Recenzja Another Code Recollection

Recenzja Another Code: Recollection. Kiedy jeden remake to za mało

Czy tego chcemy, czy nie, każdy kiedyś dorośnie. Czy tego chcemy, czy nie, każdy będzie musiał zmierzyć się z demonami przeszłości. Nawet jeśli traumatyczne przeżycia wyprzemy z pamięci, koniec końców wrócą do nas ze zdwojoną siłą. W takiej sytuacji warto postępować jak Ashley Robbins, bowiem najgorsza prawda jest lepsza, niż życie w niewiedzy. Oto recenzja Another Code: Recollection.

Recenzowana gra: Another Code: Recollection

Ogrywaliśmy na: Nintendo Switch

Data premiery: 19.01.2024 r.

Platformy: Nintendo Switch

Deweloper: Arc System Works

Polski wydawca: Nintendo

W poszukiwaniu siebie

Na samym początku warto powiedzieć wprost, czym tak naprawdę Another Code: Recollection jest. W skład tej kompilacji wchodzą dwie odświeżone od podstaw gry o podtytułach Two Memories oraz A Journey into Lost Memories, które zadebiutowały odpowiednio w 2005 roku na Nintendo DS i 2009 roku na Nintendo Wii. Z racji tego, na jakie sprzęty były projektowane, różniły się diametralnie od najnowszego wydania – wystarczy jeden rzut oka na oryginalne Two Memories, żeby zdać sobie sprawę, jak kompleksowy remake dostaliśmy w swoje ręce.

Przygoda w Two Memories zaczyna się niczym w dobrym psychologicznym horrorze. Wychowywana przez swoją ciotkę 13-letnia Ashley Robbins pewnego dnia otrzymuje list od swojego ojca. Młoda kobieta od dzieciństwa żyje w przeświadczeniu, że jej rodzice nie żyją, więc tak niespodziewane wydarzenie wręcz wymusza reakcję. W środku koperty znajduje się zaproszenie na wyspę Blood Edward oraz tajemnicze urządzenie, które – oczywiście tylko przypadkiem! – przypomina Switcha. Nie zwlekając, Ashley zabiera się wraz ze swoją ciotką na wspomnianą wyspę w poszukiwaniu ojca. Na miejscu sprawy szybko przybierają inny obrót, opiekunka znika, dziewczyna zostaje całkiem sama na bezludnej wyspie, po czym spotyka… ducha chłopca, który zmarł w pobliskiej posiadłości kilka dekad wcześniej.

Na przestrzeni kolejnych kilkunastu, a nawet i kilkudziesięciu godzin naszym zdaniem jest odkrycie tajemnic swojej, rzekomo zmarłej, rodziny, odzyskanie utraconych wspomnień, a także pomóc zbłąkanej na Blood Edward duszy. Historia zaczyna się sztampowo, ale z biegiem czasu oferuje coraz więcej niespodziewanych zwrotów akcji i zazębiających się wątków. Przy grach stawiających duży nacisk na scenariusz, zawsze mam problem z podjęciem decyzji, jak dużo powinienem z niego zdradzać. Tym razem wychodzę z założenia, że wyłożone tutaj podstawy opowieści to absolutne maksimum, na jakie mogę się pokusić, co za tym idzie, nie poruszę w ogóle fabuły drugiej odsłony, rozgrywającej się dwa lata po wydarzeniach z Two Memories, jako że jest bardzo mocno powiązana z zakończeniem „jedynki”. Wierzcie mi, że Another Code: Recollection to przede wszystkim porządny scenariusz, świetnie napisane postacie i zajmująca intryga, a wszystko to najlepiej poznawać na własną rękę.

Przegląd ofert na Another Code Recollection. Kultowa seria z Nintendo DS i Wii powraca na Switchu

Trochę zagadek, dużo nastoletniej dramy

Co nie znaczy, że można całkowicie zrezygnować z oceny innych elementów. Pierwsza odsłona rozgrywa się głównie na terenach wyspiarskiej posiadłości i działa w podobny sposób jak zeszłoroczny remake The 7th Guest. Praktycznie każde pomieszczenie skrywa jakiś sekret, poruszanie się po dobytku odbywa się na podobnej zasadzie co w starych odsłonach Resident Evil (minus potwory, w Another Code nie ma żadnego zagrożenia, nigdy nie trafimy na ekran Game Over). Rozwiązujemy zagadki, odnajdujemy klucze, pozwalające na dotarcie do coraz głębszych czeluści budynku i podążamy po nitce do kłębka, którym są utracone przez Ashley wspomnienia. Główną rolę gra tutaj wspomniane wcześniej urządzenie Dual Another System, otrzymane w liście od ojca. DAS przechowuje w sobie mapę posiadłości, informacje o napotkanych postaciach, a wbudowana weń kamera niekiedy uratuje bohaterce skórę, niosąc nieodzowną pomoc przy rozwiązywaniu łamigłówek. Tych w pierwszej odsłonie jest całkiem sporo, chociaż znaczna większość nie stanowi praktycznie żadnego wyzwania dla szarych komórek. A te, które na pierwszy rzut oka wydają się odrobinę trudniejsze, można w łatwy sposób brute-forcować metodą prób i błędów, bo i tak zajmie to mniej czasu, niż doszukanie się w nich logiki.

Remake Another Code Two Memories ma momenty, w których zaskakuje pomysłowością i sprawia aż fizyczny ból, kiedy z zaprezentowanych mechanik postanawia już nigdy więcej nie skorzystać. Bez wchodzenia w szczegóły podam jeden przykład. Do rozwiązania zagadki w pokoju A, jest potrzebny pewien przedmiot z pokoju B, którego nie dało się przenieść. Wykorzystując kamerę w DAS, można było cyknąc jego fotkę, po czym „nałożyć” ją na zagadkę w pokoju A, co umożliwiło jej rozwiązanie. Ten motyw został wykorzystany skandalicznie mało razy na przestrzeni całej gry. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby robić zdjęcia na bieżąco i „pomagać sobie” na ekranie rozwiązywania łamigłówek, to nie jest to integralna część zabawy. Równie dobrze napotkane informacje, pokroju kodu do sejfu, można zapisać na kartce i obejść się bez używania DAS, czego w przypadku wspomnianego ambarasu z pokojami A i B zrobić się nie dało – nałożenie zdjęcia było tam kluczowe. To tylko jeden przykład, interesujących mechanik w Another Code: Recollection jest znacznie więcej i w podobny sposób ich potencjał nie został wykorzystany. Wielka szkoda, bo to naprawdę dobra podstawa pod kilka niekonwencjonalnych i zawiłych zagadek.

Zagadek, do których nie ma co się za bardzo przywiązywać. Pierwsza odsłona kończy się po około pięciu godzinach i momentalnie po napisach końcowych zostajemy wrzuceni na tereny jeziora Juliet, gdzie melancholijna atmosfera znana z wyspy Blood Edward ustępuje nastoletnim dramatom. Od wydarzeń z Two Memories minęły dwa lata, Ashley trochę podrosła, jako piętnastolatka jest zafascynowana graniem w rock 'n’ rollowej kapeli i na terenach jeziora szybko zaprzyjaźnia się z kilkoma osobami o podobnych zainteresowaniach. Nie da się oprzeć wrażeniu, że klimat gry zbliża się drugiej odsłonie niebezpiecznie blisko Life is Strange, co dla wielu osób będzie dodatkową zachętą. Ashley nawet z charakteru zaczyna przypominać Max Caulfield. A Journey into Lost Memories ma zupełnie inne tempo niż poprzedzająca je przygoda w opuszczonej posiadłości. Banalna zagadka trafi się tutaj raz na parę godzin.

Lwią część czasu spędzimy na rozmowach z mieszkańcami terenów w okolicy Juliet i chociaż sam świat przedstawiony znacznie się otworzył, to i tak nie ma tam nic do roboty. Przeważnie nawet nie dostajemy możliwości zejścia z jeden konkretnej ścieżki, nie można wrócić się do poprzednich lokacji, bo Ashley w danym momencie ma inne plany. Tym samym gra, która względnie dobrze balansowała między eksploracją, powieścią wizualną i zagadkami logicznymi, nagle staje się „samograjem”, w którym naszym głównym zadaniem jest wysłuchiwanie trosk nowo poznanych ludzi, a główna intryga schodzi miejscami nawet i na trzeci plan. Zarówno „jedynka”, jak i „dwójka” rozgrywają się na przestrzeni jednego dnia, co nie pomaga stworzyć iluzji żyjącej społeczności.

Ładna wizja artystyczna, równie dobra muzyka i sporo bolączek technicznych

Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie każdy zaakceptuje zmiany w stylu graficznym Another Code: Recollection. Nie da się ukryć, że pierwowzory oferowały trochę inną atmosferę i kolorystykę, z tym że nie był ze sobą spójne. Recollection ujednolica obie odsłony i tak naprawdę zamienia dwie różne gry w jedną, znacznie bardziej obszerną. W parze ze schludną oprawą graficzną idzie świetna muzyka, idealnie komponująca się z wydarzeniami na ekranie. Aczkolwiek orkiestralna ścieżka dźwiękowa trochę gryzła się z tematyką drugiej odsłony, z jednej strony elektryczne gitary i rock and roll, z drugiej przygrywające w tle fortepiany. Mogli trochę bardziej zaszaleć, sprawić, żeby muzyka rozwinęła się przez te dwa lata jak sama Ashley. To jednak tylko narzekanie dla samego narzekania, bo koniec końców soundtrack jest cudowny. W przeciwieństwie do tekstur, dalszych planów i cieni. Te ostatnie wypadają nad wyraz źle. Nie dość, że lokacje w Another Code są malutkie, to i tak na każdym kroku widać, że Switch już sobie po prostu nie radzi. Głównie ten problem uderza gracza podczas przemierzania jeziora Juliet, bo tylko tam mamy szersze panoramy, rodem z PlayStation 2. I tak samo, jak na PS2 od czasu do czasu natkniemy się na miejsca, w których ilość wyświetlanych klatek na sekundę zauważalnie spada. Nie mogę się przyczepić do wizji artystycznej czy projektów lokacji, ale jakakolwiek próba docenienia detali tego świata sprawiała, że momentalnie tego pożałowałem. Lepiej niczemu się tutaj nie przyglądać.

Z innych bolączek muszę wymienić problemy z ruchem kamery. Co prawda z racji samej rozgrywki nie przeszkadza to za bardzo, ale mimo wszystko sterowanie kamerą jest niesamowicie nieprecyzyjne i bez zmian czułości w ustawieniach gry eksploracja była lekką katorgą. Jednak czegokolwiek by się nie przestawiało, nie można wyeliminować zwiększającego się pędu obrotu kamery. Im dłużej wychylamy gałkę, tym obrót coraz bardziej przyspiesza, przez co zdarzają się momenty, że nacelowanie Ashley na interesujący nas przedmiot zaczyna frustrować. Warto jeszcze przed rozpoczęciem zabawy przestawić sobie język dialogów na japoński. Od angielskiego dubbingu uszy potrafią zwiędnąć.

Gdzie kupić Another Code: Recollection najtaniej
Gdzie kupić Another Code: Recollection najtaniej
CeneoPlatforma: Nintendo SwitchWydanie pudełkowe
SklepPlatforma: Nintendo SwitchWydanie cyfrowe

Czy warto zagrać w Another Code: Recollection?

To jest gra skierowana głównie do osób, które dokładnie wiedzą, czego chcą. Osobiście bawiłem się lepiej niż dobrze, bo zwyczajnie byłem w pełni świadomy co wkładam do slotu na switchowe kartridże. Another Code: Recollection to przede wszystkim dobry scenariusz i świetna muzyka. Zagadki nie sprawiają praktycznie żadnych problemów, a w późniejszych etapach gry rzadko kiedy występują, co sprawia, że większość czasu gracz spędzi na rozmowach z postaciami niezależnymi i bieganiu między lokacjami. W tej kompilacji pierwsza odsłona pod każdym względem wypada znacznie lepiej, niestety, kończy się raptem po pięciu godzinach. Kolejne kilkanaście to w głównej mierze nastoletnia drama, przywodząca na myśl przygody Max z Life is Strange, przez co nawet napędzająca historię intryga miejscami zostaje zepchnięta na boczny tor. W Another Code warto zagrać wyłącznie, jeśli potraficie czerpać przyjemność z dobrych dialogów, melancholijnej atmosfery i intrygującej tajemnicy, podejmującej także tematykę dorastania i nastoletniego buntu. Warto mieć z tyłu głowy, że druga odsłona cierpi na spore problemy z tempem.


Ocena: 6,5/10

Kompleksowe odświeżenie dwóch gier nie dało rady naprawić wszystkich bolączek pierwowzorów. To nadal świetna historia, którą ciągną w dół problemy techniczne, nierówne tempo i niewykorzystany potencjał wielu mechanik.


Co mi się podobało:

  • Historia Ashley Williams intryguje od samego początku i nie wypuszcza z objęć aż do napisów końcowych
  • Dwie odświeżone gry w jednej, łącznie około 20 godzin zabawy
  • Śliczny i spójny styl artystyczny (chociaż fanom oryginalnych odsłon diametralnie inna atmosfera może się nie spodobać)
  • Ogrom zmian względem pierwowzorów
  • Hipnotyzująca ścieżka dźwiękowa

Co nie przypadło mi do gustu:

  • Niewykorzystany potencjał wielu interesujących mechanik
  • Druga odsłona Another Code rezygnuje z zagadek na rzecz prostego i przegadanego teen drama
  • Pomimo małych lokacji i niskiej jakości tekstur gra i tak potrafi zgubić klatki
  • Problemy z kamerą
  • Miernej jakości angielski dubbing
Sklepy:
Niektóre odnośniki w artykułach to linki afiliacyjne. Klikając w nie lub też finalizując za ich pomocą kupno produktu, nie ponosisz żadnych kosztów. Jednocześnie sprawiasz, że otrzymujemy wynagrodzenie, dzięki któremu praca Redakcji jest możliwa.