W co graliście i polecacie/odradzacie?

Wszystko co dotyczy gier komputerowych
Awatar użytkownika
VIP
Posty: 4199
Rejestracja: 21 lis 2012, o 13:22
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: Chojnów
Podziękował: 92 razy
Podziękowania: 123 razy
Kontakt:

serafek5 pisze: 27 paź 2020, o 18:23 Cała gra polega na tym samym, walka to tylko 1-na-1, ciągle musisz zbierać świetliki i oczyszczać te pola światła. Jedyne nowości to nowe umiejętności do aktywacji tych kolorowych pól. Mnie gra totalnie kupiła niespiesznym platformingiem, wspaniałą grafiką i baśniowym klimatem, jednak rozumiem, że nie kazdemu może to podejść. A rodzima wersją językowa akurat dla mnie jest fantastyczna, choć dialogi są za ciche, niczym w telewizji :P
Mnie właśnie ten niespieszny tryb gry, jak i szermierka lekko irytuje. Ale dam jej szansę, może z czasem będzie mimo wszystko kapkę lepiej. A jak nie, to może się do niej do końca zmuszę i grę sprzedam...
Awatar użytkownika
Wiedźmin
Posty: 2584
Rejestracja: 3 gru 2012, o 16:40
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 80 razy
Podziękowania: 317 razy
Kontakt:

Pokemon White 2 (NDS)
+ Mechanika rozgrywki się nie starzeje
+ Unova to całkiem ładnych i obszerny region
+ Ponad 300 Poków do złapania
+ Przejrzysty i funkcjonalny interfejs użytkownika
+ Sporo drobnych zmian uprzyjemniających rozgrywkę
- Te same co w poprzednich częściach (powtarzalność, niewielkie zróżnicowanie ataków Pokemonów, średnia fabuła)
- Niektóre ewolucje są bezsensowne
- Stosunkowo niski poziom trudności

Ocena: 8+/10

Pokemon White 2 to piąta generacja flagowej serii Nintendo o tych uroczych stworkach, a zarazem ostatnia, którą da się odpalić na zwykłym DSie. Nie grałem w pierwszą odsłonę Black/White, więc mogę być niedoinformowany mówiąc, że ilość zmian w Pokemon White 2 mocno mnie zaskoczyła! Interfejs użytkownika jest przyjaźniejszy (najczęściej odwiedzane zakładki da się przypisać do jednego klawisza, a Pokedex pokazuje czy odkryliśmy już wszystkie Poki na danym obszarze), a levelowanie Pokemonów jest łatwiejsze (nasza postać dość szybko wchodzi w posiadanie przedmiotu "exp share", a w szeleszczącej trawie grasują specjalne Poki, które dostarczają więcej punktów doświadczenia). Tym razem nasz początkujący trener pozna uroki regionu Unova, który jest całkiem spory i zróżnicowany. Zamieszkuje go ponad 300 Poków, aczkolwiek część z nich to "odgrzewane kotlety" z poprzednich generacji. Na plus należy zaliczyć sporą liczbę legendarnych Pokemonów, które nie dość że dobrze wyglądają to na dodatek są bardzo silne (mój faworyt to Terrakion).
Minusy? Te same co w poprzednich częściach. Fabuła jest średnia - lecimy od gym leadera, do gym leadera, aż nie zdobędziemy wszystkich odznak i nie dostaniemy się do Pokemon League, w międzyczasie krzyżując plany złowieszczej organizacji Team Plasma, która zagraża wszystkim ludziom i Pokemonom. To mniej więcej ten sam schemat, który jest wałkowany od pierwszej generacji. Kolejna wada, która mnie osobiście wkurza najbardziej we wszystkich częściach Pokemonów to fakt, że stworki w obrębie danego "gatunku" (np. wodne, trawiaste, ogniste) mało się od siebie różnią. Polowanie na kolejne Poki i uzupełnianie kolekcji sprawia frajdę, ale aż się prosi, aby ich ataki były dużo bardziej zróżnicowane... daliby już sobie spokój z tymi zgranymi ruchami (np. water gun) i wprowadzili większą różnorodność, bo niektóre ciągną się od pierwszej generacji. Mnie osobiście zawsze denerwowało też "wymuszanie" korzystania z funkcji sieciowych - niektóre Poki nie awansują bez handlu, a w GTSie większość ofert jest absurdalna. Na minus należy zaliczyć również stosunkowo niski poziom trudności. W gen. IV i wcześniejszych zdarzało mi się "zginąć", a tu przez większość gry nie trzeba nawet używać potionów :/
Konkludując, Pokemon White 2 to bardzo udana odsłona tej popularnej serii. Utrzymuje wszystkie zalety poprzednich odsłon, a jednocześnie wprowadza parę nowinek, które znacznie uprzyjemniają rozgrywkę. Fanom serii polecam, ale nowi powinni raczej zacząć od poprzednich odsłon, bo ta może ich trochę przytłoczyć swoim rozmachem.
Awatar użytkownika
Predator
Posty: 526
Rejestracja: 21 cze 2013, o 22:05
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 0
Podziękowania: 246 razy
Kontakt:

Obrazek
Druga część gry lugaru hd, kontynuacja fabuły z jedynki, zawiera również kampanie z jedynki na silniku dwójki, prosta, unikalna gra o mordobiciu królików, na 2-3 godziny. Kilka poziomów platformowych, kilka skradankowych ale głównie mega przyjemna walka.
Na bazarze za 2 ziko, mega warto jak ktoś jest zmęczony ciągłymi sandboxami...
Awatar użytkownika
Robin Hood
Posty: 192
Rejestracja: 10 paź 2015, o 16:46
Lokalizacja: Tyria
Podziękował: 70 razy
Podziękowania: 67 razy

Creeper World 4, płatna część darmowej gierki creeper world gdzie walczymy z "slimem".
W 4 jest to raczej na zasadzie map i pomysłu jak je przejść
Awatar użytkownika
Hitman
Posty: 1160
Rejestracja: 29 kwie 2014, o 16:07
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 280 razy
Podziękowania: 288 razy
Kontakt:

Obrazek
Little Misfortune - Gra z listy życzeń, którą w planie miałem ograć już jakiś czas temu, a życzenie spełniło się przy pomocy jednego z ostatnich Choice'ów. Gra szwedzkiego studia (a właściwie małżonków) Killmonday Games, znanych wcześniej z takich produkcji jak na przykład Fran Bow. Warto dodać, że Natalia Martinsson (1/2 studia) odpowiada tutaj za rysunki, jak i sam dubbing naszej bohaterki (i moim zdaniem wypada bardzo dobrze, zarówno tonalnie jak i w samej, często niepoprawnej gramatycznie wymowie).

Gra jest krótka i zamyka się w trzech godzinach. W dużym skrócie, opowiada o losach 8-letniej, niezbyt rozgarniętej i naiwnej dziewczynki, która swoją z brzegu pozorną radością przykrywa nie tak radosną (rodzinną) codzienność. Pewnego dnia, tajemniczy głos (Mr. Voice) w jej głowie proponuję jej udział w zabawie, której obiecaną nagrodą jest ''wieczne szczęście''. I tak zaczyna się nasza trzygodzinna podróż przez parki, lasy, wesołe miasteczka, jeziora i miasto - podróż pełna wszelkiego rodzaju absurdu. Poznajemy w jej trakcie różne strony naszej młodej bohaterki, co pozwala nam nawiązać więź z bohaterką, choć może bardziej z sytuacją jaka ma miejsce w jej życiu - warto tu zwrócić uwagę jaki kontekst i wydźwięk mają pewne absurdalne wydarzenia które napotkamy na swojej drodze. Można się w tej grze pośmiać, można się uśmiechnąć, bądź nawet posmutnieć. Niestety, gra jest liniowa, i bardzo przewidywalna. W mniej więcej połowie gry wiedziałem już co czeka na mnie na końcu, i jak potoczą się losy bohaterki. Zakończenie także jest zrobione, bądźmy szczerzy - ewidentnie bez pomysłu. Zakończenia są dwa - nazwijmy je prawdziwym, i dobrym. W tym że jedno od drugiego różni się wstawianą scenką, która trwa 5 sekund.

Btw. Tak, ten liseł ze screena jest ważną, pierwszoplanową postacią. Ale nie powiem dlaczego. :gwizdany:

Mam co do tej gry bardzo podobne wnioski jak po przejściu Firewatch'a - to jest kolejny tytuł, gdzie niewykorzystany potencjał aż boli. Ale tak to już jest z grami Indie, które nie dysponują większym budżetem.
Ci użytkownicy podziękowali Natan za ten post (w sumie 2):
Arminspamslovic
aRo
Awatar użytkownika
aRo
Predator
Posty: 774
Rejestracja: 8 lip 2013, o 19:38
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 7 razy
Podziękowania: 46 razy
Kontakt:

Obrazek
Postanowiłem przejść cały zestaw 3D All Stars na Switchu od początku, z myślą że może być ciężko wrócić do staroci po nowszych częściach. I jestem zaskoczony - bo gra się naprawdę nieźle zestarzała. Oczywiście poziomu samego remastera nie będę oceniał, bo to jest ewidentnie zrobione po linii najmniejszego oporu, ale działa i grać się da, a to najważniejsze.

Trafiamy do zamku, gdzie na początku trzeba wykonywać zadania "po kolei", a potem dostajemy naprawdę dużą swobodę. Generalnie jest 15 sporych plansz, a na każdej z nich 8 celów - jeśli robimy je w kolejności, dostajemy na starcie podpowiedź, o co w ogóle chodzi, ale w praktyce większość można zaliczyć w dowolnym momencie. Takie małe otwarte światy. Naprawdę fajny pomysł. Mapy są spore i napakowane sekretami, zawsze jest co robić. A do tego nawet samo wejście do niektórych potrafi zaskoczyć. Jest na przykład poziom, w którym od wybranego obrazu zależy rozmiar Mariana. Jest zegar, w którym ustawienie wskazówek podczas wejścia wpływa na szybkość poruszania się mechanizmów. Albo taki, gdzie w zależności od wysokości, na jakiej do niego wskoczymy, woda będzie na innym poziomie. Akurat to ostatnie jest mało przejrzyste, ale za sam pomysł plus. Kreatywności tu sporo.

No i po prostu gra się w to przyjemnie. Choć oczywiście nie bez wad. Kamera potrafi sporo napsuć, nie mamy nad nią pełnej kontroli i lubi zmienić kąt, kiedy tego nie chcemy. Kontrola nad postacią - Mario lubi robić "kółka", zmiana kierunku o 180 stopni ot tak jest niemożliwa, przez co łatwo spaść z wąskiej krawędzi. Śmierć wyrzuca z poziomu, powrót jest dość szybki, ale strata wszystkich żyć wyrzuca nas poza zamek, co niepotrzebnie marnuje czas - podobnie wypadanie z niektórych sekretnych miejsc, co szczególnie wkurza, kiedy się nie uda za pierwszym/drugim/dziesiątym razem. Pływanie - irytujące. No i latanie z wing capem jest wyjątkowo uciążliwe, a są spore fragmenty na tym bazujące.

Zdobyłem 107 na 120 gwiazdek, brakuje mi tylko tych za 100 monet na poszczególnych etapach - jednak gra jest nastawiona na wykonywanie celów zamiast zbieractwa i musiałbym parę razy przeczesać każdy kąt, czego mi się zwyczajnie nie chciało robić, bo i tak wchodziłem minimum 8 razy na każdą mapę - wystarczy. Niemniej gra po tylu latach dalej daje frajdę. Szkoda, że nie poprawiono paru kwestii, które męczyły już ponad 20 lat temu, jednak tytułu nie dyskwalifikują.


Obrazek
Ukończyłem "kampanię". Co prawda największą atrakcją jest dostęp do dzieł innych graczy, praktycznie nieskończony dopływ poziomów Mario, jednak... trzeba mieć abonament Nintendo Online. Bardzo niefajne zagranie. Wezmę 7-dniowego triala i wypróbuję, może potem wykupię więcej, ale to nie powinno być konieczne. Spory minus. Tym bardziej że sama gra tania nie jest.

Ale sam story mode też jest przyjemny. 120 plansz, które może nie mają ze sobą powiązań, ale nieźle pokazują ogrom możliwości, jakie daje masa opcji tworzenia etapów - w różnych stylach (pierwszy Mario, SMB3, World, New, 3D World), wraz z dodanymi nowszymi rzeczami do starszych odsłon (jedynie 3D ma ekskluzywne przedmioty). Zestaw przedstawiający kreatywność twórców. Dobrze się przy tym bawiłem. Co prawda bez Online raczej nie ma sensu tego brać, ale na jakiejś promocji, albo używkę, można wziąć nawet dla tych paru godzin singla. Jak już się zaliczyło resztę gier z serii.


Obrazek
Chyba najczęściej jechana przez graczy odsłona. Najgorszy Mario w 3D? Możliwe - ale dalej naprawdę dobry. Mimo wielu problemów.

Schemat jest w sumie podobny jak w 64 - jest wielki hub (tym razem wyspa) i z niego wchodzimy na spore otwarte światy. Tyle że tym razem są one podzielone na 8 części, które trzeba wykonywać po kolei, by odblokować kolejne - nie przeskoczymy żadnego celu, bo mapki są modyfikowane pod konkretny i nie da się nic pominąć. A by przejść grę, więc odblokować walkę z finałowym bossem, trzeba zaliczyć 7 na każdym z 7 etapów. Zamiast gwiazdek są "błyski" - jednak musimy mieć te konkretne. Da się zdobyć ponad drugie tyle z innych źródeł, ale to nie popchnie fabuły - trochę szkoda, bo to ogranicza.

Same ruchy Mariana - ekstra. W przeciwieństwie do M64 nie czułem, że przy zwykłym poruszaniu się czasem nie mam kontroli. Wszystkie ruchy wydawały się dość naturalne. Problem może stanowić jedynie to, że postać rozpędza się z 0 do 100 w pół sekundy. Komplikowało to sprawę tylko gdy chciałem przejść po cienkich kładkach, ale generalnie nie przeszkadzało. Bardzo miło się grało. A poza tym mamy jeszcze "główną atrakcję", czyli FLUDD. To już nie było takie super. Można pryskać wodą w różnych kierunkach, a czasem nawet trzeba. Jednak wydawało się to troszkę na siłę. Dość powiedzieć, że najbardziej podobały mi się dodatkowe etapy, gdzie możliwość traciliśmy. Z drugiej strony - dzięki temu można też chwilę "latać", co sporo ułatwiało, a później też zwiększać szybkość lub bardzo wysoko skakać, co już było na plus.

A same poziomy... Tu są spore różnice. Są czasem przyjemne, nie za trudne, a innym razem wręcz okrutne. Te najgorsze są na szczęście opcjonalne, choć i tak zaliczyłem wszystkie. Maszyna Pachinko pod kątem fizyki jest fatalna. Słynny "lily pond", gdzie trzeba kontrolować listek i nie można wpaść do wody, bo się ginie (jedyny taki przypadek w grze...), nie sprawił mi tylu problemów, co niektórym (w sieci psioczą na niego niemiłosiernie i się w sumie nie dziwię), ale już dojście do niego to katorga i tu sobie uprościłem... glitchem - zamiast marnować czas na transport łódkami i liczenie że skok Yoshim nic nie zepsuje, wpakowałem się pod mapę i wyskoczyłem blisko wyspy z wejściem (bo woda z jakiegoś powodu zabija dinozaury TYLKO od góry, jak się dostaniesz pod nią to już problemu nie ma). Niestety są też okrucieństwa wymagane do przejścia, jak poziom gdzie rzucają nami mieszkańcy wyspy i trzeba się ustawiać niemal co do piksela, by nas nie zabili zamiast pomóc. Czy kontrola łódki FLUDDem przed bossem - można powiedzieć, że to prawdziwy boss, bo potem już nie ma aż takiego wyzwania...

Generalnie miejscami widać bardzo dziwne decyzje popełnione przez projektantów. To odblokowywanie końca przez konkretne etapy, a nie po prostu błyski. Dziwaczne, irytujące plansze. Glitche i bugi (choć nie trafiłem na takie psujące mi grę). Zbędny system żyć i wywalanie z etapu po śmierci, co BARDZO wydłuża wszystko (...czego nie ma na ukrytych planszach, tam jest zwykły restart, a do tego zawsze da się znaleźć dodatkowe życie, by nie musieć mozolnie tam wracać po całkowitej porażce - TU SIĘ DAŁO). Meduzy do surfowania - 3 kolory, a w praktyce korzystanie z innej niż zielona nie ma sensu, bo reszty nie da się do końca kontrolować i mają 0 plusów (a na dodatek koniec jednej misji wymaga skoku nad ląd po błysk, co daje zgon jak nie trafimy, a z meduzy zejść się nie da... bo nie i koniec). No i niebieskie monety, durny pomysł, który już chyba do serii nie wrócił. 240, każde 10 można wymienić na błysk (więc potrzebne do maksowania), ale nie ma info, ile już mamy, jak je zaczniemy wymieniać, więc lepiej tego wcześniej nie robić. Po 30 sztuk ukryte na 7 głównych etapach, ale też są porozmieszczane w konkretnych miejscach w konkretnych wersjach mapy (a przypominam, jest po 8 na każdą). Szukanie tego bez poradników to tortura. Nawet nie zamierzam próbować - to, co zdobyłem, mi wystarczy. Mam 108 na 120 błysków, brakuje mi tylko reszty z tych monet, których przypadkiem nie zebrałem.

Zdobywania wszystkiego nie poleciłbym nikomu... ale przecież nie trzeba tego robić. Do ukończenia wystarczy 50 głównych znajdziek i to już warto zdobyć. Porusza się ekstra, wygląda dzisiaj nadal dobrze, muzyka jest cudna. Nawet jak to najbardziej niedopracowana i miejscami strasznie irytująca gra z czerwonym hydraulikiem, to nadal obowiązkowa pozycja dla fanów platformerów 3D.


Obrazek
Mirror's Edge z lepszą walką. A może trochę bardziej Hotline Miami. Zabijasz jednym ciosem, giniesz od jednego. Biegasz po ścianach, fruwasz między hakami. Możesz po prostu siekać kataną, potem też odbijać nią pociski (lub je omijać), uderzać falami powietrza, przebijać paru wrogów w sekundę, przejmować kontrolę... Trochę się z tego potem robi "symulator Jedi". I to zdecydowanie nie jest minus. Jest bardzo przyjemnie, nawet kiedy giniemy raz za razem - cofamy się błyskawicznie, a checkpointy na ogół są szczodrze rozmieszczone.

Minusem może być biedna, nieciekawa fabuła, znajdźki (w sensie: to gra o pędzeniu przed siebie, zatrzymywanie się na szukanie czegoś po kątach psuje flow) czy krótki czas rozgrywki - nawet przy częstych zgonach (a tych nie unikniecie) to zaledwie parę godzin. Niektórych mogą wkurzać bossowie (pierwszy to wielka groźna sekcja platformowa, drugi zmusza nagle do parowania, czego się poza tym prawie nie robi). Jednak zabawa jest na ogół przednia, te gorsze momenty tego nie psują. Potem można przejść grę raz jeszcze, z nowym układem wrogów i dostępem do umiejętności od początku - jak ktoś to lubi, wyciśnie więcej z tytułu. Jednak nawet bez tego warto spróbować.


Obrazek
W dużym skrócie: średnio ciekawe, durnowate anime (choć baaardzo widowiskowe) z dodatkiem świetnych walk. Tak, miałem wrażenie, że tutaj jest więcej oglądania niż gameplayu. I w sumie szkoda, bo to gameplay jest tą świetną częścią. Wiele broni do wyboru i kilka slotów na nie, sporo combosów, uniki i spowalniający czas Witch Time - sieka się bardzo przyjemnie. Przeszkadzać może jedynie, jeśli się nie lubi takich motywów, system ocen, który głównie pokazuje nam na początku, jacy jesteśmy słabi. Każdy otrzymany cios to zjazd oceny, a używanie przedmiotów (leczenie, tarcza) obniża notę na koniec etapu. Możesz wszystko, ale nie powinieneś!

Najwięcej zabawy wyciągną z tego fani perfekcjonizmu i grania w kółko na coraz to wyższych poziomach trudności, z coraz lepszymi wynikami. Czyli w sumie tak samo jak w serii DMC, nie powinno to nikogo dziwić. Ale jak nie przejmować się notami, można się dobrze bawić i przy jednym jedynym podejściu. Sieka się super. Tylko trzeba lubić absurdy, bo to połowa tego, co zobaczycie na filmikach. Trudno sensownie opisać, co tam się dzieje. Fabuła nie ma wiele sensu, a akcja jest maksymalnie oderwana od rzeczywistości. Stylowość na pierwszym miejscu, wyłącz mózg i podziwiaj. A końcówka to już totalny odjazd, 3 razy myślisz że to koniec, a tam ciągle coś się pojawia, w dodatku sceny, których się nie spodziewacie. Szczególnie ostatnia nie klei się z niczym.

Dodam jeszcze, że QTE czasem wchodzą znikąd i bez wiedzy o nich ciężko trafić (a kończą się natychmiastową śmiercią), wrogowie potrafią nas lać pół sekundy po końcu filmiku i uniki wydają się wtedy niewykonalne, recykling bossów może zawadzać, a odstępstwa od zwykłego siekania (strzelnica, motocykl, czy przede wszystkim latanie rakietą) są kiepskie. Ale to wszystko dodatki. Da się przeboleć, a nawet warto. Jako sam slasher nie zawodzi.
aRo
Awatar użytkownika
aRo
Predator
Posty: 774
Rejestracja: 8 lip 2013, o 19:38
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 7 razy
Podziękowania: 46 razy
Kontakt:

Obrazek
Biegniesz chłopcem przed siebie, obserwujesz dziwny świat wokół, maszyny kontrolujące ludzi, a na koniec... Jest dziwnie. I trzeba się zastanowić, czy w ogóle była tu jakaś głębsza historia. Podobają mi się różne jej interpretacje, jakie znalazłem w sieci. A nawet jeśli nikt nie ma racji, to i tak tytuł zmusił do myślenia, co można uznać w pewnym sensie za sukces. A gameplay? Raczej proste zagadki, jednak gra się po prostu przyjemnie, a jak ktoś chce odkryć wszystko, sekrety są solidnie poukrywane. To tylko 3-4 godziny na całość, a mimo braku jakiejś większej otoczki fabularnej, która by nas pchała do przodu, bawiłem się świetnie. Klimat robi robotę.

Obrazek
Klasyki Mario nadrobione. Czy to najlepszy Mario w 2D? Nie. World jest nie do ruszenia - i może mam trochę problem przez to, że go skończyłem wcześniej. Sam progres w serii doceniam - jest tu masa nowinek w porównaniu do poprzedniczek i są to praktycznie same zmiany na lepsze. Mapki dające (czasem) wybór drogi, dodatki typu ruletka czy gra w karty, nowe kostiumy, możliwość zbierania przedmiotów i odpalania ich przed wejściem na poziom dla ułatwienia. Zbieranie znaczków na koniec plansz zamiast flagi. No i gra się po prostu fajnie. Tak przez 75% czasu.

Świat numer 7 jest tak niepotrzebnie przekombinowany, że nie wiem, kto uznał to za dobry pomysł. Wisienką na torcie jest level, na którym teleportujemy się w różne miejsca, by zdobyć strój, z pomocą którego trzeba latać, by gdzie indziej zauważyć w ogóle wyjście - przelecieć całą planszę, bo nie ma żadnych oznaczeń. Nie domyślisz się, trzeba po prostu w odpowiednim miejscu trafić. I w ogóle ogarnąć latanie, bo bez tego się po prostu nie da.

A sam mechanizm lotu też jest śmieszny, bo często pozwala zwyczajnie olać przeszkody i strywializować nie tyle fragmenty, co całe poziomy. I ta umiejętność przyda się szczególnie w ostatnim świecie, bo tu poziom trudności ostro skoczył i są długie etapy, gdzie skaczemy po latających platformach i nie ma miejsca na błąd. Aż się prosi o to latanie. A w porównaniu do tego, co trzeba przeżyć po drodze, końcowa walka z Bowserem jest w sumie banalna. Z nawet fajnym pomysłem, ale prościutka. Ogólnie: troszkę się zawiodłem, ale jako całość i tak jest nieźle.

Obrazek
Przyznam, że bym tego nie skończył, gdyby nie możliwości emulatora NESa na Switchu. Poza zapisem w dowolnym momencie mamy cofanie czasu: od 1 do 30 sekund wstecz. Więc nie trzeba powtarzać całych etapów, wystarczy zepsute fragmenty. A naprawdę sobie nie wyobrażam grać w to z zestawem żyć jak kiedyś, tym bardziej że strata wszystkich oznacza powtarzanie od samego początku. Tu już jest masakra.

Nie dziwię się, że to kiedyś nie wyszło poza Japonią. W sumie nie chodzi tylko o poziom trudności, znaczenie ma też zbytnie podobieństwo do jedynki: to bardziej level pack, nowości prawie nie ma. A jak są... Trujące grzyby, szybsze rośliny w tunelach, mocniejsze trampoliny. Jest kilka poziomów, gdzie trzeba zgadnąć kolejność drogi, by nie utknąć w pętli. Jest nawet taki, gdzie musisz zgadnąć, że trzeba trafić w jeden kamienny klocek, nad fruwającym żółwiem, nad przepaścią, bo bez tego nie znajdziesz nigdy wyjścia. Okrutne. I znajdzie się też etap w całości poświęcony tym wybijaniem się ze sprężyn, w dodatku wysoko ponad mapę. Bonusów mało, przeciwników aż nadto. Przekombinowane. Dzięki opcji sejwów w sumie nawet fajnie się bawiłem, odkrywając te absurdy, ale ciężko mi to komukolwiek polecić. Bardziej ciekawostka.

Obrazek
Teleporty się psują, więc idź napraw sytuację. Nie ma się co oszukiwać, fabuła wybitna nie jest. Ale nie o to chodzi. To staroszkolny platformer o banalnych podstawach, ale po prostu świetnie zrobiony. Możemy tylko chodzić, skakać i strzelać. I to wystarcza. Po drodze zbieramy kilka spluw i pieniądze na upgrade'y do broni/życia. No i idziemy, skaczemy, strzelamy. Tylko tyle. A i tak jest fajnie. Zróżnicowane poziomy, parunastu bossów, ani chwili nudy. Choć jest krótko, około 2 godziny, potem odblokowuje się trudniejsza wersja, w której niby mapy są podobne, ale zmian jest tyle, że spokojnie mogłaby to być "dwójka" lub płatny DLC. Więc w praktyce mamy tu raczej 6 godzin zabawy, nie dwie (i to dalej pomijając New Game+).

Doceniam też zmiany mimo starego podejścia do gier. Utrata życia cofa tylko na początek aktualnego ekranu, utrata wszystkich każe powtarzać cały etap. Jednak kasa i ulepszenia zostają, a co ważniejsze: bossowie i trudniejsi wrogowie się nie odrodzą, zostanie puste pomieszczenie. Więc nawet po porażce zaliczamy często jakiś postęp, co motywuje. Nadal wolałbym bogatszy system zapisów, ale lepsze to niż nic.

Bardzo polecam fanom starych platformówek z czasów NESa. Jedyne osoby, które mogą być zawiedzione grą, to fani Cave Story, którzy liczyli na więcej tego samego od znanego autora. Choć jest podobnie, tam była wariacja metroidvanii, a tutaj mamy raczej Mega Mana.
Awatar użytkownika
Wiedźmin
Posty: 2409
Rejestracja: 17 paź 2016, o 14:29
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 402 razy
Podziękowania: 838 razy

aRo pisze: 31 gru 2020, o 15:41 Nie domyślisz się, trzeba po prostu w odpowiednim miejscu trafić. I w ogóle ogarnąć latanie, bo bez tego się po prostu nie da.
Dziwne, ja się domyśliłem, a wtedy nie było jak sobie tego sprawdzić, bo komputer to był przywilej co lepszych szkół i elit, o internecie nie wspominając, bo modemami mało kto się bawił (bo drogo) i w "multi" to co najwyżej w kafejkach, ale to było później. Tym bardziej, że kilka poziomów wcześniej było coś podobnego, może i nawet gorszego, bo trzeba było wtachać żółwia.
Nie domyślić się, jak pblock mówi dzień dobry na wejściu, gra sama daje ci tanooki suit, i masz największe miejsce z monetami po sufit? I przez myśl nie przeszło zebrać wszystkich monet, żeby mieć więcej żyć? To już ten moment, kiedy latanie trzeba mieć ogarnięte. Dramatyzujesz.
W przejście SMW bez poradnika nie uwierzę po takim wyznaniu.
Ale fakt, smutno, że walka z Bowserem i ogólnie ostatni poziom są takie proste, szczególnie po potwornym początku w 8-2 z przeskokiem na bullet billach (bo to chyba 8-2 było... jak ten przeklęty żółw w Mario 2).
aRo
Awatar użytkownika
aRo
Predator
Posty: 774
Rejestracja: 8 lip 2013, o 19:38
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 7 razy
Podziękowania: 46 razy
Kontakt:

bolesna prawda pisze: 31 gru 2020, o 16:53 W przejście SMW bez poradnika nie uwierzę po takim wyznaniu.
2 lata temu w to grałem. Nie pamiętam, żebym miał tam jakieś problemy. Może mózg lepiej działał :P Jakieś sekrety itd. na pewno sprawdzałem w sieci, żeby dobić "100%", ale żeby po prostu przejść to chyba się nie zaciąłem...

Tego w trójce z żółwiem się jakoś domyśliłem sam i miałem z tym mniejszy problem :D To z lataniem w końcu też wykminiłem, no bo innych opcji nie było. Ale nie podobało mi się, że wstawili ten tunel na suficie w takim a nie innym miejscu. Wolałbym przy krawędzi np., a nie tak trochę "od czapy". Wiem, czepialstwo :P
Awatar użytkownika
Predator
Posty: 341
Rejestracja: 2 lut 2014, o 22:03
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 40 razy
Podziękowania: 98 razy
Kontakt:

Obrazek
Acting Lessons - gra, którą ukończyłem kilka dni temu, a po jej ukończeniu dalej o niej myślę i powoduje emocje, które nie przytrafiały mi się nawet w topowych grach AAA jak The Last of Us 2. Na początku myślałem, że to gra bardziej nastawiona na sceny seksu (choć są tu obecne, ale nie są w tej grze najważniejsze), a okazała się mega dojrzałą grą i stoi fabularnie na wysokim poziomie. Mimo, że nie przepadałem za gatunkiem Visual Novel to tak po tej grze chyba się do nich przekonam i nie dziwię się teraz, że ma tyle pozytywnych opinii na Steamie. Historia, postacie, zwroty akcji, wybory, które mają znaczenie w późniejszej części gry oraz jak wyczytałem istnieją aż 22 różne zakończenia. Momentami bardzo przypominała mi ta gra Life Is Strange gdzie też każda decyzja jaką się podjęło miała wpływ na dalszą fabułę i postacie (choć ostatni rozdział w LiS trochę to zaprzepaścił). Acting Lessons podejmuje ciężkie tematy, ale też nie brakuje elementów humorystycznych i można się momentami zaśmiać, a za jakiś czas popaść w depresję. Jedyny minus to brak polskiego języka, ale mimo, że nie władam biegle językiem angielskim to zrozumiałem praktycznie wszystkie dialogi, a jest ich w tej grze około 5000. Naprawdę polecam, a kosztuje obecnie na Steamie 30,59 zł i nie jest to wygórowana cena za tak dobrą grę albo bym powiedział za tak dobrą historię.
Ci użytkownicy podziękowali Szeryf1592 za ten post:
MDA
MDA
Awatar użytkownika
MDA
Wiedźmin
Posty: 1257
Rejestracja: 2 gru 2012, o 18:46
Podziękował: 1021 razy
Podziękowania: 365 razy
Kontakt:

Szeryf1592 pisze: 3 sty 2021, o 13:14 Obrazek
Acting Lessons - gra, którą ukończyłem kilka dni temu, a po jej ukończeniu dalej o niej myślę i powoduje emocje, które nie przytrafiały mi się nawet w topowych grach AAA jak The Last of Us 2. Na początku myślałem, że to gra bardziej nastawiona na sceny seksu (choć są tu obecne, ale nie są w tej grze najważniejsze), a okazała się mega dojrzałą grą i stoi fabularnie na wysokim poziomie. Mimo, że nie przepadałem za gatunkiem Visual Novel to tak po tej grze chyba się do nich przekonam i nie dziwię się teraz, że ma tyle pozytywnych opinii na Steamie. Historia, postacie, zwroty akcji, wybory, które mają znaczenie w późniejszej części gry oraz jak wyczytałem istnieją aż 22 różne zakończenia. Momentami bardzo przypominała mi ta gra Life Is Strange gdzie też każda decyzja jaką się podjęło miała wpływ na dalszą fabułę i postacie (choć ostatni rozdział w LiS trochę to zaprzepaścił). Acting Lessons podejmuje ciężkie tematy, ale też nie brakuje elementów humorystycznych i można się momentami zaśmiać, a za jakiś czas popaść w depresję. Jedyny minus to brak polskiego języka, ale mimo, że nie władam biegle językiem angielskim to zrozumiałem praktycznie wszystkie dialogi, a jest ich w tej grze około 5000. Naprawdę polecam, a kosztuje obecnie na Steamie 30,59 zł i nie jest to wygórowana cena za tak dobrą grę albo bym powiedział za tak dobrą historię.
Bardzo dobra gra. Też polecam.
Awatar użytkownika
Wiedźmin
Posty: 2584
Rejestracja: 3 gru 2012, o 16:40
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 80 razy
Podziękowania: 317 razy
Kontakt:

Star Wars: Battlefront II SP
+ Klimat Gwiezdnych Wojen
+ Znakomite bitwy w kosmosie
+ Spore zróżnicowanie misji w kampanii
+ Możliwość dostosowania ekwipunku i perków
+ Obecność ikonicznych bohaterów Star Wars
+ Bardzo dobra oprawa audiowizualna
+ Przyzwoite postacie i historia
- Fatalne AI przeciwników
- Niektóre mapy wieją pustką
- Zdarzają się bugi i problemy techniczne
- Kampania jest króciutka (niecałe 4,5 godziny)

Ocena: 6+/10

Battlefront II to gra akcji osadzona w uniwersum Gwiezdnych Wojen, gdzie wcielamy się w dowódczynię imperialnego oddziału Inferno - Iden Versio. Iden to kobieta z biglem, która nie boi się podjąć trudnej decyzji i odwrócić od tego, co znała przez całe życie. Historia jak na grę, gdzie tryb single jest tylko dodatkiem do modułu wieloosobowego jest całkiem niezła. Misje są dość zróżnicowane: zdarzają się etapy skradankowe, bitwy kosmiczne, epizody w różnych maszynach wojennych, a także zadania gdzie przyjdzie nam przejąć kontrolę nad ikonicznymi postaciami uniwersum Gwiezdnych Wojen: Leią Organą, Hanem Solo, Lando Carlissianem, Lukiem Skywalkerem itp. Mnie najbardziej przypadły do gustu starcia w kosmosie. W Battlefieldach zawsze zostawiałem maszyny lotnicze innym graczom, bo kiepsko wychodziło mi pilotowanie na klawiaturze, a w Battlefroncie sterowanie jest łatwe i przyjemne. Same bitwy wyglądają zjawiskowo; kiedy było to możliwe olewałem zadanie i po prostu latałem sobie po kosmosie strzelając do wrogich x-wingów i TIE fightersów. Misje lądowe nie są tak ciekawe, ale nie dlatego, że coś jest nie tak ze strzelaniem. Pozytywne wrażenia psuje kiepskie AI przeciwników i problemy techniczne - wrogowie nie potrafią się kryć za przeszkodami i lecą jak wariaci pod naszą lufę. Ponadto na niektórych mapach wieje pustką, sojusznicy panicznym tonem ostrzegają nas o posiłkach wroga, a tu z transportowca wyłania się czterech piechurów, których kosi jedna seria z ciężkiego blastera. Na niektórych mapach aż się prosi o większą liczbę żołnierzy, którzy walczą na śmierć i życie, tak jak ma to miejsce w bitwach rozgrywających się w powietrzu. Największą wadą obok kiepskiego AI jest długość rozgrywki. Przejście kampanii zajęło mi się niecałe 4,5 godziny, a gdyby nie zabawy w powietrzu pewnie dałbym radę skończyć grę w 4 godziny. Niemniej jednak muszę stwierdzić, że dobrze się bawiłem i gdyby nie durne AI to spokojnie podwyższyłbym ocenę o jeden punkt.
Awatar użytkownika
Łowca
Posty: 71
Rejestracja: 13 paź 2016, o 14:28
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 18 razy
Podziękowania: 33 razy
Kontakt:

Obrazek

Jak po każdej bardzo dobrej grze, gdy trzeba już się rozstać z jej bohaterami jest mi po prostu smutno. Przydałaby się taka maszynka podłączana do mózgu, dzięki której w kilka minut można by było sobie wszystko odtworzyć.

1. Imersja. Ta gra pochłania swoim irracjonalnym światem oraz jego historią. Na prawdę jesteśmy tam, grać można ciurkiem po wiele godzin.
2. Bioshock to seria inna niż wszystkie. Gra będzie starzeć się bardzo wolno. Prawie 8 lat po premierze sięgnąłem i to szaleństwo nadal jest fantastyczne.
3. Zabawki czyli bronie i wigory są zrobione bardzo dobrze, współgrają ze sobą. Dają pole do finezji, mordowania przeciwników na swój sposób. Do tego genialny, płynny model zmian w rozgrywce. Nie za szybki, nie za wolny, w bardzo dobrym tempie dochodzą nowe bronie i wigory.
4. Ogromna dbałość o szczegóły uwiarygadniająca świat gry. Masa animacji, dużo dobrych cut scenek, ciekawe lokacje, szaleństwo dookoła. Scena Paryża z DLC - nic w dziejach gier aż tak mnie nie urzekło,
Spoiler:pokaż
5. Fabuła będąca świetnym materiałem na film. Dla tych co ukończyli grę, myślę, że to ogromna strata, że do tego nie doszło pomimo prób. Przeszedłem prawie 300 gier na pc i lepszego materiału sobie nie przypominam, choć oczywiście na książkę już tak (np. polskie rpg Tower of Time).

A jest coś na minus? W sumie tylko jedno, fabuła jest pokazywana w przesadnie nieoczywisty sposób, często coś wyjaśnia się później i dopiero nabiera sensu co utrudnia odbiór. Brak tu takiej "filmowej galerii" która by układała wszystko wraz z postępem gracza. Zachodzi jednak pytanie, czy to się da poukładać. ;) Drugi minus, o ile nim jest. Ten twór to dzieło, do którego gra jest dodatkiem. Na prawdę mamy tu do czynienia ze sztuką.

Bioshock Infinite: 10/10.
BioShock Infinite: Burial at Sea - Episode One: 10/10.
BioShock Infinite: Burial at Sea - Episode Two: 9/10 (nie lubię skradanek, ale fabuła jeszcze mocniej nadrobiła).
BioShock Infinite: Clash In the Clouds: 3/10 (to tylko arena, jednak zrealizowana bardzo ociężale).

Elizabeth, będzie drugą fikcyjną postacią po Elice (Prince of Persia 2008), za która będę aż tak tęsknił.
Games by Michael
Awatar użytkownika
Games by Michael
Podziękował: 0
Podziękowania: 0

Polecam grę Bear With Me dla każdego fana gier przygodowych z fajną fabułą. Poziom inteligencji scenariusza oraz humoru wpisanego w grę niespotkany w dzisiejszych czasach, a gra wcale nie jest trudna, rewelacja:

Obrazek

https://www.youtube.com/watch?v=gcF5YPM ... ichael2021
Awatar użytkownika
Predator
Posty: 740
Rejestracja: 24 lip 2019, o 14:50
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 349 razy
Podziękowania: 343 razy

viragolo pisze: 18 sty 2021, o 13:53 Polecam grę Bear With Me dla każdego fana gier przygodowych z fajną fabułą.
Jak długo zajmuje przejście gry? Widzę, że edycja kompletna ma 4 epizody. Około 8miu godzin zabawy można się spodziewać?
Games by Michael
Awatar użytkownika
Games by Michael
Podziękował: 0
Podziękowania: 0

Tak, spokojnie. Przyznam się, że nie skończyłem wszystkich epizodów, ale już pierwszy zajmuje około 5-6 godzin.

Nie chcę spojlerować, to co napiszę wyjdzie bardzo szybko, na początku gry, historia to przejaw ogromnej wyobraźni głównej postaci która tak naprawdę bawi się i całą historię wszystkich postaci (swoich zabawek) wymyśla sama, co przeradza się w mega "oglądalność" fabuły.

PS. Wymagana znajomość ang
aRo
Awatar użytkownika
aRo
Predator
Posty: 774
Rejestracja: 8 lip 2013, o 19:38
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 7 razy
Podziękowania: 46 razy
Kontakt:

Obrazek
Kolejny HOG od Artifexu - to dalej "to samo". Jak podobały się poprzednie gry, to ta też podejdzie.

Z różnic - parę literówek ("żołędź"), nawet fajna dodatkowa historia, możliwość zdobycia wszystkich osiągnięć w jednej rozgrywce. W porównaniu do poprzednich gier, ekrany z ukrytymi przedmiotami wyjątkowo banalne. A zagadki - też proste, tyle że trzeba używać przedmiotów w kolejności/sposób, jaki wymyślili twórcy, co jest momentami irytujące (świeca).


Obrazek
Świąteczne nuty w wersji rockowej są fajne! Szkoda, że jest ich tylko 15. To typowa kopia Guitar Hero, tylko uboższa w każdym calu. Czasem nie do końca pasowało mi ułożenie nut na trasie, a przy ich dużej ilości czułem się trochę, jakby coś w grze nie wyrabiało i nie trafiałem... choć to mógł być mój błąd, więc nie wiem. Czytałem u innych, czy były podobne problemy i znalazłem tylko info o bugu blokującym nutę, że niby zostaje wciśnięta do końca piosenki, ale czegoś takiego nie trafiłem.

Największy problem to brak opcji synchronizacji obrazu/dźwięku - wtedy raczej nie mógłbym narzekać. A tak... W sumie warto spróbować. Tym bardziej, że jest krótkie. W 45 minut ogarnąłem wszystko, więc spokojnie dacie radę zwrócić, jak się nie spodoba. Czy nawet oddać po ukończeniu. Co nie jest fajne, jednak od gier muzycznych oczekuje się zwykle utworów na ponad godzinę...
(...tak, już wiem, że nie da się kupić :P)


Obrazek

Kolejny HOG od Artifexu - to dalej "to samo". Jak podobały się poprzednie gry, to ta też podejdzie.

Z różnic - krótsza niż zwykle (2,5h), brak dodatkowej historii, proste osiągnięcia. Nawet fajna, niepokojąca atmosfera, ale też słabiutkie zakończenie. Dziwactwa w tłumaczeniu (kładziesz młotek, brakuje kołka, info "potrzebuję czegoś, żeby mocniej wbić kołek") i na filmikach (widać rzeczy w miejscach, z których już je wzięliśmy).


Obrazek
Kolejny HOG od Artifexu - to dalej "to samo". Jak podobały się poprzednie gry, to ta też podejdzie...

...chyba. Bo miałem wrażenie, że to mogła być najsłabsza produkcja z tych, które już ograłem. U podstaw identyczna, do tego krótka, więc braki fabularne nie powinny aż tak przeszkadzać, ale jednak. Jeśli odpala się gry studia raz na jakiś czas, to i tę można zaliczyć.

Z różnic - niestety negatywne. Znaczące błędy w tłumaczeniu (glass to kieliszek zamiast szkiełko, więc powodzenia w szukaniu bez tej wiedzy), z mniejszych: jedna runa to według twórców "run", spiked ball zostało nieprzetłumaczone. W Ukrytych Przedmiotach mała zmiana, niektóre zmieniają wygląd - irytuje. Dodatkowa historia - z jakiegoś powodu tu nagle nie działa szybka podróż, do tego zagadki to dosłownie powtórka z głównej historii.

Najśmieszniejszy przypadek polskiej wersji: minigra z kompasem. W oryginale mamy poruszać się według kierunków NEWS, znany standard: N to North i tak dalej. Jak to rozwiązano u nas? Północ i Południe, więc instrukcja P-2... domyślcie się. Mapa jest mała, więc tragedii nie ma, ale i tak nie mam pojęcia, jak taki absurd dostał się do gry.


Obrazek
Kolejny klasyk ograny dzięki Nintendo Online. Zelda w starym stylu: widok z góry, kamera niczym w Pokemonach, otwarty świat... no, prawie, bo wiele dróg jest zablokowanych, póki nie zdobędziemy odpowiednich przedmiotów. Więc trzeba pokonywać kolejne dungeony i po drodze szukać znajdziek, by w ogóle móc przejść dalej. A że gra nie prowadzi za rączkę, czasem nie wiadomo, co zrobić - ale jest opcja zdobycia podpowiedzi.

Jest co robić, bo mapa jest spora - a jakby ktoś uznał, że jednak mu mało, to niech wie, że głównym "ficzerem" jest Dark World - mamy w praktyce dwie takie mapy, a druga się znacząco różni. I w sumie jedyny większy problem, jaki mam z grą, to to przenoszenie się między nimi, bo jest to niefajnie ograniczone. Mamy przedmiot, który pozwala przejść w jedną stronę, jednak by wrócić, trzeba albo być w tym samym miejscu, albo znaleźć jeden z ukrytych teleportów. Szczególnie przy próbie zebrania wszystkiego robi się to bardzo upierdliwe, tym bardziej że "szybka podróż" działa tylko w jednym świecie (a i ta nie dość, że ogranicza się do kilku miejsc na mapie, to jeszcze wymaga przedmiotów, których równie dobrze możesz w grze nigdy nie zdobyć, bo to opcjonalne). W sumie rozumiem, że bez tego gra byłaby dużo krótsza, a do tego nie byłoby powodu chodzić po Dark Worldzie, gdzie przeciwnicy spotykani po drodze są mocniejsi, ale trochę to dzisiaj przeszkadza.

Tak czy siak, gra po latach wciąga. Do tego wygląda i brzmi nadal nieźle. Miło spędzone 15 godzin.


Obrazek
Nowe gry w uniwersum dopiero powstają, filmy nie zachwyciły, to trzeba wrócić do innych pozycji. Choć ta nie jest jeszcze aż tak stara. Ale najważniejsze, że daje radę. Szczególnie jeśli chodzi o gwiezdnowojenny klimat. Od razu wiadomo, co to za świat. Wygląda jak trzeba, brzmi dokładnie tak, jakbyśmy tego chcieli. Dźwięki miecza i blasterów, muzyka w tle - idealne. Nie da się ich pomylić z niczym innym.

A co z gameplayem? To metroidvania w 3D. Zwiedzamy planety, mając na uwadze, że często znajdziemy jakieś skrzynki czy miejsca, do których dostać się nie da, bo brakuje nam konkretnych zdolności. Zdobywamy je z upływem fabuły i potem można wracać gdzie chcemy, by zebrać co się da (90% to notatki, trochę doświadczenia i skiny postaci/miecza/droida/statku, ale są też dodatkowe stymy lecznicze, więc warto). Niby z każdą kolejną grą w tym stylu coraz bardziej mnie irytują sytuacje, gdy coś widzę od razu, nie jest ukryte, tylko po prostu nie mogę się tam dostać już teraz... ale i tak potem wrócę. Bo zwiedzanie jest fajne. W czym pomaga też holomapa, cudowny wynalazek. Fakt, nie jest zawsze przejrzysta, do tego mogłyby się na niej oznaczać np. skrzynki, byśmy ich znowu nie szukali, ale i tak w obecnej wersji jest ok - nie wyobrażam sobie grania bez niej.

Gadam tylko o bieganiu, a przecież jest jeszcze walka... Cóż, to według mnie najsłabszy punkt programu. Trochę Soulsów, trochę Sekiro, razem nic porywającego. Nawet po odblokowaniu nowych ruchów nie jest przesadnie rozbudowana. Do tego jest pewne wyczuwalne opóźnienie w atakach, przez co czasem ciężko wyczuć timing. A grających na klawiaturze uczulam, że wypada zmienić sterowanie. Nie chcecie grać na WSAD z unikiem pod Z. Nie wiem, co za geniusz to wymyślił.

Żeby ktoś się tych "soulsików" nie wystraszył - całość jest zdecydowanie łatwiejsza i bardziej przystępna niż twory studia From. Choćby dlatego, że jak zdobędziemy dość doświadczenia, by dostać punkt umiejętności, tego punktu po śmierci już nie stracimy. A jak chcemy odzyskać ekspa, wystarczy RAZ trafić wroga, który nas zabił. Inna sprawa to wybór poziomu trudności. Są 4, ale różnią się tylko paskami życia (albo siłą ataków i zbieranymi obrażeniami, na jedno wychodzi) i okienkiem czasowym na parowanie. Do tego można je zmieniać w dowolnym momencie i nie ma osiągnięć z nimi związanych. Miło i przystępnie. Sam grałem na poziomie 3 z 4. Wyzwanie było w sam raz.

Jeśli miałbym się do czegoś bardziej przyczepić - optymalizacja. Fakt, że mój komputer ledwo przekracza minimalne wymagania, ale z tego co czytałem, na lepszych sprzętach też bywały problemy. Ja widziałem długie czasy ładowania, okazjonalne przycięcia, doczytywanie tekstur (...też za każdym razem po wyjściu z menu pod klawiszem Esc, wow). No i bugi. Raz przy ciągnięciu liny wyrzuciło mnie na sufit lokacji. Czasem po uruchomieniu minimapy kamera frunęła gdzieś bez powodu, nie pokazując mi nic. Innym razem, gdy wybierałem planety na statku, kamera znów wystrzeliła, a po powrocie nie mogłem nic zrobić, bo utknąłem na wyborze planet bez możliwości kliknięcia czegokolwiek i pozostało wczytać grę. Bardzo irytujące rzeczy - nie jakieś bardzo częste, ale jak już się trafią, psują wszystko. Napisy - w porządku, widziałem może jedną literówkę w jakimś opisie, ale przy tej ilości tekstu to dobry wynik. Mógłbym się jeszcze dowalić do sposobu zapisu gry - trzeba odwiedzać punkty medytacji ("ogniska"), by nie stracić postępu. Nawet po zgonie... Raz po śmierci uznałem, że nie będę się jeszcze wracał i pójdę w inne miejsce, a tu drzwi się za mną zamknęły. No to wychodzę do menu, by się wrócić zanim przekroczyłem próg i jednak zebrać co zostawiłem... i mnie cofnęło jeszcze przed śmierć, więc pół lokacji było do ogarnięcia na nowo. Nie spodziewałem się.

Historia jest w porządku, spokojnie wyciągniecie z 15 godzin zabawy (mi przy zbieraniu wszystkiego wyszło dużo więcej). Warto zagrać... choćby dla końcówki. Nie będę nic zdradzał, ale wydarzenia przed napisami końcowymi są gratką dla fanów. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem takiego banana na twarzy w ostatnich chwilach.
Ci użytkownicy podziękowali aRo za ten post:
stfns
Awatar użytkownika
Łowca
Posty: 3
Rejestracja: 1 lip 2020, o 17:41
Podziękował: 5 razy
Podziękowania: 1 raz

Moonlighter + DLC Beetween Dimensions
(tu powinien być obrazek ale nie umiem w fora internetowe)

Grę ukończyłem, w sumie 33h, odradzam - po ostatnim bossie gra odinstalowana. Czuję że straciłem na niej czas i kasę (na szczęście kupiona na bazarku xd).
Graficznie jest rewelka, przynajmniej dla mnie - uwielbiam pikselozę.
Fabularnie meh, prawdę mówiąc, jeżeli fabuła mnie nie oczaruję to przestaję ją śledzić i cieszę się samą grą, albo próbuję. Była jakaś tam historia wokół bohatera ale nie była zbyt ciekawa, a wydarzenia obecne z gry przedstawiane w irytujący sposób i za każdym razem w tym samym schemacie tzn. po przejściu poziomu przychodzi do nas dziadek i gada jacy jesteśmy nieodpowiedzialni i lepiej przestań bo zobaczysz, nie przeżyjesz następnej przygody. Nic nie wnosi i denerwuje :nie: Zakończenie takie se, a nawet trochę rozczarowujące.
Gameplay - niestety słabiutko. Miałem nadzieję że będzie jak Isaac i za bardzo się przez to nie zastanawiałem bo co tam można zepsuć xd. Jest monotonnie, ciągłe przyciskanie jednego przycisku i czasami robienie uniku przez 5 różnych wizualnie plansz.
Przeciwnicy są mało wymagający chyba że na najtrudniejszym poziomie, gdzie nie ma już zabawy, a pojawia się irytacja przez zastój w grze.
Poza walką rozbudowujesz miasto i sklep w którym sprzedajesz śmieci z lochu, na początku wciąga ale z czasem nuży - kiedy ceny produktów są już ustalone dokładasz tylko towar i pilnujesz żeby cię nie okradli.
Ulepszanie ekwipunku - trzeba się trochę namęczyć i w sumie podobał mi się ten element bo czułem że ma rzeczywiście znaczenie w grze. Osiągnięcia na steamie to jakiś żart w tej grze xd np uderz drzewo 1000 razy (???)
Muzyka - no gites, ale nie urywa.

DLC jest w sumie ciekawszy od samej podstawki ale gdybym przed kupieniem w nią zagrał to nie wydawałbym na to kasy. DLC dodaje dodatkowy długi loch, mix wszystkich poprzednich, jest dłuższy i trudniejszy + kilka nowych elementów w nim. Dodaje też nowe bronie i jednego sklepikarza w mieście, teoretycznie też nowego npc który ma znaczenie w fabule ale to ściema bo raz się z nim gadało i nawet nie wiem kim jest ta postać xd

Chyba to tyle, nie polecam, może komuś się spodoba, ja jestem zawiedziony i raczej odradzam, niby wiedziałem jak to może wyglądać ale nabrałem się na pozytywne recenzje na steam. ;)
Awatar użytkownika
Predator
Posty: 413
Rejestracja: 11 mar 2016, o 10:21
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 1 raz
Podziękowania: 114 razy
Kontakt:

A mnie ta gra akurat bardzo się spodobała. Do tego stopnia, że nawet napisałem poradnik na Steam. Każdy ma nieco inne podejście i czego innego wymaga od gry.

Podobny tytuł w tych klimatach w jaki ostatnio grałem to Undermine.
Awatar użytkownika
Łowca
Posty: 3
Rejestracja: 1 lip 2020, o 17:41
Podziękował: 5 razy
Podziękowania: 1 raz

Undermine mam na liście życzeń od jakiegoś czasu, czekam aż pojawi się w jakimś bundlu i z chęcią przetestuję :D
ODPOWIEDZ