Astro Bot okładka

Recenzja Astro Bot. Platformówka na miarę najlepszych gier z serii Mario!

Od wirtualnej rzeczywistości przez demo technologiczne, zaprojektowane z myślą o kontrolerze Sony DualSense, aż po pełnoprawną produkcję – czy Astro Bot ma szansę dołączyć do panteonu największych tuz PlayStation? Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w niniejszej recenzji.

Recenzowana gra: Astro Bot

Ogrywaliśmy na: Sony PlayStation 5

Data premiery: 06.09.2024 r.

Platformy: Sony PlayStation 5

Deweloper: Team ASOBI

Wydawca: Sony Interactive Entertainment

Sony od początku swojej egzystencji na rynku elektronicznej rozrywki dbało o wizerunek marki m.in. za pośrednictwem maskotek reprezentujących daną generację. Chyba wszyscy zgodzimy się, że w erze PS-One był to Crash Bandicoot, który po latach ustąpił miejsca Ratchetowi i Clankowi. Na przestrzeni 7. generacji konsol wspomniany duet był już nieco mniej aktywny, natomiast z tamtego okresu gracze zapewne świetnie kojarzą Sackboya. Kiedy w 2013 r. debiutowało PS4 nikt raczej nie przypuszczał, iż przedstawicielem dobrej zabawy zostanie sympatyczny robot-milczek 😉 o charakterystycznym wyglądzie, potrafiący uśmiechać się „spojrzeniem”. Co zaś kluczowe, zrodził się on wraz z nadejściem PSVR, czyli zupełnie świeżej technologii w świecie PlayStation. Ten układ pozostaje niezmienny również w okresie świetności PS5. Jaki więc jest Astro Bot, mając na względzie wirtualne korzenie serii?

Świetnie ocenione Astro Bot już dostępne! Gdzie kupić kandydata do gry roku najtaniej?

Bigger, better, more Astro

Odpowiedź na powyższe pytanie przychodzi automatycznie – jest po prostu wyśmienity. Team ASOBI konsekwentnie dopieściło każdy element podążając klasyczną drogą sequela. Pod kątem grafiki oraz przyjętej konwencji – gra nadal operuje bogatą paletą barw, niemniej dodatkowo otrzymała również usprawnione oświetlenie – otoczenie mieni się w refleksach na syntetycznym szkielecie robota i jedynie ptaki rzucają nieco poszarpane cienie w troszkę niższej rozdzielczości. Aczkolwiek jest to zaledwie kropla w oceanie wizualnych fajerwerków jakie oferuje Astro Bot. Fani Astro’s Playroom odczują też subtelne zmiany w wibracjach kontrolera, ponieważ mapowanie powierzchni zostało wzbogacone o kolejne dźwięki, którym wtórują niesamowicie rozłożone wibracje Sony DualSense. Twórcy zmarginalizowali także rolę dotykowego panelu, bo nie był on zbyt intuicyjny przez konieczność zsuwania kciuka z czterech głównych przycisków. Przede wszystkim zaś mamy do czynienia z rozgrywką na co najmniej kilkanaście godzin (szczególnie, kiedy chcemy przeczesać każdy zakątek galaktyki). Choć entuzjaści poprzednich odsłon szybko zorientują się, że podstawowe mechaniki nie są niczym rewolucyjnym, tak trzeba uczciwie przyznać, iż naprawdę mało aspektów ociera się o pretensjonalny recykling. 

Astro Bot otwiera się sekcją w kosmosie ukazującą małego robota i jego bliźniaczych kompanów na pokładzie statku zakutego w bryle PS5 Fat. Wkrótce załoga napotyka na swojej drodze złowrogiego, plazmatycznego kosmitę o wyszukanym imieniu Space Bully Nebulax, który kradnie główną jednostkę obliczeniową maszyny, a ta rozbija się na niezidentyfikowanej planecie. Wbita w suchą powierzchnię, ogołocona z najważniejszych podzespołów konsola figuruje na pustej przestrzeni niczym monolit z Odysei Kosmicznej. Naszą misją jest po raz kolejny odnaleźć części elektroniki rozsiane po całym układzie i w sumie szkoda, że developerzy nie poszli tym razem o krok dalej i nie zaserwowali bardziej wyszukanej opowieści, wszak prosta, awanturnicza przygoda o ratowaniu świata, niczym ze wspomnianego Ratchet & Clank, mogłaby się tutaj sprawdzić. Mały robot, jako pełnoprawna maskota PlayStation, zwyczajnie zasługuje na bardziej złożoną historię, nawet gdyby miała być ona opowiadana z dziecięcą naiwnością.

Miejsce katastrofy służy od teraz graczowi jako pełnoprawny hub, gdzie czeka całkiem sporo aktywności do wykonania. Kilka dużych, żywiołowych ekosystemów składa się z mniejszych planet, na których odnajdziemy swoich kompanów i są to zarówno randomowe roboty, jak i wyjątkowe jednostki, wprost nawiązujące do ikonicznych serii związanych od dekad z konsolami Sony. Kreacje są cudowne i znajdziemy tutaj dosłownie każdego: jest Kratos z God of War, Nathan z Uncharted, ale też Snake z MGS, PaRappa z PaRappa The Rapper oraz wiele, wiele innych. W trakcie eksploracji levelów znajdujemy puzzle potrzebne nam do uzyskania konkretnych ulepszeń dla parku rozrywki, takich jak warsztat dla Dual Speedera (statek-kontroler naszego bohatera) albo lokum z maszyną losującą, gdzie za zdobyte monety kupujemy ikoniczne gadżety dla botów (karton dla Snake’a rządzi). Niestety za tą aktywnością ukryto również tryb fotograficzny, którego odblokowanie wymaga znalezienia aż 64 puzzli. Mimo że produkcja nie korzysta w jakikolwiek sposób z mikro-transakcji, to jednak nie widzę sensu dla takiego rozwiązania, szczególnie że odkrycie tylu elementów to w sumie jak ukończenie gry. Szkoda, bo jest na czym zawiesić oko i zdjęcia aż chce się pstrykać – każdy z poziomów zachwyca wizualnie i często oferuje unikatową dla danego środowiska umiejętność. Bonusowe poziomy, po rozprawieniu się z bossem wybranej mikro-galaktyki, to małe mistrzostwo świata, gdyż nawiązują do kanonicznych serii PlayStation. Byłem zafascynowany sekcją oddającą hołd God of War, gdzie śmigałem botem stylizowanym na Kratosa i mogłem rzucać oraz przywoływać do siebie legendarny już topór. W takim momencie autentycznie uzmysłowiłem sobie, iż marzę o cross-overze Astro Bota z każdą inną marką w postaci pełnokrwistej, osobnej pozycji.

Platforma platformę goni

Wspominałem o nieco zachowawczym podejściu do samej rozgrywki i rzeczywiście nowa gra Team ASOBI na pierwszy rzut oka wydaje się niewinną kalką Astro’s Playroom. Powracają starzy wrogowie, i części z nich znów musimy skoczyć nad głowę, sekrety często ukryte są za szczelinami lub formami, które usuwamy ciągnąc za kolorowe farfocle z kabli, a całość synchronizuje się naturalnie w akompaniamencie znanych motywów muzycznych. Formuła jest w zasadzie taka sama – wystarczy jeden hit na unicestwienie przeciwnika, lecz gracz również traci życie po jakimkolwiek uderzeniu. Tytuł wydaje się być przez to trochę zbyt mało wymagający, aczkolwiek nie tylko timing czy balansowanie między oponentami są wyznacznikami umiejętności. Astro Bot wymaga bycia spostrzegawczym, szczególnie gdy chcemy odszukać wszystkie „znajdźki” (niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto przy dziewiczym podejściu do każdego poziomu od razu znajdywał komplet robotów). Poza bezpośrednimi starciami miarą skilla będą też sekcje platformowe same w sobie, a tym przecież Astro Bot stoi. Level design to istny majstersztyk, a wycyrklowania dystansu między platformami nie powstydziłby się sam Mario. Do głosu znów dochodzi DualSense, gdyż jego specyfika łączy się z zagadkami, kiedy to przykładowo intensywność wibracji rośnie w miarę zbliżania się do odpowiedniego kafelka, którego trzeba wdusić. W zależności od rozgrywanego poziomu już na samym początku znajdujemy stosowny gadżet umożliwiający pokonywanie przeszkód w danym sektorze. Może to być odrzutowy plecak z kurczakiem, który wybije nas w powietrze, albo gogle VR spowalniające czas. Twórcy poszli o krok dalej i zaoferowali zabawę skalą, kiedy to gracz na pewnym etapie zamienia się w małą mysz i czmycha do malutkich zakamarków albo śmiga wśród gęstej trawy. A co powiecie na robota-gąbkę absorbującego zasoby wodne przez co puchnie do gargantuicznych rozmiarów? Każde z tych rozwiązań wpływa rzecz jasna na gameplay, oferując niestandardowe rozwiązania – jest o tyle fascynujące, że wydawać by się mogło, iż do tej pory takie unikalne patenty zarezerwowane były jedynie dla mistrzów z Nintendo.

Sony, gdzie podziała się wirtualna rzeczywistość?

Przygoda graczy z Astro Botem zaczęła się w 2018 r. w ramach Rescue Mission, które to oferowało bardzo zbliżone doświadczenie do recenzowanej gry, z tą jednak różnicą, że była to pełnoprawna odsłona dedykowana PSVR. Fakt, iż wirtualna rzeczywistość, kojarzona laikom głównie z opowieściami prezentowanymi z perspektywy pierwszoosobowej, czyni tę grę jeszcze bardziej wyjątkową, ponieważ jako platformer TPP sprawdziła się wyśmienicie. Tym bardziej więc nie mogę się nadziwić, dlaczego Astro Bot nie otrzymał dodatkowego trybu, który wykorzystałby w pełni potencjał gogli nowej generacji od Sony? Wierzę, że Team ASOBI naciskało na taki port, jednak to widocznie nie wystarczyło. PSVR2 to nie tylko skok jakościowy w kwestii oprawy graficznej, ale także dodatkowe rozwiązania za pośrednictwem technologii haptycznych, eye-trackingu i kilku innych. Astro Bot mógłby zyskać na tej platformie nowe życie, stając się doświadczeniem kompletnym – tego niestety zabrakło, a jest to moim zdaniem największa wada i jednocześnie najbardziej niewykorzystany potencjał. 

Developerzy zadbali na szczęście o całą resztę i tytuł lśni na tle innych, dużych produkcji. Astro Bot bez zająknięcia działa w 60 klatkach, oferując dynamicznie skalowaną rozdzielczość w zakresie od 1440p do 2160p. Na pochwałę zasługuje także silnik odpowiedzialny za fizykę obiektów, gdyż w grze małe rzeczy walają się po planszach niczym rozsiane po całym dywanie klocki Lego i tworzy to wręcz piorunujący efekt. Nie doświadczycie tutaj żadnych przykrych zdarzeń typu namacalny wręcz clipping, albo rozrywający się obraz i poza wspomnianymi kilka akapitów wyżej cieniami gra stanowi na chwilę obecną benchmark dla segmentu AAA. A będzie pewnie jeszcze lepiej, ponieważ można śmiało zakładać, że nadchodzące PS5 Pro jedynie upiększy oprawę graficzną.

Dziedzictwo Sony PlayStation

Team ASOBI bez dwóch zdań dostarczyło na rynek jedną z najlepszych gier bieżącego roku. W Astro Bota gra się naprawdę dobrze – zachwyca grafiką, nieszablonowymi motywami i co najważniejsze, rozbudza dziecięcą wręcz ciekawość do świata przedstawionego. To pod praktycznie każdym względem lepszy tytuł od swojego poprzednika, ponieważ oferuje zwyczajnie więcej contentu i zaliczenie całości, łącznie z lizaniem ścian, może Wam zająć nawet 20 godzin. Jasne, nie wszystko się udało – mało wyszukana, ograna już historia spłyca nieco postać samego robota, który ma obecnie status gwiazdy, dzięki wysokiej jakości każdej gry z serii, a ukrywanie trybu fotograficznego tylko dolewa oliwy do ognia. W moim osobistym przekonaniu kompletnie straconą szansą na nadanie grze miana kultowej, w niedalekiej przyszłości, jest naturalnie brak trybu VR i z tym nie będę mógł się nigdy pogodzić. 

Jednak to są w ostatecznym rozrachunku zaledwie drobne rysy na diamencie. Astro Bot to gra kompletna, fascynujący platformer z całym mnóstwem ciekawych pomysłów i rozwiązań. Mając na względzie bezpośrednie nawiązania do kultowych marek kojarzonych od lat ze sprzętami Sony, stanowi prawdziwe dziedzictwo PlayStation. Włodarze firmy nie mogli sobie wymarzyć piękniejszej laurki na 30-lecie konsol.


Astro Bot

Ocena: 8/10

Team ASOBI uchwyciło, dzięki Astro Botowi, magię platformówek Nintendo. Jest to dzieło wyśmienite w swoim gatunku. Musicie jednak wierzyć na słowo, że z trybem VR gra byłaby jeszcze lepsza. 


Co mi się podobało:

  • Cudowna oprawa audio-wizualna
  • Optymalizacja
  • Dobra, polska lokalizacja
  • Poziomy dedykowane konkretnym markom Sony
  • Różnorodność planet
  • Kilka naprawdę ciekawych mechanik
  • Kapitalne wykorzystanie Sony DualSense
  • Wyśmienite nawiązania do kultowych marek

Co nie przypadło mi do gustu:

  • Brak trybu VR
  • Brak dostępu do trybu fotograficznego od samego początku rozgrywki
  • Nieco płytka, mało wyszukana historia
O autorze
Publicysta, Recenzent

Szary człowiek, niespełniony dziennikarz, trochę marzyciel. Grami zauroczony od wczesnego dzieciństwa, gracz głównie konsolowy, aczkolwiek szanujący wszystkie platformy. Autor różnych tekstów związanych z branżą, które na przestrzeni lat znalazły się w kilku dziwnych miejscach Sieci. Od 2023 roku peryferyjny współpracownik…

Czytaj więcej
Niektóre odnośniki w artykułach to linki afiliacyjne. Klikając w nie lub też finalizując za ich pomocą kupno produktu, nie ponosisz żadnych kosztów. Jednocześnie sprawiasz, że otrzymujemy wynagrodzenie, dzięki któremu praca Redakcji jest możliwa.