
Recenzja gry The Crew Motorfest. Czy PlayStation 5 doczekało się Forzy Horizon?
Czy The Crew Motorfest jest w stanie zaoferować posiadaczom konsol Sony doświadczenie godne Forzy Horizon 5? Czy właściciele Xboxów powinni zainteresować się najnowszą produkcją Ivory Tower? Odpowiedź na powyższe (oraz inne) pytania znajdziecie w niniejszej recenzji.
Recenzowana gra: The Crew Motorfest
Ogrywaliśmy na: PlayStation 5
Data premiery: 14.09.2023 r.
Platformy: PS4, PS5, XOne, XS, PC
Deweloper: Ivory Tower
Polski wydawca: Cenega
Twoja maszyna wygląda i brzmi znajomo
Zanim przejdziemy do meritum, musimy przyjąć pewne założenia – najnowsza odsłona cyklu The Crew nie porzuca swojego dziedzictwa, równocześnie będąc bezpośrednią konkurencją dla marki Microsoftu. Proszę więc wybaczyć nieco leniwe intelektualnie porównania do podserii Horizon, lecz Motorfest nawet nie próbuje udawać, że jest inaczej i garściami czerpie z tego, co oferują produkcje od Playground Games. Jest z tym również związany pewien szkopuł, gdyż zarówno gracz, jak i gra sama w sobie muszą w moim odczuciu podejmować zbyt duży wysiłek, aby odkryć tutaj jakąś tożsamość wraz z elementami, które czynią to doświadczenie unikalnym.
The Crew Motorfest to tytuł wyścigowy, jaki z pewnością gdzieś już widzieliście, toteż nie ma szans, żeby upatrywać w tej produkcji jakiejkolwiek świeżości. Oferuje kolorowy, otwarty świat, pokaźną gamę pojazdów i pozwala zanurzyć się w klimacie egzotycznych zmagań, jednakże w ostateczności mamy do czynienia z jedną z najbardziej bezpiecznych ewolucji, bez cienia szansy na przetarcie nowego szlaku w gatunku. Czy to zwiastuje pewną katastrofę?



Szybka przygoda na Hawajach
Odpowiadając na pytanie kończące powyższy akapit – w żadnym razie. Mimo sprawdzonego w branży pomysłu na rozgrywkę, The Crew Motorfest twardo stąpa po ziemi, a momentami naprawdę zaskakuje. Akcja rozgrywa się tym razem na wyspie Oahu będącej częścią Hawaii stanowiących hrabstwo Honolulu. Osoby zaznajomione z drugą częścią serii mają okazję przenieść swoją zawartość do Motorfest, następnie zaś wybrać avatara i ruszyć w drogę. Rzecz jasna wątek fabularny jest na tak marginalnym poziomie, że bardziej się nie da, aczkolwiek chcę o nim napomknąć w kontekście festiwalowej kultury, wokół której orbituje cała gra.
Wcielamy się w postać mającą zamiłowanie do motoryzacji od urodzenia i zwyczajnie pomagamy w organizacji szalonych eventów różnym podmiotom. Sęk w tym, iż mimo utopijnej wizji bycia najlepszym i najszybszym kierowcą na świecie, sama narracja nie jest aż tak przytłaczająca, jak w Horizonie, gdzie pijacki styl jazdy nazywany jest kształtowaniem terenu i serwuje się za to punkty, a poprawne wykonanie nawet najprostszej aktywności jest niczym manifest naszej ponadprzeciętności. W grze Ivory Tower celem gracza jest czasami zwyczajnie ukończyć wyścig, dojechać w top 3 i…w zasadzie tyle. Przez radio słyszymy różne komunikaty, oraz ciekawostki dotyczące konkretnej sesji albo prowadzonego pojazdu, ale raz, że w trakcie jazdy ciężko się skupić na takich aspektach, to dwa, są wygłaszane w dziwnych momentach, nieadekwatnie do tego, co dzieje się na trasie i koniec końców mogłoby to w ogóle nie istnieć.
Wyspa Oahu jest przepastna i podzielona na kilka większych sekcji, wśród których wymienić należy strefy zurbanizowane, plaże, gęste lasy, oraz ogromne połacie gór. Spodobało mi się ukształtowanie terenu, ponieważ występuje tu bardzo dużo górek i stromych zjazdów, dzięki czemu można wykonywać furami iście groteskowe figury. Na mapie rozsianych jest mnóstwo aktywności (o tym za chwilę), znajdziemy także charakterystyczne miejsca z szerokimi torami, jak i pętlami do wykonywania akrobacji, gdzie każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Pozwolę sobie zatem jeszcze raz odnieść się do Forzy Horizon i zapewnić, że w tej kwestii Motorfest nie ustępuje konkurencji nawet na krok.


Odpal swoją ulubioną playlistę
Najnowsza odsłona The Crew oferuje sporo contentu w zakresie wyścigów, a wszystko zostało podzielone na kilka większych segmentów. Zdecydowanie moim faworytem oraz wisienką na torcie są tzw. Playlisty, czyli starannie wyselekcjonowane wydarzenia zawierające unikalne doświadczenia i nietypowe cele, zgodne z daną tematyką. Jest ich łącznie kilkanaście i stanowią główną oś przygody, bowiem gromadzą w jednym miejscu całą różnorodność Motorfestu. Dla przykładu, japońska playlista to przeprawa przez wyścigi legendami tamtejszej myśli technologicznej – okraszone neonami trasy w jednej chwili pozwalają mknąć Toyotą Suprą niczym po Tokyo, by w następnym wyścigu zaoferować przejażdżkę Hondą NSX. To były momenty, kiedy poczułem silny vibe rodem ze starszych odsłon Need for Speed: Underground, lub pierwszych filmów o Szybkich i Wściekłych, co oczywiście jest świetnym doświadczeniem.
Są playlisty zaznajamiające gracza z różnego rodzaju motocyklami albo takie, gdzie jesteśmy wypuszczani w trudniejszy teren i zmagamy się z przeciwnikami, prowadząc potężne, off-roadowe maszyny. Co najmniej dwie poświęcono kultowym markom – Porsche i Lamborghini. Mnie natomiast absolutnie ujął set z wyzwaniami dla aut elektrycznych. Tory bogate w specjalne sekcje, które są w stanie dosłownie naelektryzować nasz samochód to piękny pokaz wizualny z anomaliami pogodowymi na drugim planie. Do zestawu proponowane są nam aktywności poboczne, czyli do bólu klasyczny bestiariusz krótkich zadań polegających na osiągnięciu najwyższej prędkości w konkretnym punkcie, przejazd slalomem przez bramki na czas, uciekanie przed polem w celu osiągnięcia jak najdłuższego dystansu etc. Na końcu zaś odbieramy nagrodę w postaci nowo odblokowanej maszyny (nie obyłoby się rzecz jasna bez customowych dodatków, takich jak ulepszenia silnika). Z czasem, po ukończeniu playlist, mamy okazję podchodzić do nich ponownie i ustalać własne reguły, czyli wybrać kategorię, porę dnia etc.
Kolejny segment to rywalizacja live skupiająca się bezpośrednio na multiplayerze (gra wymaga stałego bycia online). Twórcy przygotowali sekcje Summit Contest (cotygodniowe zawody PvE z różnorakimi dyscyplinami), Grand Race (pojedynki z graczami zawierające tabele wyników), Demolition Royale (samochodowa wersja battle royale ze zbieraniem lootu i eliminowaniem innych drużyn) oraz Custom Show (wielkie show, na którym gracze prezentują swoje okazy z możliwością oddawania głosów na wybrany pojazd). Możliwości jest generalnie cała masa, chociaż nie ukrywam, że Motorfest zawiera element, który absolutnie nie powinien się w tej grze (ani żadnej innej) znaleźć – tak, mowa o mikrotransakcjach.
Większość playlist wymaga od gracza kupna konkretnego rodzaju pojazdu, aby móc wziąć w nich udział – gra oferuje ich łącznie ponad 600, toteż jest w czym wybierać. Sęk w tym, iż maszyny nabywa się dosyć mozolnie, co powiązane jest z walutą. Zawartość ze sklepu pozyskujemy dzięki specjalnym monetom zdobywanym za wygrane aktywności, jest jednak opcja dokupienia tzw. kredytów za prawdziwą gotówkę. Podczas gry bardzo spodobało mi się Lamborghini Countach (reedycja z 2021 roku), na które trzeba wyłożyć ponad półtora miliona monet. Zważywszy na to, iż początkowo wydawałem oszczędności na inne pojazdy, żeby uzyskać dostęp do nowych playlist, to dodatkowo posiadanych w kolekcji aut w żadnym razie nie mogłem nigdzie sprzedać.
Przez pierwsze kilkanaście godzin z grą nie było szans na uzbieranie potrzebnych pieniędzy, gdyż te zdobywa się mozolnie, nawet po wygrywaniu na wyższych poziomach, znajdywaniu skrzynek etc. Wspomniane Lambo, nabyte drogą kredytów to koszt rzędu dwieście dwudziestu tysięcy, które Ubisoft pozwala kupić w PS Store za… 89 złotych. Rozumiem, że dodatki w postaci kolejnego miasta mogą być drogie, ba, fury za przysłowiowego dolara mogłyby być całkiem atrakcyjne dla entuzjastów motoryzacji. Tutaj jednak mamy do czynienia z celowo powolnym progresem na koszt mikropłatności, których ceny przyprawiają o zawrót głowy. Skłamałbym, gdybym napisał, że spodziewałem się po Ubisofcie czegoś innego.


Biegać, skakać, latać, pływać
Warto pochylić się nad samym modelem jazdy, który z miejsca przypomniał mi doświadczenia z Test Drive: Unlimited. Nie byłem nawet zaskoczony, kiedy okazało się, że studio Ivory Tower zasilają ludzie pracujący ówcześnie nad tą właśnie serią. The Crew Motorfest z pewnością skupia się jednak głównie na samochodach, co jest też trochę krzywdzące dla innych pojazdów i nieco dziwne, wszak to podstawowy ficzer wyróżniający tę markę na tle konkurencji. Playlisty z autami zapewniają najlepsze wrażenia, zaś sam model sterowania da się polubić. Jest tutaj delikatny problem z poziomem trudności, ponieważ na niższym ustawieniu objeżdżamy oponentów bez mrugnięcia okiem, z kolei, gdy podkręcimy wyzwanie, to wystarczy chwila nieuwagi, drobna kolizja z innym autem, albo najechanie na pobocze przez ułamek sekundy i prawdopodobnie do samej mety nie będziemy w stanie dogonić rywala. Uratować może nas nitro, które jest pasywnym dodatkiem do literalnie każdej maszyny w grze (co wydaje się urocze, gdy zabytkowy samolot liczący kilka dekad aktywuje dopalacze), aczkolwiek nie doświadczyłem też żadnego rażącego rubber bandingu, co zaliczam całkowicie na plus.
Twórcy podjęli też nielogiczne moim zdaniem decyzje, które nie wpływają negatywnie na rozgrywkę, ale są co najmniej nie na miejscu – mowa o zmianie pojazdu w trakcie sesji, kiedy to lecąc samolotem, przełączamy się dwoma kliknięciami na motocykl i swobodnie spadamy kilkadziesiąt metrów w dół (ciekawe, czy mógłbym wylądować na dachu jakiegoś wieżowca?). Samochody mimo wszystko są w moim odczuciu fundamentem, a motocykle zaś pozwalają w największym stopniu doznać poczucia prędkości. Przeprawy łodziami i samolotami zapewniają niesamowite widoki, aczkolwiek czuć ewidentnie, iż to bardziej marginalny dodatek i patrząc przez pryzmat aktywności, zostają zwyczajnie w tyle.

Festiwal graficznych anomalii
Czuję się mocno zobowiązany poruszyć kwestię oprawy audiowizualnej, gdyż dzieje się tutaj naprawdę sporo. Na tle podserii Horizon, The Crew Motorfest wypada całkiem nieźle w zakresie udźwiękowienia, chociaż przyznam, że dźwięki z kokpitu mogłyby być lepiej dopracowane (nie są aż tak wytłumione względem kamery osadzonej za pojazdem). To, co personalnie muszę też pochwalić, to kapitalny soundtrack, wybitnie trafiający w moje gusta. Ktoś mógłby zapytać z kolei czy Motorfest jest w ogóle przyjazny dla oka? Cóż, zdecydowanie tytuł ma swoje momenty, kiedy wygląda przepięknie (jednym z nich jest na pewno cała sekcja z autami elektrycznymi). Wzburzony ocean, zachód słońca i porywiste krzewy bujające się na wietrze świadczą o dość wysokim zaawansowaniu fizyki i to jest dobra wiadomość.
Gorsza jest taka, że developerzy zaoferowali dwa tryby graficzne i jednego z nich nie mogę do końca polecić. The Crew Motorfest w teorii działa w 30 klatkach i rozdzielczości 4k, drugi z nich to płynność animacji na poziomie 60 fps i 1440p. I niestety, zarówno przy jednym jak i drugim wyborze framerate nie jest stały, nad czym trochę ubolewam, gdyż „betonowe” klatki w produkcji wyścigowej to powinien być standard. Kiedy zdecydujemy się wybrać jakość (4k, 30fps) doświadczymy wyższej jakości tekstur i większej ilości elementów otoczenia (widać to szczególnie na terenach roślinnych), lecz towarzyszy temu absolutnie inwazyjna aberracja chromatyczna (i dropy nawet do 20 kl/s). Linia wyostrzania tekstur perfidnie biegnie nam przed nosem wraz z pojazdem i o ile na asfalcie da się na to nie zwracać uwagi, tak w zalesionych obszarach było to dla mnie doświadczenie wręcz kuriozalne. Tryb płynności (60fps i 1440p) niweluje ten efekt na tyle, iż nie trzeba się nim specjalnie przejmować (co nie znaczy, że znika), jednakże tutaj bolączką staje się nieco wyraźniejszy pop-up obiektów.
Generalnie radzę potestować różne rozwiązania – ja codziennie przez cały cykl ogrywania gry przełączałem się między rozdzielczościami i w ostatecznym rozrachunku proponowałbym wybrać płynniejszy framerate kosztem ultra HD.
Król szos może być tylko jeden
The Crew Motorfest to całkiem solidna produkcja, która może być dobrą alternatywą dla przywoływanej nieustannie Forzy Horizon. Z jednej strony to pełne wrażeń wyścigi, mające swoje wzniosłe momenty, z drugiej zaś czuć ewidentnie, iż zabrakło pazura, tej kropki nad „i”. Playlisty to chyba najmocniejszy punkt całej przygody, które w połączeniu z fenomenalną ścieżką dźwiękową niosą sporą wartość dodatnią do ogólnego klimatu.
Co było zaś do przewidzenia, to progres i związane z nim mikropłatności są nie do zaakceptowania. W kwestii stricte technicznej zabrakło też rozgrywce płynności, ale to może da się jeszcze wyciągnąć stosownymi łatkami. Reasumując, krótka piłka – jeśli macie PlayStation, nie kupujcie Xboxa dla Forzy i spróbujcie wgryźć się w Motorfest. Jeżeli zaś posiadacie konsolę Microsoftu – cóż, możecie zostać przy Horizonie.

Ocena: 7,5/10
Beztroskie śmiganie po Hawajach sprawia mnóstwo frajdy, jednak problemy techniczne i inwazyjne mikrotransakcje sprawiają, że radość nie jest tak wielka, jak być powinna. Parafrazując – obrana droga jest właściwa, ale nieco dziurawa.
Co mi się podobało:
- wyzwania (playlisty)
- przyjemny model jazdy
- soundtrack
Co nie przypadło mi do gustu:
- problemy techniczne (tryb jakości)
- mikrotransakcje
- momentami ogólne poczucie braku tożsamości gry
Kopię recenzencką The Crew Motorfest dostarczył Ubisoft. Nie miało to wpływu na treść recenzji oraz ocenę gry.