
Recenzja gry Dead Island 2. Apokalipsa zombie w słonecznym Mieście Aniołów
Rzadko kiedy zdarza się, że gra tkwiąca w produkcji od dekady, po premierze spełni rosnące z biegiem lat oczekiwania fanów. Nasza recenzja Dead Island 2 pomoże rozwiać wszelkie wątpliwości. Na samym wstępie możemy zdradzić, że tym razem nie będzie powtórki z Duke Nukem Forever.
Recenzowana gra: Dead Island 2
Ogrywaliśmy na: PlayStation 5
Data premiery: 21.04.2023 r.
Platformy: PS4, PS5, XOne, Xbox Series X|S, PC
Deweloper: Dambuster Studios
Polski wydawca: PLAION Polska
Pierwsza zapowiedź Dead Island 2 odbyła się w 2014 r. W tamtym okresie grę rozwijało studio Yager, które zostało odsunięte od projektu rok później, po czym seria zapoczątkowana przez polski Techland zniknęła z prasy na kilka kolejnych lat. Druga numerowana odsłona została przebudowana i dokończona przez twórców z Deep Silver Dambuster Studios, aby po blisko dekadzie trafić na rynek. Zapraszamy do lektury, jeśli jesteście ciekawi jak jest nasza przedpremierowa opinia o Dead Island 2.
Z Nowej Gwinei do piekielnego L.A.
Wbrew temu, co sugeruje tytuł, Dead Island 2 nie wrzuca nas tym razem na otoczony z każdej strony morzem kawałek lądu. W poprzednich odsłonach zwiedzaliśmy tereny Banoi, wyspy położonej w Nowei Gwinei, a teraz natomiast mamy okazję zwiedzić kalifornijskie wybrzeże. Epicentrum kolejnej apokalipsy zombie znajduje się w Los Angeles. Nasz bohater znalazł się w grupie nieszczęśliwców próbujących uciec z Miasta Aniołów drogą powietrzną. Na pokład samolotu przewożącego cywili trafiły jednak także zarażone osoby, które chwile po starcie zaczęły przemieniać się w żądne krwi i flaków potwory. Aeroplan został strącony na plażę, a głównym zadaniem Pogromców, którym udało się przeżyć katastrofę, jest odnalezienie nowej drogi ucieczki z miasta przejętego przez nieumarłych.
W moim przypadku, największym zaskoczeniem, już na samym początku przygody, była konstrukcja świata. Poprzednie odsłony serii oferowały spore lokacje, tak samo jak Dying Light – „duchowy spadkobierca” Dead Island – stawiał nacisk na masywne, otwarte tereny. Dead Island 2 odchodzi od tych trendów i już podczas pierwszych taktów opowieści uderza nas kameralność Los Angeles. Gra została podzielona na kilkanaście mniejszych lokacji, które odwiedzamy po kolei wraz z postępem w głównej linii fabularnej. Z początku takie rozwiązanie średnio mi leżało. Niektóre przedmieścia piekielnego L.A. zostały ograniczone dosłownie do czterech domków. Jednak z każdą kolejną godziną zacząłem coraz bardziej doceniać takie podejście do kreacji świata przedstawionego.


Gier z otwartym światem jest już na rynku tak dużo, że naprawdę nie potrzebujemy kolejnych. Recenzowane Dead Island 2 bez problemu może pełnić funkcję w pełni liniowego tytułu, co nie znaczy, że osoby oczekujące open worlda będą zawiedzione. Kolejne lokacje są coraz większe, a we wcześniej odwiedzonych miejscówkach regularnie pojawiają się nowe aktywności poboczne. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby w dowolnej chwili zejść z wyznaczonej przez główny wątek ścieżki i zacząć czyścić mapę z opcjonalnych misji, skarbów, czy znajdziek rozbudowujących tło fabularne. Poboczniakom powinni oddać się w szczególności gracze, którzy chcą na własnej skórze przekonać się jak bardzo Hollywood potrafi zmienić ludzi. Dead Island 2 oferuje całą plejadę wykolejeńców oderwanych od rzeczywistości i żeby spotkać ich wszystkich, siłą rzeczy musimy pochylić się również nad zadaniami pobocznymi.
W trakcie podróży naszych Pogromców trafimy do różnorodnych lokacji, bazujących na rzeczywistych miejscówkach z Miasta Aniołów. Podczas wirtualnej wędrówki zwiedzimy między innymi Beverly Hills i molo w Santa Monica. Stylizowana szata graficzna idealnie oddaje klimat skąpanego w słońcu L.A., a co najważniejsze, nawet pomimo jaskrawej kolorystyki gra potrafi przerazić. Od czasu do czasu, głównie przy otwieraniu szaf i Toi Toiów, zetkniemy się z jumpscare’ami, ale prawdziwa groza pojawia się w momencie, kiedy miasto spowija mrok. W nocy należy wyostrzyć wszystkie zmysły, bowiem pomimo swojej wrodzonej nieporadności, szwendacze potrafią być wyjątkowo bezszelestni. W Dead Island 2 możemy odetchnąć wyłącznie w specjalnie oznaczonych strefach, gdzie nie zagraża nam żaden zgniłek. Chwila nieuwagi może kosztować nas życie – niczym w Zombieland, zmiksowanym z twórczością Roberta Rodrigueza i George’a Romero.
Chociaż gra na PS5 działa w (przeważnie) stałych 60 klatkach na sekundę w rozdzielczości 1800p, to nie obyło się bez drobnych potknięć. Animacje twarzy bohaterów odstają od reszty oprawy. To, co najważniejsze w grach o zombie, czyli przeciwnicy, są różnorodni i bardzo dobrze zanimowani. Wypadałoby z podobną pieczołowitością potraktować także tych bardziej żywych NPCów. Od czasu do czasu można natknąć się na błędy graficzne, pokroju przenikających przez ściany kończyn, jednak zdarzają się na tyle rzadko, że nie zdążą wpłynąć negatywnie na odbiór całości. Poza tym nie jest to nic, czego nie można wyeliminować popremierową aktualizacją.
„Who do you voodoo”, czyli generyczna historia w pulpowym sosie z domieszką absurdu
Widząc w „dwójkę” w tytule, można zacząć się zastanawiać, czy do dobrej zabawy będzie wymagana znajomość poprzednich odsłon serii. Recenzowane Dead Island 2 jest autonomicznym tworem, ledwo co połączonym fabularnie z wcześniejszymi wydarzeniami. Oczywiście pojawia się parę nawiązań (m.in. postać Sama B), ale są na tyle nieznaczne, że bez problemu można udać się do Hollywood już teraz, bez wcześniejszego przeżycia apokalipsy na Banoi. Oceniając pod kątem fabularnym, druga połowa gry jest znacznie lepsza – przez kilka pierwszych godzin ciężko być jakkolwiek zaangażowanym w wydarzenia rozgrywające się na ekranie. Z początku Dead Island 2 nie oferuje nic, poza motywem „miasta przejętego przez nieumarłych”, który został wyeksploatowany przez popkulturę na każdy możliwy sposób.


Jeszcze przed startem przygody dostajemy szansę na wybranie jednej z sześciu postaci. Każda z nich dysponuje siedmioma atrybutami, na które składają się m.in. wytrzymałość, energia, czy zwinność. Jak łatwo się domyślić, statystyki startowe poszczególnych bohaterów są różne. Dodatkowo protagoniści mogą pochwalić się unikalnymi umiejętnościami wrodzonymi, które dodają im pasywne bonusy, takie jak odzyskiwanie zdrowia przez zabójstwa, czy też większe obrażenia zadawane od tyłu. Wybór klasy w przypadku rozgrywki dla jednego gracza nie ma większego znaczenia, szczególnie że późniejszy rozwój Pogromcy umożliwia zmianę stylu gry w dowolnym momencie. Natomiast zabierając się za Dead Island 2 w trybie kooperacyjnym warto przedyskutować ze znajomymi najbardziej różnorodny wybór klasy, ponieważ projekty lokacji dają spore pole do popisu, jeśli chodzi eliminowanie zombiaków. Wybrane z głową umiejętności stworzą z drużyny maszynę nie do powstrzymania.
Oprócz cech wrodzonych otrzymujemy do dyspozycji także możliwość rozwoju bohatera na podstawie talii kart, podzielonej na cztery kategorie. Wraz z postępem w grze zyskujemy kolejne miejsca w talii oraz nowe karty, odblokowujące ruchy postaci. Dzięki takiemu podejściu, nawet najzwyklejszą metodą prób i błędów, każdy gracz dostosuje rozgrywkę pod siebie. Nie macie ochoty na bierne parowanie ataków? Bez problemu możecie zamienić obronę na unik, który lepiej sprawdza się podczas taktycznego odwrotu, kiedy armia nieumarłych zaczyna coraz bardziej przytłaczać. Z początku mamy dostęp tylko do kilku opcji i ograniczenie rozwoju do samych kart może wydawać się skąpym rozwiązaniem, jednak po rozbudowaniu swojej talii, bohater w końcu rozwija skrzydła, na czym ogromnie zyskuje dynamika potyczek. Skoro już przy potyczkach jesteśmy…



System FLESH to gratka dla miłośników gore
Najważniejszym aspektem Dead Island 2 jest walka. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. W momentach, w których opowiadana historia nie daje rady, wszystko zostaje nadrobione poprzez masakrowanie zombiaków. I tutaj zaryzykuje stwierdzenie, że tak spektakularnego modelu rozrywania ciał jeszcze nie widziałem. FLESH, bo tak twórcy nazwali ten system, odpowiada za jak najbardziej realistyczne odwzorowanie destrukcji korpusów zombiaków. Według przedpremierowych zapewnień system FLESH nie ma żadnych ograniczeń, a wszystkie zadawane obrażenia są generowane proceduralnie, w zależności od użytej broni i kąta nachylenia ostrza. Po kilkudziesięciu godzinach z recenzowanym Dead Island 2 jestem skłonny w pełni w to uwierzyć.
W zależności od typu umarlaka (a tych spotkamy kilkanaście), odnoszone przez nich obrażenia będą prezentowane zupełnie inaczej. Najbardziej niemrawe zgniłki rozpadną się po kilku ciosach, podczas gdy w strukturze przemienionych, opancerzonych żołnierzy nie będzie widać praktycznie żadnych zmian. W postapokaliptycznym LA chlebem powszednim są gałki oczne wypadające z oczodołów, czy żuchwy zwisające na pojedynczym ścięgnie. Okładając zombiaka młotem po twarzy, możemy policzyć wypadające z jego szczęki zęby. Gmerając widłami w podbrzuszu szwendaczy wystarczająco długo, w końcu doprowadzimy do wylania się zeń flaków. Przykłady możliwości, jakie daje FLESH, można dwoić i troić. Dead Island 2 jest niesamowicie dosadne w swojej brutalności, co za tym idzie, to nie jest gra dla osób o słabym żołądku, nawet pomimo stosunkowo umownego stylu graficznego. Nie powinno to nikogo dziwić, skoro gry o zombie mają to do siebie, że bywają nad wyraz krwawe.


Oczywiście nie ma rzeczy idealnych i nawet system walki boryka się z kilkoma problemami. Największym grzechem jest całkowite zignorowanie adaptacyjnych triggerów DualSense. Tak mięsisty model toczenia potyczek aż prosi się, o zintegrowanie go z funkcjami pada od PS5. Niestety, niezależnie od tego, jakiego oręża aktualnie używamy, pod palcem wskazującym nie napotkamy żadnego oporu. Zombie w grach istnieją tylko po to, żeby spuszczać im sromotny łomot, dlatego im lepszy „feeling” uderzeń, tym lepiej. Oprócz tego, używając broni o większym zasięgu, takich jak kije Bo czy wspomniane wcześniej widły, czasami ciężko ocenić odległość zamachu bohatera, co często doprowadza do sytuacji, w której zamiast zombiaka, bijemy wydychane przez niego powietrze. Z tego powodu ograniczałem się do krótszych narzędzi zagłady, takich jak młotki i miecze. Przez lwią część gry będziemy posługiwali się bronią do walki wręcz, ale jako że gry o zombie nie mogą obejść się bez pukawek, to w swoje ręce dostajemy także karabiny, snajperki czy shotguny. Podobnie jak w poprzednich częściach, broń palna potrafi uratować życie w najbardziej beznadziejnych sytuacjach, z uwagi na bardzo dużą siłę rażenia. Dobrze wymierzony strzał z karabinu snajperskiego potrafi położyć nawet najmocniejszych przeciwników.
Gdzie kupić Dead Island 2 najtaniej
Łowcy, jeśli interesuje Was zakup gry Dead Island 2 w pre-orderze, odsyłamy do przygotowanego przez nas przeglądu ofert polskich sklepów.
Szwendacz szwendaczowi nierówny
Oprócz zwykłych szwendaczy, na swojej drodze spotkamy przemienionych strażaków czy policjantów, którzy z uwagi na swój ubiór będą odporni na niektóre ataki. Żonglowanie uzbrojeniem to sztuka, która musimy opanować już na samym początku. Bronie zadające obrażenia od ognia i prądu będą bezużyteczne w walce ze strażakiem, tak samo jak katana wysmarowana żrącym kwasem zupełnie nie przyda się w walce z purchlakami, plującymi tą samą materią. Wachlarz przeciwników jest całkiem pokaźny i na żadnym etapie opowieści nie możemy narzekać na nudę. Wraz z postępem w fabule pojawiają się kolejne typy zombiaków, wypełniając także lokacje, w których pierwotnie ich nie było. Przechadzając się po Beverly Hills pod koniec gry, musimy liczyć się z tym, że spacerek okaże się większym wyzwaniem, niż na samym początku przygody.
Ze wspomnianymi żywiołami wiąże się też mechanika, którą docenią najbardziej osoby ogrywające Dead Island 2 w kooperacji. Plamy oleju czy żrącego kwasu znajdziecie praktycznie w każdym zakamarku Los Angeles. Nawet jeśli w danej miejscówce nie ma żadnych zagrożeń w postaci przeciekających beczek z kwasem, to wykorzystując kanistry z wodą i zwisające kable podpięte do sieci możemy stworzyć je na własną rękę. W jakim celu? Zombie w grach mają w swojej naturze kierowanie się wyłącznie zapachem mięsa, co można w łatwy sposób wykorzystać do zwabiania ich w środowiskowe pułapki, pokroju elektrycznych kałuży. Takie podejście do potyczek docenia się najbardziej właśnie podczas rozgrywki kooperacyjnej, gdzie możemy razem ze znajomymi zawczasu rozplanowywać wybijanie zombie w obszerniejszych lokacjach.
Zarówno misje fabularne, jak i poboczne mają przypisany rekomendowany poziom doświadczenia bohatera. Trudność gry rośnie wprost proporcjonalnie do umiejętności Pogromcy, doświadczenie chodzących trupów jest automatycznie skalowane do naszego, przez co nigdy nie znajdziemy w sytuacji, w której recenzowane Dead Island 2 staje się zbyt proste, a tego typu gry o zombie same w sobie nigdy nie były przesadnie trudne. Poziom trudności jest przeważnie dobrze wyważony – nawet jeśli zderzyłem się z dzikim zgonem, to w ciągu kilku sekund pojawiałem się stosunkowo niedaleko miejsca, w którym poległem. Mimo wszystko warto podkreślić, że twórcy nie dali możliwości zmiany poziomu trudności. Gra nie należy do najłatwiejszych, więc istnieje spora szansa, że mniej zaprawieni w bojach gracze napotkają na trochę problemów, zanim dotrwają do napisów końcowych. Tyczy się to przede wszystkim rozgrywki jednoosobowej, gdzie nie możemy polegać na nikim innym.


Kluczem do sukcesu jest odpowiednie przygotowanie się do kolejnych potyczek. W bagażu podręcznym zawsze warto mieć oręż na każdą okazję, żeby jak najbardziej efektywnie kontrować co bardziej niebezpieczne zombie. Tutaj z pomocą przychodzi system craftingu broni, który, choć prosty, spełnia swoje zadanie. Podobnie jak przy tworzeniu postaci, ulepszając wyposażenie, przeważnie musimy z czegoś zrezygnować. Zwiększając prędkość ataku, zmniejszymy obrażenia, a podłączając broń do prądu, zmniejszymy odrobinę obrażenia bazowe. Ilość kombinacji jest naprawdę pokaźna, co tylko zachęca do eksperymentowania, tym bardziej że odpowiednie dobranie umiejętności Pogromcy wpływa na styl walki. Nawet jeśli crafting nie jest tak rozbudowany jak moglibyśmy oczekiwać, to spełnia swoją rolę i daje całkiem spore pole do popisu.
Czy warto zagrać w Dead Island 2?
Po dziesięciu latach otrzymaliśmy godnego, porządnie wykonanego następcę uznanej serii. Dead Island 2 to raj dla graczy, którzy nastawiali się na niczym nieskrępowaną, kooperacyjną rzeź. System FLESH sprawia, że czuć w kościach impet każdego uderzenia naszej postaci, chociaż do pełni szczęścia brakuje wykorzystania funkcji DualSense’a. Dead Island 2 sprawdza się zarówno jako liniówka na 15 godzin, jak i gra z otwartym światem, dzięki czemu może trafić do szerszego grona odbiorców. Dead Island 2 spełnia większość pokładanych w nim oczekiwań, co za tym idzie fani „jedynki” powinni być usatysfakcjonowani.

Ocena: 8/10
Robert Rodriguez spotyka George’a A. Romero, tworząc growe Zombieland. Szczypta horroru, hektolitry juchy i tona pulpy. Dla każdego coś dobrego.
Co nam się podobało:
- Szczegółowe odwzorowanie słonecznego Los Angeles
- System FLESH – masakrowanie umarlaków nigdy nie było tak brutalne i satysfakcjonujące
- Rozwój bohatera umożliwiający zmianę umiejętności w dowolnym momencie
- Opcjonalne aktywności poboczne, wydłużające rozgrywkę
- Konstrukcja świata – Dead Island 2 sprawdza się zarówno jako gra liniowa, jak i open world
- Tryb kooperacji do trzech graczy
- Polskie tłumaczenie
- Opowieść nabiera tempa po kilku godzinach…
Co nie przypadło nam do gustu:
- …chociaż pierwsza połowa historii nie angażuje
- Brak wykorzystania adaptacyjnych triggerów DualSense
- Animacje twarzy postaci niezależnych pozostawiają sporo do życzenia
- Brak wyboru poziomu trudności
- Drobne błędy graficzne i problemy z detekcją kolizji
- Nierówny poziomu humoru. Spora część gagów nie trafia w punkt
Kopię Dead Island 2 dostarczył PLAION Polska. Dystrybutor nie miał wpływu na treść recenzji oraz ocenę gry.