Cook, Serve, Delicious! - 75 h. Gra, którą wymaksowaliśmy z moją Dziewczyną (druga jej ulubiona to One Finger Death Punch, ale tam chyba nie damy rady - doszliśmy do 70% osiągnięć). Moja lepsza Połówka zobaczyła to u mnie przypadkiem i pokazała mi, jak gra hardkor, a nie taki casual jak ja
O co chodzi? Gra jest sama w sobie dość prosta na początku. Jeśli jednak chcemy ją przejść, albo wręcz maksować, to nie ma zmiłuj - potrzeba długotrwałego treningu. Przepisy trzeba wykuć na pamięć, bo później nie ma czasu na przebijanie się przez listę skrótów klawiaturowych dla danych składników. Masz rzucić okiem na zamówienie i wiedzieć, co wbić. Z początku wydaje się, że przejście choćby rush hour bezbłędnie jest ponad siły, ale trening czyni mistrza. Cały tryb kariery, zdobywania kasy i kupowania za nie ulepszeń jest dobrze przemyślany i dzięki temu jest szansa uczyć się potraw od prostszych wersji aż po najtrudniejsze.
Mnie pokonały festiwale i eventy, przy których dosłownie miałem ochotę wywalić komputer za okno. Dziewczyna miała więcej cierpliwości ode mnie (nie udało się 30 razy? próbujemy kolejny!). Były festiwale, które robiła dosłownie przez kilka dni. Wymaga to znajomości nie tylko przepisów, ale też procesu technologicznego - w jakich odstępach czasu wrzucać do gara makaron, żeby potem nie musieć np. szybko skomponować 8 różnych rodzajów spaghetti. Pół biedy, jeśli na festiwalu było jedno danie. Gorzej, gdy były dwa rodzaje, które mają różne czasy grzania, wstępnej obróbki i wydawania. Hardkor.
Trudne osiągnięcia? Jak już zdobyliśmy wszystko co się dało na normalu, zaczęliśmy grać na slocie hardkore, żeby wbić tamte wymagania. Okazało się, że nie było z tym większego problemu, ale może to dlatego, że robiliśmy wszystko z marszu. Perfect day na hardkorze wpadł za... pierwszym razem! I to zanim zdążyliśmy wykupić wszystkie ulepszenia kuchni.
Warto później szykować się na jakieś osiągnięcie i nie przejmować się np. zawaleniem dnia lub innych zamówień. Jeśli robimy bardzo upierdliwe randki, to warto podporządkować wszystko tylko tym zamówieniom.
Głupotą jest natomiast osiągnięcie za 15 tys. wydanych potraw. Uwaga! Liczy się to na jednym slocie gry, czyli po zaliczeniu wyzwań na hardkorze wróciliśmy do sejwa z normala i tam już tylko wydawaliśmy talerze. A było to żmudne, gdyż wszystko osiągnięte było przy jakichś 12 tys. dań. Trzeba było więc wydać jeszcze 3 tys. tylko po to, by to zaliczyć. Jeden dzień restauracji to średnio 60-70 dań...
Grę pewnie każdy ma z jakiegoś bundla, więc warto przetestować, może Wam też się spodoba. Jedyny jej mankament jest taki, że po zdobyciu wszystkiego nie bardzo jest już po co grać. Kasy nie ma na co wydawać, wyników już i tak się bardziej nie poprawi. Chyba, że ktoś chce się bawić w wyzwania tygodniowe w multi.
Jesienią ma wyjść CSD 2, więc już się nie mogę doczekać. Na pewno będziemy maksować
