiałem na przeciwników, którzy poruszali się w rytm pokazu slajdów. Oba problemy, czyli nadużywanie asyst przez graczy w Sieci, jak i spore opóźnienia podczas tych walk można naprawić, jednak na ten moment są sporą skazą na tym diamencie.

Czy warto zagrać w Tekken 8?

Gracze, którzy wcześniej nie mieli z bijatykami zbyt dużo wspólnego, w Tekken 8 zagrać powinni, jeśli mają ochotę zagłębić się w tym gatunku. W mało której grze znajdą tak zaawansowane opcje nauki kombosów i dobrych praktyk. AI śledzące ruchy gracza praktycznie bezustannie wspomaga go w drodze na szczyt tabel. Nawet jeśli nie mamy zamiaru spędzać setek godzin w rankingowych meczach online, to Tekken 8 nadal oferuje mnóstwo zawartości do rozgrywek solo, czy to shonenową kampanię, epizody każdej z 32 postaci, tryb arcade, fabularyzowany salon gier, czy też zrobiony z przymrużeniem oka Tekken Ball. Weteranów nawet nie muszę namawiać, w to zagrać po prostu trzeba. Nie ma na rynku drugiej bijatyki z tak fenomenalnym systemem walki. Harada, z gracją żurawia, perfekcyjnie balansuje między przystępnością dla nowicjuszy a głębią, która podda próbie umiejętności wszystkich zagorzałych fanów serii.

Gdzie kupić klucz Steam Tekken 8 najtaniej?

Zainteresowana/y promocjami na wydanie PC bijatyki Bandai Namco? Zapoznaj się z przygotowanym przez nas zestawieniem ofert na Tekken 8 klucz Steam.


Ocena: 9,5/10

Iście next-genowy Tekken. Jak to brzmi, jak wygląda, jak działa! Tona zawartości, liczne wspomagacze dla początkujących, kwintesencja „easy to learn, hard to master”. Aktualnie najlepsza bijatyka dostępna na rynku.


Co mi się podobało:

  • Dynamiczna rozgrywka, premiująca agresywne potyczki
  • Nieskazitelnie stabilny framerate
  • Animacje i przejścia między nimi to uczta dla oczu, drugiej tak świetnie zaprojektowanej bijatyki nie znajdziecie
  • Śliczna, szczegółowa i czytelna oprawa graficzna, pomimo chaosu, jaki pojawia się na ekranie
  • Fabularna kampania niejednokrotnie przyprawia o opad szczęki
  • Zatrzęsienie trybów, zarówno jedno- jak i wieloosobowych
  • Gra jest bardzo przystępna dla początkujących, a jednocześnie daje duże pole do popisu weteranom
  • Rozbudowany roster – 32 postacie i 16 aren
  • Liczne opcje personalizacji każdego bohatera
  • Ścieżka dźwiękowa nakręca graczy do zażartej walki na śmierć i życie
  • Tryb Heat podkręca – już i tak zawrotne – tempo walk do absolutnego maksimum

Co nie przypadło mi do gustu:

  • Tryb asysty w rozgrywkach online (nawet w meczach rankingowych!)
  • Problemy z kodem sieciowym, częste lagi w trybach wieloosobowych
  • Zamknięcie Eddiego Gordo w Season Passie
Tagi:
Niektóre odnośniki w artykułach to linki afiliacyjne. Klikając w nie lub też finalizując za ich pomocą kupno produktu, nie ponosisz żadnych kosztów. Jednocześnie sprawiasz, że otrzymujemy wynagrodzenie, dzięki któremu praca Redakcji jest możliwa.