
Recenzja Stellar Blade, czyli o tym jak cztery litery nie przesłoniły rozgrywki
Kiedy uruchomiłem demo Stellar Blade, a później, gdy obejrzałem już właściwe napisy końcowe po najlepszym zakończeniu, które można było zdobyć, nie sądziłem, że gra koreańskiego studia tak bardzo wypełni mi pustkę po NieR. Choć tytuł budził kontrowersje od samego początku, Sony doczekało się solidnego tytułu second party. Możecie być pewni, że o Shift Up jeszcze usłyszymy. Przed wami moja recenzja Stellar Blade.
Recenzowana gra: Stellar Blade
Ogrywaliśmy na: PlayStation 5
Data premiery: 26.04.2024 r.
Platformy: PlayStation 5
Deweloper: Shift Up
Polski wydawca: Sony Interactive Entertainment
Koreańska superprodukcja
Nie jest to pierwsza pozycja od tej ekipy. Shift Up, studio z Południowej Korei zadebiutowało jednak na dużej konsoli dopiero przygodą Eve, gdyż w dorobku zespołu do tej pory znajdowała się gacha gra mobilna, NIKKE: Goddess of Victory. Przy wsparciu Sony najpierw zademonstrowano nam w 2021 Project Eve, który to tytuł następnie został przemianowany na ten właściwy. Czym właściwie jest Stellar Blade? To przyjemny, ekskluzywny dla konsoli PlayStation 5 slasher w stylu NieR, czy God of War. Ponieważ wybacza zaskakująco dużo, nie nazwałbym go typowym soulslike. Owszem, czerpie z niego mechaniki, bowiem odpoczynek w obozie regeneruje przeciwników, ale na tym koniec. Pozostaje więc odblokowywać umiejętności za punkty zdobyte z zabijania Naytiba, tutejszych adwersarzy, a im potężniejszym wachlarzem nasza dzielna protagonistka operuje, tym bardziej stylowo eksterminuje wrogów. Stellar Blade dopracowało walkę do bardzo wysokiego poziomu, a potyczki wymagają od gracza obserwacji ruchów przeciwnika i wyciągania wniosków. To nie jest Devil May Cry, czy Bayonetta, gdzie możemy radośnie mashować wszystkie przyciski, patrząc, jak piekło płonie. Wciągnięcie grupy do walki może grozić zgonem, jeśli nie opracujemy strategii. To widać zwłaszcza w końcowych etapach, gdzie przeciwnicy są nieco bardziej pancerni, a bossowie bardziej agresywni i uzbrojeni po zęby.



Postapokaliptyczna pocztówka z Ziemi
Pewnie zastanawiacie się, czemu Stellar Blade wypełnił mi pustkę po NieR Automata. Ponieważ… już sam początek gry jest bardzo podobny. Bohaterowie zostają zesłani na Ziemię, aby wyswobodzić planetę z objęć Naytiba. Jedyna ocalała ze swojej jednostki Eve trafia ze swoim wybawcą, Adamem do Eidos 7, wielkiego, opustoszałego, deszczowego miasta, które możecie znać z wersji demonstracyjnej. I tu moje pierwsze zachwycenie. Muzyka jest przegenialna. Nie da się tego opisać inaczej. Motyw z tej lokacji tak bardzo zapadł mi w pamięć, że nucę go co jakiś czas. Płynne przejście w agresywny miks w czasie walki idealnie się przeplata ze spokojniejszym rytmem podczas eksploracji. Każda miejscówka ma dzięki temu charakter. Gdy tylko trafiałem do nowego miejsca, zatrzymywałem się na chwilę, żeby po prostu posłuchać, co tam przygrywa w tle. Design lokacji jest wielopoziomowy, podróżujemy zarówno horyzontalnie, jak i wertykalnie. Podczas eksploracji towarzyszy nam dron z wbudowanym skanerem, ułatwiającym szukanie znajdziek. A tych jest całe mnóstwo.
Gra jest bardzo czytelna pomimo dość skąpo wyglądających tekstur, co rzuca się w oczy zwłaszcza na pustynnych poziomach i w przybliżeniu. Grałem w trybie zbalansowanym, ale chwilowe przenosiny na quality nie spowodowały, że nagle wszystko stało się piękniejsze. Wręcz przeciwnie – trudno było mi się odnaleźć w nieco mniej płynnej walce z wrogami. Też nie w tym rzecz, aby były cudowne widoczki – gra tego typu musi być przejrzysta, musimy potrafić zauważyć przeciwnika, by nie paść jego ofiarą. Design oponentów również zachwyca. Naytiba są bardzo różnorodni, momentami odrażający. Tytuł niestety cierpi na bolączkę ostatnich gier z gatunku soulslike, gdyż każdy większy wróg będzie przeciągał niektóre ataki w nieskończoność. To nieco psuje płynność combatu, wymagając od nas pełnej czujności i uczenia się ruchów przeciwnika. A im dalej, tym trudniej.
Co do technikaliów. W trybie jakości mamy do czynienia ze stabilną rozdzielczością i betonowymi 30 klatkami na sekundę. Nic nie tnie, nie robi problemów. W zrównoważonym trybie, który wcale nie wygląda dużo gorzej, fps nieco skaczą, jednak w wielu miejscach spotkamy się z płynnymi 60 klatkami. Czasami widać spadki, te jednak są na tyle drobne, że nie utrudniają rozgrywki.



W jednostce siła
Pozostańmy przy walce. Eve używa miecza, potrafi parować ataki i ich unikać, a perfekcyjne wykonanie tych ruchów, po odblokowaniu stosownych umiejętności, prowadzi do wyprowadzania kontry i combosów. Heroina mogłaby mieć trochę więcej okrzyków bojowych oraz mieć je nieco cichsze. Po jakimś czasie są po prostu męczące. Akcyjniak rozkwita w momencie odblokowania pozostałych zdolności, gdzie między innymi na krótką chwilę wchodzimy w specjalny tryb, odpalając mordercze ataki.



W konflikcie najważniejsza jest rozmowa
Niestety, Stellar Blade cierpi na jedną, dość poważną wadę. Bardzo drętwe dialogi, z ogromną ilością gestykulacji. Ma się wrażenie, że gramy w wysokobudżetowy tytuł mobilny bądź, nomen omen, koreańskie MMORPG. Sama Eve też praktycznie do samego końca nie przejawia większych uczuć czy emocji w wypowiadanych kwestiach. Nie wie też, jak zachować się wobec Lily, czy Adama, towarzyszy tej jakże ciężkiej misji. Ponadto, mimo upakowania dużej ilości pobocznych zadań, tylko trzy, góra cztery linie są warte naszej uwagi, dodając głębi, poznawanym w Xion, ostatnim bastionie ludzkości, postaciom. Wątek Enyi i Su jest tutaj najbardziej godny polecenia.
Przedmioty, które odnajdujemy, to też wszelakie kostiumy dla protagonistki, ulepszenia rdzeni, egzokręgosłupa oraz ulepszenia dla broni i drona, będącego częścią naszego wyposażenia. Jest ich naprawdę sporo, przez co każdy może dowolnie dopasować swoją rozgrywkę do stylu, jaki preferuje. I tu zostanę przy ubrankach, nie mogąc nie wspomnieć o kontrowersji, która towarzyszy temu tematowi. Twórcy chcieli, aby gracze mogli cieszyć się pełną, nieocenzurowaną wersją Stellar Blade. W dniu premiery nie spodobało się to chyba Sony i uraczono nas przykryciem niektórych części ciała na poszczególnych strojach. Nie ucierpiałem zbyt z tego powodu i nie przekreśliło to mojego odbioru całości, jednak wpłynięcie na zespół w ostatniej chwili był brzydkim posunięciem, mówiąc bardzo łagodnie. Model Eve powstał na bazie skanów prawdziwej, koreańskiej modelki i niektóre stroje miały to podkreślać i eksponować.



Czy warto zagrać w Stellar Blade?
Do samego końca byłem przekonany, że polecenie Wam Stellar Blade jako obowiązkowej pozycji dla posiadaczy PS5, to właściwy wybór i przy nim zostaję. Można narzekać na małe spowolnienie rozgrywki mniej więcej w połowie historii, momentami przeciągnięcie jej za bardzo, ale końcówka zyskuje tempa, dramaturgii, ogromnego mięsa. Miłośnicy dynamicznej walki, eksploracji rodem z Uncharted, jeżdżenia na desce i motywów mocno czerpiących z serii NieR odnajdą się bezproblemowo w koreańskiej produkcji. Nawet to, że na sam koniec gra poczęstowała mnie błędem, który mógł przekreślić moją szansę na ukończenie Stellar Blade, nie zmienia mojej oceny. Co więcej, gra otrzymała polskie napisy, a jakość tłumaczenia jest naprawdę niezła. Nie jestem tylko pewien, czy startowa cena usprawiedliwia zawartość.
Co mi się podobało:
- Postapokaliptyczny świat przedstawiony, który chętnie się zwiedzało…
- Walka, która jest idealnym balansem pomiędzy dynamicznym slasherem a taktycznym soulslike
- Muzyka, która przyciągnęła mnie od samej wersji demonstracyjnej. Soundtrack trzyma poziom przez całą grę
- Ogrom przedmiotów do znalezienia, które dzięki wbudowanemu skanerowi w drona łatwiej znaleźć
- Spore możliwości dostosowania rozgrywki pod swoje potrzeby, od strojów, po zestaw umiejętności i ulepszenia
- Puszki z napojami!
- Widowiskowe umiejętności specjalne, które dają satysfakcję
- Walki z bossami, zwłaszcza w końcowej fazie
Co nie przypadło mi do gustu:
- …mimo dość biednie wyglądającej grafiki otoczenia
- Czerstwe dialogi między głównymi postaciami i nadmierna gestykulacja
- Garstka sensownych questów pobocznych, które wnoszą coś ciekawego
- Dużo rzeczy związanych z fabułą i światem gry umknie osobom, które nie czytają opisów znajdowanych przedmiotów.
- Główny wątek trochę za bardzo przypomina serię NieR














