Recenzja gry A Perfect Day. Chiny przełomu mileniów

Zastanawialiście się kiedyś, co byście zrobili, gdyby los dał Wam możliwość przeżycia jeszcze raz dowolnego dnia i doprowadzenia go do „perfekcji”? Recenzowane A Perfect Day to growy odpowiednik Dnia Świstaka. Sprawdźmy, czy gra dorównuje merytorycznie kultowemu filmowi z Billem Murrayem.

Recenzowana gra: A Perfect Day

Ogrywaliśmy na: Nintendo Switch

Data premiery: 25.10.2023 r.

Platformy: Nintendo Switch, PS4, PS5, Xbox, PC

Deweloper: Perfect Day Studio

Wydawca: Perfect Day Studio

Chińska Republika Ludowa anno 1999

To, co wyróżnia A Perfect Day na pierwszy rzut oka, to prześliczna warstwa graficzna. Wszystkie plansze, jakie zostaną wyświetlone na ekranie podczas rozgrywki, są stylizowane na obrazy namalowane pastelami olejnymi. Oryginalny artstyle w połączeniu z tematyką (o której za chwile), sprawia, że łatwo wczuć się w nostalgiczny klimat Chin końca XX wieku, widzianych oczami dziecka. Jako że w tamtym okresie cały kraj przechodził przez ogromne zmiany polityczne, opowiadana historia nie boi się poruszać trudnych tematów, chociaż z uwagi na to, że narratorem jest kilkunastoletni chłopiec, wiele z nich jest zbagatelizowanych lub źle zinterpretowanych.

W gruncie rzeczy A Perfect Day to visual novel, ale dająca graczowi większą dowolność, znaną z gatunku point n’ click. Przygodę zaczynamy w szkole, pośród innych szóstoklasistów, kiedy wszyscy dowiadują się, że z niejasnych przyczyn dyrektor zarządził dzień wolny, odwołując resztę zajęć. Każdy z uczniów rozchodzi się w swoją stronę, aby cieszyć się ostatnim dniem 1999 roku. Główny bohater postawił sobie za cel podarowanie kartki swojej wybrance życia, jednak szybko okazuje się, że ten wyczyn nie będzie należał do najprostszych. Dziewczynę ewidentnie coś gryzie. Do szkoły przyszła zapłakana, a po zajęciach od razu uciekła do dom. Naszym celem będzie znalezienie jej w rozległym mieście.

Z początku gra prowadzi historię jak po sznurku, dopiero po czasie otrzymujemy możliwość wybrania jednego z dwóch trybów. Liniowy nadal będzie ciągnął gracza za rękę przez kolejne wydarzenia, nad którymi rzadko kiedy trzeba się zastanawiać, natomiast tryb „puzzle” daje znacznie większą dowolność w kwestii poznawania opowieści i przemierzania miasta. Najważniejszą mechaniką jest zarządzanie własnym czasem w myśl carpe diem. Z początku nie można zrealizować wszystkich swoich planów, trzeba wybierać między pogonią za miłością swojego życia, czy spędzaniem czasu z przyjaciółmi i rodziną. Każdy wybór pożera kwadranse, a nawet godziny z jednego dnia, jaki mamy do dyspozycji. Właściwie to mało który plan da się doprowadzić do końca, przynajmniej z początku.

Główny bohater cierpi na fobię społeczną, paraliżującą go w momentach, w których powinien przejść do działania. Odpowiada za nią pasek umieszczony w lewym górnym rogu ekranu. Jeśli przeprowadziliśmy chłopca przez kilka stresujących sytuacji, przy kolejnej nie będzie w stanie zmusić się do podjęcia słusznej decyzji. Na przykład wspomnianej kartki nie wręczymy przy pierwszej próbie, bo dziecku po prostu brakuje odwagi, którą nabędzie dopiero po przeżyciu kolejnych „cykli” potrzebnych do stworzenia perfekcyjnego dnia.

Problemem natomiast są same dialogi, a przecież powieść wizualna nie może sobie pozwolić na dłużyzny. Niestety, znaczna ilość scen jest niepotrzebnie przedłużana i zwyczajnie nuży. Przykładowo obiad z rodziną trwa do momentu, w którym zjemy wszystkie dziesięć pierogów, jakie mamy na talerzu. Po każdym pierogu obserwujemy w telewizji kolejny urywek wiadomości, żeby później wpatrywać się w wyświetlane na ekranie trzy kropki sygnalizujące, że atmosfera przy stole, lekko mówiąc, jest nieprzyjemna. Tutaj mama zwróci uwagę, że dziecko je zbyt wolno, tam ojciec podniesie głos, kiedy żona wygłosi kolejną podobną uwagę. Rozumiem zamysł podzielenia się swoja kulturą i wyjaśnienia, jakie nastroje panowały pod koniec XX wieku, ale to nie znaczy, że gracz powinien być zmuszony przez dwadzieścia minut klikać na pieroga i śledzić nic nie wnoszące wymiany kwestii urwanych w pół zdania. Urozmaicenie rozgrywki poprzez wyścigi zabawkowych samochodów i zarządzania ich statystykami na papierze wypada ciekawie, ale w praktyce sprawdza się średnio, odciągając uwagę gracza od tego co najważniejsze, czyli postaci pobocznych i ich życiowych problemów.

Sporo do życzenia pozostawia też oprawa dźwiękowa. Dialogi nie są udźwiękowione, muzyki praktycznie w ogóle nie ma. Przez większość czasu jedynymi odgłosami, jakie usłyszymy, jest ruch uliczny, szum parku i mrugająca w oddali latarnia. Sterowanie na padzie często jest nieprecyzyjne, przez co pojawiają się problemy z wybraniem odpowiedniego przedmiotu, kiedy otrzymujemy do dyspozycji kilka różnych interaktywnych elementów, na przykład w pokoju głównego bohatera. Tak samo zarządzanie ekwipunkiem potrafi napsuć trochę krwi. Chociaż większość przycisków nie ma żadnej funkcjonalności, bo jak na nowelkę przystało, potrzebne są tylko trzy opcje (poruszanie kursorem, zatwierdzenie wyboru i wejście do ekwipunku), to postanowiono umieścić otwarcie plecaka pod… dolną strzałką, gdzie w tego typu grze często korzysta się ze strzałek podczas wyboru interesujących przedmiotów. Co za tym idzie stanowczo zbyt dużo razy, zamiast zmienić punkt zainteresowania, bohater po prostu otwierał plecak. Nie byłoby problemu, gdyby wykorzystano wszystkie pozostałe przyciski, na czele z triggerami. Zamiast tego trzeba zmagać się z licznymi missclickami.

Czy warto zagrać w A Perfect Day?

Gra od Perfect Day Studio przypadnie do gustu głównie osobom, które chcą zagłębić się w codziennie życie lat 90. w Chinach, jednak trzeba mieć na uwadze, że pomimo ciekawej tematyki, historia potrafi się mocno dłużyć, szczególnie na początku. Twórcy stanowczo zbyt wolno odkrywają swoje karty przed graczem, dając mu pełną swobodę dopiero po kilku godzinach zabawy. Minigry odciągają uwagę od tego co naprawdę ważne, a spora część dialogów jest aż nazbyt przegadana. Zabawę można urozmaicić, wybierając wyższy poziom trudności, który oferuje więcej dowolności, ale nadal trzeba pogodzić się z niezbyt precyzyjnym sterowaniem. Recenzowane A Perfect Day to interesujące, długie na kilkanaście godzin doświadczenie, ale nie pozbawione wad, gdzie największą z nich jest żmudne tempo, co w powieści wizualnej jest raczej niemile widziane. Koniec końców historia jest nostalgiczną podróżą w czasy dzieciństwa. Nawet jeśli ciężko będzie utożsamiać się z chińskim społeczeństwem i tak znajdziemy tu wiele uniwersalnych wspomnień, przywodzących na myśl te z naszej własnej młodości. O ile przymkniemy oko na wspomniane niedoróbki.


Ocena: 6/10

Nostalgiczna podróż do lat 90., okraszona świetną warstwą wizualną, ale borykająca się z kilkoma znacznymi problemami. Wzruszająca historia o próbach wyciągnięcia z życia tego, co najlepsze, wbrew uciekającemu czasu.


Co mi się podobało:

  • Pastelowa oprawa graficzna
  • Wzruszająca opowieść
  • Klimat Chińskiej Republiki Ludowej schyłku XX wieku
  • Dwa tryby rozgrywki; uproszczony, prowadzący gracza za rękę i zaawansowany, w którym trzeba więcej kombinować

Co nie przypadło mi do gustu:

  • Problemy z tempem historii, wiele scen jest niepotrzebnie przedłużanych
  • Sterowanie na padzie
  • Skąpe udźwiękowienie
  • Próby urozmaicenia powieści graficznej kilkoma przeciętnymi minigrami

Kopię recenzencką gry A Perfect Day otrzymaliśmy od PR Outreach. Nie miało to wpływu na treść artykułu.

Niektóre odnośniki w artykułach to linki afiliacyjne. Klikając w nie lub też finalizując za ich pomocą kupno produktu, nie ponosisz żadnych kosztów. Jednocześnie sprawiasz, że otrzymujemy wynagrodzenie, dzięki któremu praca Redakcji jest możliwa.