
Ja osobiście byłem oczarowany i praktycznie zakochałem się w tej produkcji, w przeciwieństwie do Soulsów, których jakoś nie mogę przełknąć. Ale tylko do dziś... Właśnie mam za sobą finałową walkę i jestem zaskoczony, a nawet rozczarowany jej przebiegiem. Ile to się naczytałem w internecie jaka to jest trudna przeprawa. Ile płaczu wysłuchałem zwyciężonych przez seniora rodu Ashina. Nawet jeden z recenzentów przyznał się do używania cheatów do jego pokonania. Z takim bagażem informacji przystąpiłem do walki pełen obaw, ale też nadziei na epicki pojedynek. Jak się jednak okazało... Było łatwo, zdecydowanie za łatwo. Dobre parowanie i umiejętność łapania piorunów sprawiły, że Isshin Święty Miecz padł u mych stóp po trzeciej próbie. Czuję niestety niedosyt po tym. Zdecydowanie najtrudniejszym boss'em był dla mnie Demon Nienawiści. A Wy co o tym sądzicie?
