W co graliście i polecacie/odradzacie?

Wszystko co dotyczy gier komputerowych
Awatar użytkownika
Łowca
Posty: 83
Rejestracja: 1 maja 2014, o 22:58
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 0
Podziękowania: 3 razy
Kontakt:

Obrazek
4 miesiące grania (oczywiście nie każdego dnia ;)), 56 godzin wspólnej rozgrywki ze znajomym, ukończenie jakichś 98% wszystkich misji (zostało nam kilka pobocznych do skończenia), nabicie 42 levelu - tyle trwała przygoda z drugimi Borderlandsami w wersji GOTY. Wymęczyła już Nas pod koniec strasznie, ale w jednym byliśmy zgodni - jest to jedna z najlepszych gier kooperacyjnych ever. Nigdy już pewnie do niej nie wrócimy, ale nigdy nie mieliśmy poczucia, że był to czas stracony.

Żeby dużo nie spoilerować, bo druga część jest fabularną kontynuacją jedynki (chociaż można spokojnie grać w nią bez jej znajomości) - powiem tylko tyle, że jest w prawie każdym elemencie lepsza od swojej poprzedniczki (która też była niezła, ale przez swoją monotonność, niezbyt ciekawą fabułę i system questów z czasem się po prostu nudziła). Jeśli ktoś nie miał z serią nic wspólnego - jest to FPS z elementami RPG z charakterystycznym cel-shadingiem i tonami broni, w które możemy się wyposażyć. Takie trochę Diablo w konwencji shootera :)

+ zdecydowanie ciekawsza fabuła w porównaniu do pierwowzoru,
+ 6 grywalnych postaci do wyboru,
+ różnorodność odwiedzanych miejscówek (w końcu!!!!),
+ świetne skonstruowane postacie poboczne,
+ wszechobecny, świetny humor w najróżniejszym wydaniu,
+ świetne fabularne DLC utrzymane w różnych klimatach (pirackich, łowieckich, reality show i dungeons&dragons),
+ AI przeciwników,
+ ponownie - tona lootu,
+ możliwość "customizacji" naszych postaci,
+ DŁUGOŚĆ GAMEPLAYU!!!
+ zdecydowanie więcej ciekawszych i lepiej skonstruowanych misji (w końcu więcej niż "przynieś, zabij, zbierz, pozamiataj").....


- .... chociaż i kilka takich się zdarzy,
- część przeciwników z DLC to tylko sprytnie przerobione modele z podstawki,
- przeglądanie plecaka momentami potrafi zirytować, gdy musimy grzebać pośród ton lootu,
- nie obyło się bez bactrackingu, ale chyba taki już urok tego typu gier :)


W Borderlands 2 można grać samemu i bawić się świetnie, ale gra zyskuje, gdy gramy chociaż z jednym znajomym w coopie. Jeśli ktoś nie miał okazji spróbować - a ma ekipę do wspólnego odkrywania Pandory i bogactw tego świata - to niech uderza śmiało. Szczególnie, że wersja GOTY potaniała na tyle, że zbrodnią byłoby kupowanie tylko podstawki (w szczególności, iż fabularne DLC są wyborne).
Awatar użytkownika
Wiedźmin
Posty: 2584
Rejestracja: 3 gru 2012, o 16:40
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 80 razy
Podziękowania: 317 razy
Kontakt:

Renowned Explorers: International Society
+ Ciekawy pomysł
+ Przyjemne walki w turach
+ Spory wybór postaci, perków, ulepszeń i uzbrojenia
+ Zwiedzanie świata sprawia frajdę
+ Dobry samouczek (ktoś odrobił lekcję z głównej słabości Reusa!)
+ Miła dla oka oprawa
- Ograniczona liczba ekspedycji
- Słabe zbalansowanie na najwyższych poziomach trudności

Ocena: -8/10

Renowned Explorers to ciekawy miks gatunkowy od twórców Reusa. Gra opowiada o grupce śmiałków, którzy rywalizują o tytuł najbardziej znanego poszukiwacza przygód. Rozgrywka sprowadza się właściwie do dwóch faz: planowania i ekspedycji. W pierwszej z nich uzupełniamy ekwipunek, odkrywamy ulepszenia i wykonujemy drobne, dobrze opłacane fuchy. Wybieramy również kierunek ekspedycji (wraz z postępem rozgrywki odkrywamy kolejne, bardziej zaawansowane przygody). Druga faza to właściwa "przygoda", która przypomina trochę podróżowanie po świecie znane z Blackguards i/lub The Dwarves. W czasie ekspedycji oprócz walk rozgrywanych w turach czeka na nas wiele zadań (sposób ich rozwiązania zależy w dużej mierze od umiejętności postaci), sekretów i mniejszych lub większych problemów, z którymi przyjdzie nam się zmagać (np. ograniczona liczba zapasów). A po co to wszystko? Celem jest zebranie jak największej ilości artefaktów, które zapewniają punkty sławy. W ostatecznym rozrachunku punkty sławy decydują o tym, kto zostanie najbardziej poważanym poszukiwaczem przygód.
Oczywiście w każdej beczce miodu znajdzie się łyżka dziegciu. Liczba dostępnych ekspedycji jest stosunkowo mała. Po trzech/czterech rozgrywkach można z grubsza zwiedzić wszystkie dostępne mapki, a jeśli masz ochotę na więcej, to znajdziesz je w płatnych DLC :/ Ponarzekać można również na słabe zbalansowanie rozgrywki na najwyższych poziomach trudności. Walki z "bossami" są przeraźliwie trudne (tank potrafi paść po dwóch ciosach) i zależą w dużej mierze od szczęścia, aby oszczędzić sobie nerwów zalecam grać na "normalu". Mimo paru drobnych wad gra jest bardzo ciekawa i spokojnie można przy niej spędzić 20-30 godzin zanim powtarzalność rozgrywki da się we znaki. Polecam!
Awatar użytkownika
Wiedźmin
Posty: 7048
Rejestracja: 14 lut 2013, o 15:17
Płeć: Mężczyzna
Lokalizacja: ◕_◕ Liberty City ಠ╭╮ಠ ostatnio Los Santos
Podziękował: 1377 razy
Podziękowania: 1315 razy
Kontakt:

Obrazek
Dead Island Definitive Edition

Przeszliśmy kampanię ze znajomymi w 4 osoby, zajęło nam to około 13 godzin. Gra dobra, może troche się zestarzała technologicznie oby w dying light było pod tym względem lepiej bo ze znajomymi mamy na celowniku te gre a jakby nie patrzeć to kontynuacja Techlandu. Fabuła ok, nie ma się do czego przyczepić, walka fajna - ucinanie kończym i głowy zombiakowi przyjemne, mam wrażenie że w definitive edition jakby ubyło krwi w porównaniu do zwykłej wersji. Niepotrzebne troche jest to niszczenie się broni, co chwila trzeba naprawiać swoją ulubioną maczete :D ale na szczescie stanowisk do naprawy bardzo dużo w grze. Jeśli chodzi o broń palną to niestety w tej grze porażka zarówno pistolety i karabiny nie dają przyjemności ze strzelania, żadnego fajnego feelingu do tego pistoletem można strzelać 5 razy w glowe zombiakowi a on dalej żyje dopóki mu nie zejdzie całe HP. Troche nie fair jest z naliczaniem acziwków bo niektóre zalicza tylko hostowi gry no ale w *zadzitrata* z tym. Gre polecam tylko do gry w ekipie na solo broń boże nie zabieraj się za te produkcje.
aRo
Awatar użytkownika
aRo
Predator
Posty: 774
Rejestracja: 8 lip 2013, o 19:38
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 7 razy
Podziękowania: 46 razy
Kontakt:

Obrazek
Czy Cyanide wydało kiedyś grę, która każdemu by się podobała i nie była w żadnym aspekcie skopana? Z drugiej strony - mimo wielu problemów takie Of Orcs and Men miało swój urok. Ukończyłem z przyjemnością, choć trochę rzeczy mi tam wybitnie nie pasowało, z walką na czele. Pierwsza solowa gra ze Styxem jest dużo lepsza, jednak też ma spore wady.

To prequel - orka nie ma, zostajemy z naszym mniejszym kumplem. I z wszystkimi jego zaletami. Dobre teksty, dobre ruchy. I zmiana stylu, bo w przeciwieństwie do turowych starć mamy rasową skradankę. Trzeba przyznać: hardkorową. Jest naprawdę ciężko. Musicie uważać na każdym kroku, by nie wywołać alarmu. Przeciwników jest masa, a Styx - bardzo kruchy. Co oczywiście nie znaczy, że trzeba walczyć. Poziomy są spore, rozbudowane nawet w pionie, co daje wiele możliwości i dróg. Można starać się pozostać niezauważonym. Można eliminować wszystkich po cichu lub w normalnej walce, ewentualnie nikogo nie zabijać. Niezależnie od wybranej drogi pomogą nam w tym przedmioty (np. noże do rzucania czy piasek do gaszenia pochodni na odległość, bo wiadomo, że w cieniu najbezpieczniej) i specjalne umiejętności (tworzenie i kontrolowanie klonów, chwilowa niewidzialność...). Baw się jak chcesz. I to jest cudowne.

Czas gry? Zależy trochę od metod - najpierw miałem ochotę zlikwidować wszystkich wrogów po cichu, przez co po przejściu map samouczka i pierwszej planszy pierwszej misji... stuknęło mi aż 9 godzin. Chcąc ukończyć całość w "rozsądnym" czasie, przerzuciłem się na "pacyfistę" i każda misja (w sumie 7, składają się z 3-4 map) zajmowała mi około godzinę (no, licząc czas podany przez grę, bo łącznie z wczytywaniem po każdej skopanej akcji - na szczęście są quick save'y - Steam pokazuje dwa razy tyle). Później poziomy można powtarzać, by spróbować innych metod i zdobyć odznaczenia za nie (są 4 - za zabicie lub oszczędzenie wszystkich, za nie zostanie wykrytym i za zebranie opcjonalnych skarbów; każde daje dodatkowe doświadczenie, za które rozwijamy zdolności). Nie lubię przechodzenia gier więcej niż raz, bo kupka wstydu ciągle rośnie, nie ma czasu. Mimo to powtórzyłem początkowe misje, by zdobyć osiągnięcie za przejście całości po cichu i bez zabijania. Tak bardzo mnie wciągnęło.

Był miód, to teraz pora wylać na grę trochę jadu. Walki są słabiutkie, polegają na ciągłym parowaniu (w sumie... nawet jakby to zrobili porządnie, i tak jestem za cichym przejściem). Choć budynki sprawiają wrażenie realizmu pod kątem budowy, haki w ścianach, po których możemy się wspinać, są umieszczone w takich miejscach, że nie biorąc pod uwagę Styxa, wyglądają bezsensownie (ale to już może być moje czepialstwo, może innych to z wczuwki nie wybije). Postać lubi czasem nie chwycić się krawędzi i zginąć, albo wskoczyć na górę zamiast zawisnąć, co może solidnie wkurzyć podczas próby bycia niezauważonym. Gra potrafiła się scrashować podczas wczytywania, kiedy zapisałem ją podczas użycia jednej ze zdolności (save'ów można mieć dowolną ilość, co mnie uratowało - zawsze używajcie kilku slotów!). Historia jest taka sobie, twist może irytować (nie zdradzając szczegółów - sprawił, że czułem się słabszy niż wcześniej). Używanie klonów potrafi doprowadzić do durnych sytuacji, kiedy trafimy cutscenkę - dostałem się klonem w pewne miejsce, gdzie normalnie się nie dało, po czym na filmiku jestem już na jego miejscu. Dodam jeszcze recykling - jak wspominałem, poziomy to kilka map, ale te mapy lubią się czasem powtarzać (zwykle zaczynamy wtedy na końcu i przechodzimy je "od tyłu", co ma sens w historii, ale jednak zostawia niedosyt).

Osobny akapit należy się ostatniemu poziomowi, który jest wybitnie słaby. 3 z 4 map to powtórki z dodatkiem nowego wroga, którego umiejętności okropnie utrudniają skradanie. Miałem wrażenie, że to próba przeciągnięcia gry na siłę. A ta tego nie potrzebowała. Omijanie wroga w bramie, który cię wyczuje, nawet jak nie wydasz dźwięku - to nie było zabawne. A ostatni etap... Cieszysz się, że coś nowego, a to tylko malutki okrąg, taka arena. Stworzona, by wymusić walkę. Jasne, da się to przejść po cichu, ale to mordęga i miałem wrażenie, że twórcy nie brali takiego stylu pod uwagę, projektując to coś. Boss fight (o ile można to tak nazwać) w grze, której tego nie trzeba.

Wad jest sporo, nie ma co ukrywać. A jednak grę ukończyłem. Powiem więcej: podobało mi się. Mówi się na to "love-hate relationship". Z Of Orcs and Men było tak samo. Coś mnie w tej serii wciąga, mimo wszystko. Polecam spróbować, szczególnie fanom skradanek.

Obrazek
Pomyślałby ktoś, że Wyspa Kucyków może być nieprzyjemnym miejscem? I nie, nie zdradziłem w tym momencie największego sekretu gry. Nie chcę zdradzać niczego więcej. Siłą tego "czegoś" jest nieprzewidywalność i kreatywność. Choć nie jest to najlepsza gra na świecie - proste mechaniki, których powtarzalność może wnerwić, szczególnie mniej więcej w połowie gry, gdy trzeba robić prawie to samo przez jakiś czas - wyróżnia się pomysłami. Jest wyjątkowa. 2-3 godziny wystarczą, by poznać jej najskrytsze zakamarki. I naprawdę warto spróbować, jeśli lubicie łamanie czwartej ściany (żeby nie zdradzać zbyt wiele - dzięki temu, że gra jest na Steamie, raz twórcy skutecznie mnie nabrali!) i dziwne klimaty.
Awatar użytkownika
Predator
Posty: 526
Rejestracja: 21 cze 2013, o 22:05
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 0
Podziękowania: 246 razy
Kontakt:

Obrazek
Właściwie to już kiedyś grałem ale w oryginalną wersję i chyba tylko ukończyłem kilka poziomów tym razem zainstalowałem Zandronum poprawiający wszystkie wady pierwowzoru wynikające z już mega starych technik tworzenia gier
+świetnie zaprojektowane poziomy
+ciągła nieprzerwana akcja, brak liniowości, sporo przeróżnych skrótów
+sekrety, muzyka, styl artystyczny, bronie, potwory, wszystko tworzy naprawdę mocny klimat


krótka, nie wiem czy to winny jest niski poziom na jakim grałem czy ulepszona wersja ułatwiająca grę ale 1 z 4 epizod ukończyłem w 30 minut

-prawdopodobnie dla większości osób oryginalna wersja jest niegrywalna, zalecana instalacja np Zandronum
aRo
Awatar użytkownika
aRo
Predator
Posty: 774
Rejestracja: 8 lip 2013, o 19:38
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 7 razy
Podziękowania: 46 razy
Kontakt:

Obrazek
6 lat na to czekałem. Poprzednie części bardzo mi się podobały. Było między nimi trochę różnic, więc nie można było twórcom zarzucić, że robią "znów to samo". Z trójką jest podobnie, jednak niektórzy mogą uznać, że zmian jest zbyt wiele.

Choć historia, styl graficzny i ogólny klimat produkcji jasno mówią: "To Darksiders", mechanika przypomina raczej Dark... Souls. Masa sklepów Vulgrima, które działają jak checkpointy i można w nich wymieniać dusze na poziomy doświadczenia (tu wypada dodać, że rozwój postaci jest wybitnie ubogi, ale lepsze to niż nic...). Przedmioty leczące, których jest ograniczona ilość i odzyskujemy je po śmierci (wizyta w sklepie ich nie zwraca, jednak z potworów czasem wypadają zielone dusze, które je odnawiają). Najprostsi przeciwnicy potrafią łatwo zabić, jeśli się nie uważa. Po śmierci dusze czekają na zebranie (tu różnica - po kolejnych zgonach stracone wcześniej dusze nie znikają, dalej czekają!). Nie ma tarcz, ale trzeba nauczyć się uników i kontr, bo bez tego szansa na przeżycie jest nikła (jeden "plus" - nie ma paska staminy). Starcia z bossami też przywodzą na myśl wiadome gry. Lubię Soulsy i nie przeszkadza mi obrany przez twórców kierunek, choć nie tego się spodziewałem, biorąc się za Darksiders. I wielu pewnie się przez to odbije. Choć trzeba przyznać, że twórcy robią, co mogą, by poprawić wizerunek w oczach zawiedzionych ludzi. Ostatni patch pozwolił np. na odnawianie "estusów" u Vulgrima za opłatą. Dodał też tryb "classic" walki, który trochę zmienia zasady, przykładowo: pozwala przerwać unik atakiem i usuwa cooldown przy użyciu przedmiotów dodatkowych. Tego jednak nie testowałem - ukończyłem grę przed wydaniem łatki. Może to sprawdzę przy okazji DLC. A jak przy łatkach - oby twórcy popracowali nad stabilnością, bo przez ostatnie parę godzin gra wyrzuciła mnie do pulpitu ok. 5 razy.

A tak poza tym... Gra jest dobra. Furia to fajna postać, a bicz jest lepszy, niż się wydaje. Fabuła jest w porządku, polowanie na grzechy to spoko motyw, a wykorzystanie jednego z nich jako "samouczka" później nabiera sensu. Jest trochę terenu do zwiedzenia wraz z rzeczami do zebrania, opcjonalnymi wyzwaniami i minibossami. Jest parę łamigłówek środowiskowych - nic bardzo trudnego, większość banalna, ale niektóre są całkiem sprytnie pomyślane. Podoba mi się pomysł na dodawanie nowych broni wraz z postępami - zamiast osobnych zdolności pozwalających otworzyć nowe przejścia, te są powiązane właśnie z wyposażeniem. I łatwo je szybko zmieniać. Starając się zebrać jak najwięcej przedmiotów i zwiedzić co się da, spędziłem w grze 25 godzin - podobnie jak w "jedynce".

Czy to jest to, czego się spodziewałem? Absolutnie nie. Czy to gra dla każdego? Raczej nie. Czy to dalej Darksiders? Tak. Czy dobrze się bawiłem? No pewnie. Z ceną trochę przesadzili, ale jak spadnie o połowę, mogę śmiało polecić. Z każdą kolejną godziną gierka sprawiała mi coraz więcej frajdy i naprawdę czekam na DLC.


Obrazek
Namnożyło się "rogalików" w ostatnich latach. Bardzo podobały mi się choćby Spelunky i Isaac, do tego uwielbiam platformówki, więc Dead Cells wydawała się wyborem idealnym. I przez około 20 godzin bawiłem się świetnie. A teraz jakoś nie mam ochoty do niej wracać.

Nie licząc "fabuły", nie ma się za bardzo czego przyczepić. Sterowanie jest wygodne (grałem na klawiaturze i myszce), system walki dobrze zrobiony - a walczy się tu prawie ciągle. Dostajemy eliksiry życia odnawiające się między poziomami, co jest sprawiedliwym ułatwieniem. Wiele etapów ma kilka wyjść, więc (przynajmniej na początku) nie każda gra będzie identyczna. Są też elementy metroidvanii - jest kilka run do zdobycia, dających specjalne zdolności, których nie tracimy po śmierci (a że to "rogal", ginie się często i traci sporo) i pozwalają dostać się do nowych zakątków mapy, jak i tych wspomnianych wcześniej specjalnych wyjść. Broni jest sporo, choć większość trzeba odblokować, zdobywając zwoje (głównie z przeciwników) i płacąc komórkami (wylatują z wrogów, po każdym poziomie można je wydać, nie ma sensu ich chomikować, bo po zgonie przepadają). Oczywiście mamy tu też bossów, sekrety... I to w sumie tyle. Nie jest to żadne "głębokie doświadczenie" czy coś, po prostu świetnie zrobiona podstawa. I jeśli wystarczy wam te 20 godzin, naprawdę polecam. Kończcie czytać, do grania.

A jak lubicie gry "maksować", to niby też OK... Ale jeśli chodzi o regrywalność, mam problem. W przeciwieństwie do wspomnianych na początku tytułów, nie jestem pewien, czy spróbuję odblokować wszystko, co się da. Bo zawartości jest zbyt mało. Mimo proceduralnego generowania plansz, gra jest strasznie powtarzalna i nie czuć świeżości przy kolejnych podejściach. W takim Spelunky to nie przeszkadzało, bo poziomy są króciutkie. Tutaj każdy kolejny coraz bardziej się dłuży. Niby zmieniają się przeciwnicy, ale gameplayowo praktycznie nie ma różnicy - w walce unik/blok i chlastać, ew. strzelać, a poza nią - gnać przed siebie, czasem ominąć jakąś małą pułapkę. Zmienia się tło, reszta jest w sumie taka sama. Bossów jest malutko - tylko czterech, z czego jako pierwszego spotykamy jednego z dwóch, więc w sumie tylko trzech na grę. Inny problem - możemy nosić tylko dwie bronie + 2 pułapki, tyle. Isaac wciągał, bo wszystko się łączyło, a odblokowanie przedmiotu dawało nie tylko nową broń, ale też nowe możliwe synergie. Tu tego nie ma, a sporo nowych narzędzi mordu jest po prostu słaba i niepotrzebnie potem zmniejsza szansę na wylosowanie tych lepszych. No i ostatnia rzecz - po przejściu gry raz, możemy podnieść poziom trudności (i znów po kolejnym ukończeniu, w sumie 4 razy). Co to zmienia? Poza kwestią obrażeń - mniej leczenia (coraz mniej okazji do odnawiania eliksirów), dodatkowi przeciwnicy na poziomach (ale nie nowi, po prostu ściągnięci z kolejnych), więcej komórek lecących z wrogów. Czyli "dalej to samo", tylko trudniej. Dla mnie - niezbyt ciekawe. Jak zależy wam na czymś, w czym można wtopić setki godzin i ciągle czerpać frajdę, nie jestem pewien, czy to najlepszy wybór.
Awatar użytkownika
Wiedźmin
Posty: 1239
Rejestracja: 20 wrz 2013, o 18:23
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 380 razy
Podziękowania: 518 razy
Kontakt:

Castlevania - Lords of Shadows
Obrazek

Uff, ta gra jest długa! 20h takiej gry akcji to jak 100h w RPGu :E
Dzięki temu rewelacyjnemu dealowi na GMG (LoS1+MoF+LoS2) za 9zł miałem okazję zagrać w te rewelacyjne gry na które czaiłem się dłuższy czas.
Dopiero jednak później odkryłem, że brakuje jednego DLC fabularnego do LoS2, droższego niż cały pakiet. :evil: jak tu nie kochać DLC i współczesne gry...

Nie ukrywałem zdziwienia gdy odkryłem że ludzie odpowiedzialni za tę grę zrobili Severance - Blade of Darkness a potem zmienili nazwę studia.

Najważniejsze pytanie - czy da się w to grać na klawiaturze i myszy? Przez prawie całą grę - tak.
Prawie, bo są momenty - a właściwie QTE - podczas walk z dwoma bossami, gdzie musimy odrzucić rzucony w nas przedmiot. Trzeba być pianistą na kokainie by to zrobić na klawiaturze, musiałem odkopać mojego pada od X360 by przebrnąć ten fragment.

Nie mogłem niestety przejść gry na padzie gdyż z nieznanego mi powodu przyciski ataku nie działały... dopóki postać nie skoczyła. :? I to na każdym padzie jaki posiadałem - Logitech Rumble, ten od X360 (na kablu) i jakiś tani za 10zł, każdy z nich miał ten problem. Ograłem na nich masę gier bez problemów a tu takie coś :roll:

+piękna grafika i widoki jak na prawie dziesięcioletnią grę
+fabuła niezła
+są powody by wrócić - znajdźki i wyzwania
-bękart w serii Castlevania, głównie fabularnie
-AA i VSync nie działają jak należy
-jedno z QTE w walce z bossami wymaga pada
Awatar użytkownika
Wiedźmin
Posty: 3176
Rejestracja: 16 gru 2012, o 15:23
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 15 razy
Podziękowania: 27 razy
Kontakt:

Podłączyłem pada od PS4 na emulatorze i nie miałem najmniejszych problemów przez całą grę.
Awatar użytkownika
Hitman
Posty: 848
Rejestracja: 9 sty 2013, o 18:19
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 21 razy
Podziękowania: 705 razy
Kontakt:

EdmundBA pisze: Castlevania - Lords of Shadows
-jedno z QTE w walce z bossami wymaga pada
Kłamstwo, ukończyłem grę w całości bez pada. Oczywiście ukończenie tego QTE na klawiaturze sprawiło mi masę problemów ;)
Awatar użytkownika
Wiedźmin
Posty: 2410
Rejestracja: 17 paź 2016, o 14:29
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 402 razy
Podziękowania: 838 razy

EdmundBA pisze: -bękart w serii Castlevania, głównie fabularnie
Co :E
aRo
Awatar użytkownika
aRo
Predator
Posty: 774
Rejestracja: 8 lip 2013, o 19:38
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 7 razy
Podziękowania: 46 razy
Kontakt:

Obrazek
Kolejna gra Artifex Mundi. Tylko tyle i aż tyle. Dość prosta "przygodówka" nastawiona na rozwiązywanie zagadek i szukanie ukrytych przedmiotów. Albo je lubisz, albo nienawidzisz. Ode mnie plus, bo miło spędziłem te parę godzin, choć produkcja nie jest bez wad.

Fabuła znów jest tylko pretekstem, do tego szybko przychodzą skojarzenia z BioShockiem, na szczęście tylko na początku - nie jest to kopia. Ogólnie jest ładnie, jednak animacje twarzy nadal straszą. Brakuje tu opcji szybkiej podróży, bo bez tego mapa jest średnio przydatna, poza tym pomysł z windą, która zatrzymuje się na każdym piętrze (nawet jak są tylko 0-1-2) potrafi zirytować, kiedy trzeba chodzić tam i z powrotem. Do tego standardowo (niestety) mamy błędy w tłumaczeniu, co dalej mnie dziwi, bo to polska gra. Według twórców powietrze może być "żeśkie". A nawet odpuszczając im błędy w dialogach, to już babole w sekcjach z ukrytymi przedmiotami pokazują, że nikt tego nie testował. Raz trzeba znaleźć papugę - a chodzi o marchewki. Dobrze widzicie. Po przetłumaczeniu zrozumiałem, że ktoś zrobił literówkę i napisał "parrot" zamiast "carrot". Świetna robota!
Awatar użytkownika
Robin Hood
Posty: 212
Rejestracja: 19 lis 2014, o 07:12
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 395 razy
Podziękowania: 19 razy

For the King pl-
link https://store.steampowered.com/app/527230/For_The_King/
Polecam niezwykle wciągająca i dająca dużo satysfakcji
podziemia, magiczne przedmioty jest chyba 300
np; jak łucznik dostał bron palną to totalna rozwałka- satysfakcja z gry,
niezwykle grywalna i wciąga jak pierwsza 100-tka.
Awatar użytkownika
Wiedźmin
Posty: 2584
Rejestracja: 3 gru 2012, o 16:40
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 80 razy
Podziękowania: 317 razy
Kontakt:

@aRo Też pamiętam ten błąd w tłumaczeniu :) W nowszych grach Artifexu podobne wpadki też się zdarzają :/ Ogólnie rzecz biorąc mam wrażenie, że najbardziej dopracowana była seria Nightmares from the Deep, a reszta to odcinanie kuponów (no może poza Enigmatis i Grim Legends, które bronią się klimatem i opowieścią)... tak czy siak nie ma co narzekać, za piątaka w bundlu od indie gali i tak się opłaca :E
Awatar użytkownika
Hitman
Posty: 1010
Rejestracja: 2 kwie 2013, o 19:56
Podziękował: 0
Podziękowania: 21 razy
Kontakt:

Tekst w grach Artifeksu powstaje po angielsku i jest później tłumaczony na różne języki (w tym na polski). Niestety po ich grach widać, że tłumaczeniom brakuje nie tylko testów, ale często też najzwyklejszej korekty.
Awatar użytkownika
Predator
Posty: 747
Rejestracja: 21 sie 2015, o 17:46
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 473 razy
Podziękowania: 161 razy
Kontakt:

Obrazek
Cortex Command

Ostatnio mój szwagier, który gra ze mną i moim bratem w gry raz do roku w jakiś coop, dał mi trudne zadanie. Powiedział że by zagrał w jakąś strategię. "Hmm... strategia w coop?" pomyślałem, przydałoby się coś bez tur żeby lekko upitym nie zasnąć w oczekiwaniu na turę innych...
Przefiltrowałem swoją bibliotekę steam na:
https://www.lorenzostanco.com/lab/
i o dziwo coś znalazłem!

Możemy grać w coop 4 osobowy w splitscreenie, k+m, sama klawa i/lub pady, wypas.
W tej grze sterujemy mózgami kontrolującymi zdalnie jednostki. Ludzkość osiągnęła już poziom gdzie mózgi ze świadomością są przenoszone do metalowych ciał i podbijają kosmos. Mamy prawie 10 frakcji(+nowe w modach) różnią się typami broni i jednostek. Podczas gry dowolnie przełączamy się między jednostkami i bezpośrednio nimi chodzimy, latamy jetpackiem, kopiemy złoto i strzelamy. Reszcie jednostek możemy wydawać proste polecenia, ustawiając tryb ich zachowania. Gra ma bardzo rozbudowaną fizykę, każde ziarnko piasku i płatek śniegu jest liczony, poddawany naciskowi naszych jednostek. Rozgrywka wygląda jakby grać w wormsy w czasie rzeczywistym z realistyczną fizyką. Arsenał broni robi wrażenie, każdy znajdzie coś dla siebie, sama zabawa fizyką daje mnóstwo frajdy.

Co najlepsze można w nią śmiało grać samemu i też wciąga, jest masa zawartości do ogrania.
Awatar użytkownika
Wiedźmin
Posty: 1985
Rejestracja: 18 sie 2013, o 20:26
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 7 razy
Podziękowania: 422 razy
Kontakt:

Obrazek
The Legend of Zelda: Skyward Sword [Wii] :macha: :macha:
Oj, długo ja tą grę miałem na oku. Już w 2016 po kupnie pierwszego Wii chodziła za mną najmocniej ze wszystkich gier ekskluzywnych na tę platformę. Zawsze jednak miałem z nią dwa problemy - po pierwsze, z początku nienawidziłem pchania do wszystkich gier na Wii niepotrzebnego sterowania ruchowego i unikałem go jak ognia, grając w co się da na padzie od GameCube. Po 2, ta gra zwyczajnie zawsze była dla mnie za droga jak na siedmio-(już)-letni tytuł. Jednak w końcu się zebrałem i kupiłem. I, omatko, niczego tak nie żałuję jak zwlekania tyle czasu. Gra jest genialna.
Na początku odrzucić może strasznie długi (bo ok. dwugodzinny) samouczek i standardowo już, jak na Nintendo przystało, nieme dialogi. Jednak po tutorialu gra pokazuje swoją siłę - czyli sterowanie motion plusem! Nie widziałem jeszcze gry z tak dobrze zrealizowanym, niewymuszonym sterowaniem ruchowym - i raczej nie zobaczę. Wszystko działa jak na leży - celowanie z łuku czy procy jest intuicyjne, a gra bezbłędnie wykrywa machnięcia pilotem - mieczem. Walka została też głównie pod to skrojona - nie liczy się wyczucie czasu w walce z przeciwnikiem, tylko sposób, w jaki machamy. Są oczywiście przeciwnicy, których można pokonać nawalając pilotem na ślepo, ale lwia ich część wymaga odpowiedniego oszukania ich, by w końcu zadać cios. Wokół tego zbudowano też kilka walk z bossami, które swoją drogą, co do jednej, są świetne i wyzywające gracza.
Moim głównym zarzutem wobec tej gry jest jednak powtarzalność lokacji. Cała gra dzieje się w trzech ułamkach świata - Lanayru Desert, Faron Woods i Eldin Volcano. Do tych trzech lokacji naprzemiennie wracamy, by odkryć w nich jakąś nową przestrzeń, zazwyczaj podobną wyglądem. Najbardziej denerwowało to na pustyni, która odrzuca samym wyglądem (jak chyba każda pustynia, w każdej możliwej grze), ale odwiedzanie po raz czwarty góry wulkanicznej też nie było szczególnie zajmujące. Muszę jednak pochwalić twórców, że Dungeony za każdym razem dostarczają jakąś nową mechanikę - czy to cofanie czasu, czy ochładzanie wody, czy też po prostu dają nam nowy przedmiot, który musimy wykorzystać odpowiednio aby przejść dalej.

Ogólnie rzecz biorąc - nie nudzi przez prawie 40 godzin i to jest chyba najlepsza rekomendacja. Jeżeli gra potrafi zaopatrzyć gracza w tyle atrakcji, że nie czuje upływającego czasu i wciąga jak bagno gameplayem, to chyba można ją nazwać czymś wielkim.

PS. Wspomnę jeszcze o grafice. Nie jest to technologiczne cudo (bo i Wii demonicznych bebechów nie ma), ale prezentuje się wyjątkowo dobrze jak na swoją platformę. Wiadomo, nie da się zamaskować paskudnie niskiej rozdzielczości, ale gra ogólnie celuje w pastelowy styl - dzięki temu tekstury z bliska wyglądają raczej jak malunki na ścianach, aniżeli rozpikselowany bajzel. Tak samo widoczki z oddali - wszystko wygląda jak namalowane na płótnie, co tylko dodaje grze klimatu i uroku.
Nic tylko grać :macha: . Przede mną Twilight Princess i A Link to the Past, a w dalszej przyszłości - Wind Waker i Ocarina of Time.
Awatar użytkownika
Wiedźmin
Posty: 2584
Rejestracja: 3 gru 2012, o 16:40
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 80 razy
Podziękowania: 317 razy
Kontakt:

Vikings - Wolves of Midgard
+ Nordycki klimat
+ Satysfakcjonująca walka
+ Uniki
+ Rozwój wioski
+ Efektowne starcia z bossami
+ Zniszczalne otoczenie
- Nieprzemyślany rozwój postaci (gra sprowadza się właściwie do "klepania" jednego drzewka rozwoju)
- Takie sobie aktywności dodatkowe (side questów brak, mamy za to powtarzalne "aktywności poboczne" na mapach i areny)
- "Korytarzowe" mapki
- Niewielkie zróżnicowanie przeciwników (dzikie zwierzęta, gobliny, rycerze, giganty, zombiaki i to właściwie tyle...)
- Drobne bugi (czasem podczas walk z gigantami postać się "zawiesza" i nie atakuje)

Ocena: 7/10

Pod względem gameplayu Wikingowie przypominają mariaż Victor Vran i Dungeon Siege 3. Walki są przyjemne i soczyste, a istotność uników to dodatkowy smaczek. Co prawda gra nie odkrywa koła na nowo, ale wprowadza parę świeżych rozwiązań jak zbieranie surowców i rozwój osady. Do wyższej oceny zabrakło przede wszystkim bardziej przemyślanego rozwoju postaci. Ponarzekać można również na bugi, stosunkowo ciasne mapki, niewielkie zróżnicowanie przeciwników i brak side questów. Niezależnie od wad gra w małych dawkach jest bardzo satysfakcjonująca i warto dać jej szansę jeśli "klasyki" z gatunku h'n's mamy już za sobą.
Awatar użytkownika
Łowca
Posty: 9
Rejestracja: 28 kwie 2018, o 19:10
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 0
Podziękowania: 1 raz
Kontakt:

God of War - PS4
Moja pierwsza gra skończona na PS4. Skusiłem się na ten tytuł, bo dużo dobrego słyszałem - walka trochę ala Dark Souls, eksploracja jak w Tomb Rider, fajna fabuła z ciekawą relacją ojciec-syn. I to wszystko jest, i to jest fajne. Jest też świetna grafika, muzyka i sporo humoru. Polski dubbing również jest fajny. Największą wadą dla mnie była mitologia nordycka. No skądeś mi się wzięło, że te wszystkie Odyny, Thory i inne Baldury totalnie mnie nie kręcą. Także na początku miałem pod górę, trudno mi było się wczuć. Ale potem, w miarę rozwoju fabuły, przestało mi to przeszkadzać. Polecam. Takie prywatne 9/10.
Awatar użytkownika
Robin Hood
Posty: 317
Rejestracja: 23 kwie 2013, o 12:35
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 2 razy
Podziękowania: 8 razy
Kontakt:

upperi pisze: Tekst w grach Artifeksu powstaje po angielsku i jest później tłumaczony na różne języki (w tym na polski). Niestety po ich grach widać, że tłumaczeniom brakuje nie tylko testów, ale często też najzwyklejszej korekty.
No ale w wersji oryginalnej angielskiej też zdarzają się błędy, bo mam wrażenie, że nie piszą jej native speakerzy? Zresztą nie wiem :) Gdzieś tam widziałem w becie jednej false frienda, żywcem przekopiowane słowo z polskiego na angielski z nagranym do tego udźwiękowieniem, ciekawe, czy weszło do wersji finalnej, hmm...
aRo
Awatar użytkownika
aRo
Predator
Posty: 774
Rejestracja: 8 lip 2013, o 19:38
Płeć: Mężczyzna
Podziękował: 7 razy
Podziękowania: 46 razy
Kontakt:

Obrazek
Kiedyś - exclusive na PlayStation. Teraz - na każdej większej platformie. Wreszcie każdy ma szansę nadrobić klasyki. A warto, bo to nadal dobre platformery. Pewnie, dziś wychodzą ciekawsze, znacznie bardziej rozbudowane zręcznościówki. Ale to, że jamraj nie posiada dziesiątek możliwych ruchów/akcji, nie oznacza, że gry z nim są dziś złe. Były w końcu projektowane w oparciu o obecne możliwości postaci. Nie czuć potrzeby na potrójne skoki, salta, ultra ataki i inne takie. Poziomy są zaprojektowane pod to, co było dostępne. I nadal gra się w nie przyjemnie.

Krótko o każdej części wchodzącej w skład trylogii:
Crash 1 - pierwsza, najbardziej uboga. Za to najtrudniejsza - może dlatego najbardziej mi się podobała? Poziomy były pomysłowe i wystarczająco zróżnicowane, by się nie nudzić aż do samego końca. Od początkowych, gdzie spokojnie mogliśmy nauczyć się podstaw, po potrafiące wkurzyć co niektórych perełki typu The High Road. Nie uważam, że jest zbyt ciężko. Wystarczająco trudno, by etapy stanowiły wyzwanie, ale wszystko jest spokojnie wykonalne. Dodajmy do tego niezłych bossów. Bardzo dobrze się bawiłem. Z nowości w trylogii - możliwość zapisu co poziom, ważna zmiana, bo system w oryginale był fatalny. Jeśli chodzi o minusy - są związane z remasterem, niestety. Kolizje. Na mostach na najbardziej znienawidzonych przez graczy planszach jeszcze bardziej utrudniają. Postać potrafi się ześlizgnąć do dziury, stojąc przy krawędzi. Trzeba się przyzwyczaić (nie jest też całkiem źle - biegać po linach też się da bez ześlizgnięcia, jest to do opanowania). No i time triale. Ta gra nie była pomyślana z myślą o speedrunach. Dodano je trochę na siłę, w przeciwieństwie do kolejnych gier serii.

Wspomnijmy jeszcze o Stormy Ascent, dodatkowym poziomie, ponoć usuniętym z podstawki ze względu na to, że był za trudny. Może nie uważam, że to koszmarnie trudny level, ale sporo graczy ma problemy z oryginałem, więc decyzja słuszna. Nic trudniejszego w trylogii nie znajdziecie. Jak dla mnie ten poziom był ekstra. Testuje zręczność jak żaden inny. A pod koniec jest taki fajny fragment, który sprawia wrażenie niewykonalnego. Wyobrażam sobie, ilu ludzi porzuciłoby grę, gdyby był w podstawce. Całość na duży plus!

Crash 2 - ta część podobała mi się chyba najmniej. Zaznaczę, że to nie jest zła gierka, ale będę trochę wredny. Nowe ruchy Crasha przez większość czasu są zbędne (a o slide jumpie można się nigdy nie dowiedzieć). Etapy nie zachwycają. Zimowe są szczególnie słabe i irytujące. Trochę czuć powtarzalność przy tych podobnych tematycznie. Nawet hub nie ma startu do mapki z jedynki. Bossowie są okrutnie nijacy i banalni, a ten ostatni jest wręcz żenujący. Ogółem: może nie grało mi się źle, ale od reszty gra się wyróżnia na minus.

Crash 3 - dużo lepiej. Nowe wizualia bardzo odświeżające, poziomy są ciekawsze niż u poprzednika, jest sporo nowinek gameplayowych, w tym m.in. nurkowanie, wyścigi, latanie... Zdobywamy też trochę nowych zdolności - choć te, trzeba przyznać, w większości dodano trochę na siłę, bo mocniejszy body slam czy dłuższe obracanie się (atak) zmieniają tyle co nic. Za to strzelanie(!) czy wolniejszy spadek w powietrzu już mają sens. Nie ma tu minusów z dwójki. Jak mam się czegoś czepić - tych specjalnych etapów (typu wyścigi) jest całościowo trochę za dużo, wolałbym więcej standardowego platformowania. No i miło by było, gdyby z poziomu huba dało się dostać do każdego poziomu... Bo dwa ukryte takich wejść nie mają i by je powtórzyć, trzeba wejść przez inny level. A kwestia ich znalezienia? Jeden jest przyjemnie zasygnalizowany, a drugi to absurd wymagający wpakowania się w coś, co przeważnie musisz omijać - mega durny pomysł. Ale to drobnostki. Dobra gra.

Tu też pojawił się dodatkowy etap, Future Frenzy - jednak nie ma porównania ze Stormy Ascent. Trudny, szczególnie na tle całej trzeciej części (najprostsza z trylogii), ale bez przesady.

Jako fan platformówek nie mogłem sobie odmówić przejścia tych "legend". Poza problemami z kolizjami odnowione zostały po mistrzowsku, wyglądają prześlicznie i nie doświadczyłem przy tym żadnych spadków płynności, a mój komputer nie należy do najmocniejszych. I choć dziś nie wyróżniają się niczym poza oprawą, nadal warto po te gierki sięgnąć. Choć widzę ich wady, szczególnie w dwójce, bawiłem się świetnie i zdobyłem wszystkie achievementy. Wmawiałem sobie, że odpuszczę próby czasowe, bo po co przechodzić wszystko dwukrotnie... Dla zabawy. Nawet Stormy Ascent. W sumie spędziłem przy tej trójcy 40 godzin i śmiało polecam platformerowym wyjadaczom.
ODPOWIEDZ