Przegapiliśmy rewolucję? Steam z władzą absolutną!

Cały czas zastanawiasz się kiedy dystrybucja elektroniczna wyprze tradycyjną? Kiedy nastąpi zmierzch pudełek? No i czy ktokolwiek ma szanse zagrozić Valve w walce o PC-towców? Czas obudzić się z letargu i przyjąć do wiadomości kilka nowych faktów. 1. koniec dystrybucji tradycyjnej JUŻ nastąpił. 2. steam JUŻ wygrał i nie zatrzyma go nikt. 3. konkurencja spasowała i nawet nie próbuje walczyć z Valve. Jaka przyszłość czeka teraz PC-towych graczy?

 

Rewolucja pierwsza – podpina się wszystko!

 

Pytanie z gatunku trudnych – wymień wszystkie tytuły, wydane w wersji pudełkowej w ubiegłym roku, które nie wymagały rejestracji w internecie. Niełatwe, prawda? Zastanówmy się wspólnie – gry MMO z założenia opierają się o rejestrację online, Blizzard = Battle.net, EA = Origin, Ubisoft = Uplay, Rockstar = Social Club. A reszta? Tak, cała reszta ferajny podpina się już pod steam! W 2012 ostatecznie skapitulowały wszystkie ostatnie bastiony, które steamowi do tej pory się opierały. Warner Bros z serią LEGO, Codemasters z Dirtem Showdown, czy F1 Race Stars oraz, ostatecznie, Capcom z nadchodzącym Devil May Cry. Nie ma już wielkiego wydawcy, który byłby w stanie oprzeć się dominacji Valve!  Moje poszukiwania gry pudełkowej nie wymagającej internetowej rejestracji stanęły na dwóch niszowych wydawcach – Focus Home Interactive (Of Orcs and Men i Yesterday) oraz Calypso (Tropico 4 i Port Royale 3). Calypso już skapitulowało i oparło nadchodzącą Omertę: Miasto Gangsterów o steamworks. Focus Home to trudniejszy przypadek, gdyż część ich tytułów już pod się steam podpinała (Wargame, A Game of Thrones, czy Divinity Antologia), więc ciężko ich rozszyfrować. Fakty są jednak faktami – w tym momencie nie ma ANI JEDNEJ gry w preorderach na Greenmangaming.com, która nie podpinałaby się pod steam, nie będąc jednocześnie produktem od EA lub Ubisoftu! Możliwość aktywacji swojego produktu na steamie jest w dniu dzisiejszym traktowana przez pozostałych wydawców jako rzecz absolutnie priorytetowa. Możemy się zastanawiać, czy to dobrze, czy nie (to temat na osobny tekst), jednak zarówno wyniki sprzedaży jak i sama „przyjazność” klienta Valve sprawiły, że steam został powszechnie zaakceptowany jako najlepsza forma DRM-u i jest to trend, który prawdopodobnie nigdy się już nie odwróci. Swoją drogą, tym bardziej śmieszy mnie postawa naszego rodzimego cdp.pl, który widzi swoją przyszłość w sklepie oferującym „gry pozbawione uciążliwych dla graczy zabezpieczeń DRM, które pojawią się wyłącznie, jeśli będzie na to naciskał globalny wydawca.” Jeżeli chodzi im o dręczenie graczy kolejnymi Symulatorami Farmy i kotletami z goga, to ok, powodzenia. Łatwo jednak odnieść wrażenie, że CDP idzie z duchem czasu jak fani Maryli Rodowicz i taka walka z wiatrakami na dłuższą metę nie ma szans im się opłacić.

 

Rewolucja druga – indyki na Parze

 

Dobra, zostawmy na razie wielkich wydawców, przecież na nich świat gier się nie kończy. Co w takim razie słychać u mniejszych graczy na rynku – developerów gier indie oraz „średniaków” (mniejszych, niekorporacyjnych tytułów). Tutaj trend, o którym pisałem wcześniej jest jeszcze mocniej widoczny. Indyki mają  dużo większe parcie na Parę, niż pozostałe mainstreamowe dania!  Ze steamem nikt tu nawet nie próbuje walczyć. Praktycznie każdy chce tam trafić, chociaż nie każdy może! Twórcy „średniaków” szukają wsparcia u większych wydawców, a ich gry nawet w sklepach trzecich można kupić tylko w postaci kodów na steam. Przykłady można mnożyć – Hell Yeah, Jet Set Radio, Chivalry, Payday: The Heist, odnowione wersje Baldur’s Gate, czy Painkillera. Z kolei typowe „indyki”, jeżeli już na steam się dostaną, są taśmowo rozpowszechniane we wszelkiego rodzaju bundlach wraz z dołączonym kluczem steam. Właśnie na przykładzie gier indie doskonale widać, że klient Valve to już nie tylko forma zabezpieczeń DRM. To po prostu jedyna słuszna platforma, na której dana gra może się przebić. Dla tych, którzy pragną zaistnieć, a nie mają do tego wystarczającego zaplecza, Valve przygotowało rewolucyjną inicjatywę, Steam Greenlight. To własnie tam, za pomocą głosów graczy, przeciętny Jan Kowalski może przejść swoistą drogę od zera do bohatera. Wystarczy odrobina pomysłu, trochę samozawzięcia i podstawowe umiejętności programistyczne, aby podążyć śladami Mikołaja „Sosa” Kamińskiego, twórcy gry McPixel, i otrzymać zielone światło do wiecznej chwały. Warto odnotować, że dzisiejszy świat gier indie podzielił się na dwie części – gier, które na steam już są oraz tych, które czekają na swoją szansę na Greenlight. Nawet w tak niszowej dziedzinie jak rynek gier niezależnych Valve roztoczył już swoje sidła i również tu nie widać najmniejszych perspektyw na zmianę tej sytuacji.

 

Rewolucja trzecia – sprzedajmy to jeszcze raz.. na steamie!

 

Skłonność wydawców do sprzedawania tego samego w nowym opakowaniu nie jest dla graczy niczym nowym. Od dawna przebieramy w edycjach GoTY gier, które o ten tytuł nawet się nie otarły, remake’ach zapomnianych marek, czy portach gier poprzedniej generacji. Jednak dzisiejsza obsesja wydawców na punkcie dodawania wszystkiego do swojej oferty na steamie doprowadziła do dość kuriozalnej sytuacji. Niejako próbując poprawić błędy z przeszłości wydawcy zmieniają DRM na steamowy dla swoich starszych już produktów w sklepach trzecich. Sytuacja ta jest już na tyle powszechna, że może zostać uznana za wszechobecny trend. Pierwszy przykład z brzegu – Warner Bros. Sami pamiętacie jak tanio kupić można było steamowe Batmany: Arkham Asylum i Arkham City w wersji GOTY na Greenmangaming podczas świątecznych wyprzedaży. A przecież żadna z tych gier wcześniej steama nie wymagała! Tak samo jak starsze tytuły z serii LEGO na Amazonie okraszone dzisiaj dopiskiem „STEAM Client required to activate”. Z kolei Capcom, tuż po ogłoszeniu współpracy z Valve, rozpoczął promocję na 8 spośród swoich najświeższych PC-towych gier na greenmangaming, oczywiście wszystkich wymagających aktywacji w najpopularniejszym z klientów. Niektórzy wydawcy próbują naprawić historię na nieco większą skalę. Taki Square Enix postanowił wyciągnąć trupy z szafy i dodał do swojej steamowej oferty wszystkie gry z serii Tomb Raider. Zarówno one, jak i stareńkie przygody Kaina i Raziela z serii Legacy of Kain okraszone są dziś znajomym „third party activation required”. A to jeszcze nie koniec! Już teraz w preorderach na gamersgate możemy znaleźć takie „świeżynki” jak steamowy Star Wars: Jedi Academy. Dla miłośników posiadania wszystkiego w jednym miejscu – rewelacja. Mimo wszystko jednak, karta produktu z pełną kolekcją Tomb Raiderów za 59,99€ wygląda dość żenująco…

 

Co na to konkurencja: przepraszam, czy tu biją?

 

Postawmy sprawę jasno. Steam konkurencji nie miał, nie ma i… prawdopodobnie nigdy nie będzie miał. Tak bardzo jak chciałbym wierzyć w huczne zapowiedzi Microsoftu o rewolucji jaką przynieść ma Windows 8, nie potrafię zapomnieć o dotychczasowych „osiągnięciach” panów z Redmont. Games For Windows Live w pierwotnej wersji okazał się totalną klapą, systemem zupełnie niedopracowanym, nieprzyjaznym użytkownikowi, bez wielu podstawowych elementów i, co najgorsze, pozostawionym samemu sobie przez brak regularnych update’ów. Niemal wszyscy wydawcy, którzy użyli zabezpieczeń Microsoftu wycofali się z tego pomysłu i przenieśli się do Valve. Taki Gotham City Impostors zaledwie kilka miesięcy po premierze na GFWL przeniósł się w formie free-to-play na steamworks. Dość powiedzieć, że jedynym tytułem z obsługą GFWL zapowiedzianym na 2013 jest Ace Combat: Assault Horizon od Namco Bandai. Nawet on jednak opisany jest na Gamersgate jako „wymagający aktywacji na steam”. Do „chóru nieporadnych” wliczają się również Origin oraz (w mniejszym sensie) Uplay. Wprawdzie EA próbowało już wymachiwać szabelką przed Valve i nie udostępniło konkurencji swoich największych hitów jak Battlefield 3, czy Mass Effect 3. Nietrudno też zauważyć, że spece z Electronic Arts nieustannie próbują ulepszać swojego klienta i całkiem nieźle im to wychodzi. Mimo wszystko na pokonanie Valve nie mają żadnych szans z prostego powodu – pod Origin podpinają się tylko gry dystrybuowane przez EA i nie ma w tym momencie ani jednego wydawcy, który używałby klienta EA do aktywacji swoich gier. Będąc w takiej sytuacji nie można walczyć z molochem jak steam. Zresztą jestem przekonany, że nawet w EA zdają sobie z tego sprawę i wszystkie te utarczki słowne to tylko robienie sobie PR-u. Jak można brać na poważnie zapewnienia o tworzeniu realnej konkurencji jeśli na Originie… kupić można gry wymagające steama do działania?  Z kolei Ubisoft nigdy chyba nie miał planów podbijania branży i udostępniony w zeszłym roku klient „Uplay” jest zupełnie inną, niższą ligą niż to co prezentują nam Valve, czy choćby Elektronicy. Niemożność podpinania gier przed instalacją (chociaż jest na to trick), czy bardzo uboga funkcjonalność raczej zmienią przyzwyczajeń użytkowników steama. Sam fakt, że ostatnimi czasy na Amazonie zakupić można największy hit Ubi, Far Cry 3 z kluczem podpinającym się pod steam jest potwierdzeniem faktu, że Ubisoft jest także kolejnym „Najmanem dystrybucji elektronicznej gier”.

 

Podsumowanie: czy tego chcesz czy nie, nadeszła era steama!

 

Chociaż używane przeze mnie słowo „rewolucja” jest sporym nadużyciem, bronił będę swojego zdania twierdząc, że ostatnie wydarzenia są przełomowe dla branży. Przede wszystkim, w obliczu faktu, że praktycznie każdy jeden tytuł podpina się pod steam, bądź jemu podobnych, jaki jest sens dystrybucji pudełkowej? W mojej opinii dzisiejsze pudełka z grami to tylko i wyłącznie element kolekcjonerski dla tradycjonalistów. Dystrybucja tradycyjna przegrała, bo przegrać musiała. Kupując przedmiot do swojej kolekcji retail, otrzymujesz równocześnie wersję digital, więc niemożliwym jest posiadanie w dzisiejszych czasach kolekcji pudełkowej większej od tej steamowej. Pamiętam czas jak duże kartonowe boxy zastępowane były aktualnymi boxami. CD-ki odeszły w niepamięć po przyjściu DVD. Teraz czas na same pudełka. Wprawdzie nie znikną one tak długo, jak gry konsolowe również nie przejdą podobnej rewolucji i nie staną się wyłącznie dobrem elektronicznym. Jednak bez wątpienia kolekcjonerów będzie już coraz mniej i popyt na dystrybucję tradycyjną będzie utrzymywał się na minusie. Naturalna chęć graczy do „kolekcjonowania” została przecież tak świetnie przemyślana przez Valve i dla wielu syndrom „+1 do biblioteki na steam” jest głównym parametrem decydującym o zakupie.

Kolejnym aspektem, który przyczynił się do tak szerokiej dominacji Valve jest… ich początkowa konkurencja, czyli inne sklepy elektroniczne. Pamiętam, gdy swego czasu gamersgate oburzało się, że ciężko im konkurować ze steamem, skoro część z ich gier musi być aktywowana u konkurencji. Dzisiaj sytuacja jest zupełnie odwrotna. To właśnie gry steamowe są najbardziej „gorącym” towarem na gamersgate i jemu podobnych, dzięki któremu sklepy te zarabiają najwięcej pieniędzy. Początkowi konkurenci wyszli z założenia, że „jeżeli nie możesz kogoś pokonać, to się do niego przyłącz” (czekamy kiedy zrozumie to też cdp.pl). Wszystkie te niewiarygodne promocje typu Batman Arkham City GOTY za 16zł GMG dokładają swoją małą cegiełkę do potęgi Valve. 

Pomijając już niezdarność konkurencji, jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, która zdecydowała o sukcesie steama. Jest to oczywiście sam klient, który jest po prostu fantastycznym narzędziem! Valve nieustannie dopieszcza swoje dzieło, wychodzi naprzeciw graczom z nowymi inicjatywami i funkcjonalnościami. Tylko w zeszłym roku pojawiły się przecież aplikacja mobilna, Greenlight, tryb Big Picture, programy dla graczy, wielkimi krokami nadchodzi też obsługa Linuxa. Można Valve nie lubić, można narzekać na regulamin, który teoretycznie może pozbawić cię wszystkich gier bez uprzedzenia. Rozumiem też przeciwników DRM-ów, marzących o grach bez zabezpieczeń. Jednak wszyscy muszą zgodnie przyznać jedno – Valve zasłużył sobie, żeby być w miejscu, w którym teraz się znajduje! I właśnie z tego powodu wypada mi zakończyć mój tekst słowami – hail to the king!

Niektóre odnośniki w naszych artykułach to linki afiliacyjne. Klikając na nie, nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz pracę Redakcji.

Komentarze do "Przegapiliśmy rewolucję? Steam z władzą absolutną!"

  1. PC raczej nie ma się co martwić, bo sprzedawców na rynku jest kilku od amazonków, EA po gmg, do naszych rodzimych jak muve, więc jest dość spora luka do egzystencji w tym monopolu steama. Raczej to Sony, MS i wielkie N czekać będzie walka o przetrwanie, bo Valve szykuje się do ofensywy na rynek konsolowy, a wszyscy wiedzą, że Gabe Newell nie ma litości 😉

  2. Wydawcy przekonali się do Steam, ponieważ oprócz mało uciążliwego DRM gry nie da się sprzedać na rynku wtórnym gdyż przypisuje się na stałe do jednego konta.

  3. warto zwrócić uwagę, że np. batman AA wgrywa się ze steam ale:
    -savy są trzymane przez GFWF
    -grę można odpalić bez włączonego klienta steam

    Ale fakt jest faktem – każdy teraz chce mieć kluczyć steam 🙂

  4. Kupuję klucz, mam grę w wersji digital. Kupuję Pudełko mam grę wersji digital i retail. Niesamowite jak steam tak wielu ludziom wmówił że to wada, nauka dodawania nie wszystkim idzie równie dobrze 🙂 A na serio dalej nie jestem przekonany, mam steama bo muszę i tyle. A jakieś „+1” do biblioteczki nie ma nade mną żadnej władzy, liczy się i tak jedynie jakość gry.

  5. Dobry tekst, z którym się całkowicie zgadzam.

    Część pierwsza, czyli jak pokochałem DD.
    Jeszcze parę lat temu wzbraniałem się przed zelektronizowaniem mojej biblioteki, lecz po moim pierwszym Summer Sale zmieniłem zdanie. Ceny po prostu były masakrycznie niższe niż wersje pudełkowe. Tym bardziej, że jakimś specjalnym fanem kolekcjonowania pudełek nigdy nie byłem. Gry kupowałem, instalowałem, po czym pudełka wraz z płytką (crack!) lądowały w miejscu, z którego już zapewne nie wrócą – chyba, że zechce mi się przejść grę jeszcze raz. O ile nie było to kiedyś zbyt kłopotliwe, to po pójściu na studia się to zmieniło. Kilka razy miałem sytuację, w stylu: „Wolny weekend, żadnych imprez, zagrałbym sobie w X”. I tutaj problem, bo tytuł X zbierał kurz u rodziców. A ze Steamem? Po prostu klikam Instaluj i gra się ściągnie w kilka godzin (zazwyczaj po prostu zostawiam na noc).

    Kolejnym plusem jest również to, że nie potrzebny jest działający napęd, który mi padł w laptopie.

    Także teraz wersje pudełkowe kupuję jedynie wtedy, gdy przypinają się pod Steama (wyjątek od reguły – Blizzard).

    Paragraf 2 – o klientach różnych.
    Steam to jedyny klient, którego lubię. Origina próbowałem na początku, i nie dość, że mi się zupełnie nie spodobał, to jeszcze zalazł mi za skórę paroma rzeczami. Podobno teraz jest trochę lepiej. Mimo to zupełnie zrezygnowałem z gier EA. Częściowo z własnego widzimisie („bo tak i już!”) oraz tego, że większość gier od nich to nie moje klimaty i mogę się zupełnie bez nich obyć, lecz głównie dlatego, że po prostu nie chcę dzielić biblioteki między kilka klientów. Jeden, i już.

    Games For Windows Live. Jeżeli chcę kupić grę na Steamie i wyskakuje wymóg konta GFWL to muszę przemyśleć zakup. Miałem kilka niezbyt miłych problemów związanych z usługa Microsoftu, jednak nic tak drastycznego jak w horrorach przeczytanych w internecie. Ogólnie więc rozchodzi się o to, jak bardzo chcę zagrać w dany tytuł.

    Rockstar&Ubisoft. Te klienty jako dodatkowa warstwa ochrony mi nie przeszkadzają, gdyż (odpukać) nie miałem z nimi żadnych problemów. Jednak nie do końca rozumiem, dlaczego podani deweloperzy sobie nie darują ich i po prostu przejdą na Steamworks. Tym bardziej, że w pewnym stopni to zrobili – Ubisoft z paroma Steamworksowymi tytułami, czy Rockstar robiący specjalne wersje dla sklepu Steama ze wsparciem dla osiągnięć/chmury.

    3 – parujące indyki.
    Tutaj, jak autor wspomniał, ogromne znaczenie mają wszelakie bundle. Jednak dużo łatwiej zdecydować się na kupno paczki, czy nawet samej gry wiedząc, że będzie się ją miało w miejscu o którym sie nie zapomni. Bo nie ukrywajmy, *wszyscy* kupujemy gry „na zapas” mając (ogromny) backlog.

    Wersja DRM-free tytułu, który gdzieś mi się ubił o uszy, od dewelopera o którym chyba gdzieś słyszałem i ze strony o której pierwszy raz słyszę? Nie dziękuję.

    To samo, tyle że w wersji klucza na Steama? OK. Jak następnym razem będę się zastanawiać nad kolejną grą którą odpalę to zapewne zobaczę ten tytuł na liście gier. I jest szansa, że akurat na niego się zdecyduję. A przynajmniej tak sobie racjonalizuję wydatki.

    EDIT: Uh, miało wyjść parę słów, wyszło trochę więcej. No cóż, bywa.
    Dodane wolne linijki by zminimalizować WALLOFTEXT syndrom.

  6. A co do cdp.pl to aż tak źle nie jest. Gog.com tez zaczynał z dolnej pólki. Poza tym oni nadal gros sprzedazy mają opartej o pudełka. No i Magic:TG daje im sporego kopa finansowego.

    Uważam także, że to jest tez przyczyna ich spadku w rankingach wydawniczych w Polsce bo gdy oni zajmowali sie zawieraniem umów na wydawanie wszystkiego do okoła to Cenega skupiła sie na grach i filmach i wyszła na tym o niebo lepiej 🙂

  7. Rockstar Social Club nie jest klientem i nie przypisuje gry na stałe do konta – naciągane to.

    1. Nie napisałem nigdzie, że jest klientem i przypisuje się do konta. Pisałem tylko o konieczności aktywacji online 😉

  8. CDP i GoG mają jedną wielką zaletę (pomijając drm-free co akurat dla mnie, kompletnie się nie liczy) – ich wersje działają lepiej na nowszych konfiguracjach, oczywiście chodzi mi o gry, które z działaniem na na nowszych systemach mają problem. Więc jakbym miał wybierać czy kupić takiego Soul Reavera na steamie czy GoGu, wybrałbym GoGa. Ci co mają steamowe wersje Robin Hood’a i np Commandosa pewnie się ze mną zgodzą :).

  9. No i też mają wersje Mac 😉 i wiecej darmowego stuffu 😛 mozna tak wymieniać i wymieniać 🙂

    Jestem Ciekaw co stanie sie teraz z marką Homeworld po upadku THQ i wykupie Relica przez SEGĘ. Może GoG by sie rzucił na to IP ? 🙂

  10. Brawo. Sam sobie odpisałeś na 'Quo Vadis Steam’. Teraz już powinieneś wiedzieć dlaczego przeceny i w ogóle sprzedaż gier na steam nie ma takiego znaczenia dla Valve.

  11. Bardzo dobry artykuł. Zabrakło jednak kilka słów o Desurze – to bardziej istotna platforma nie powiazana z konkretnym producentem Uplay/Origin/RockstarGC i też sprzedająca klucze róźnych producentów, wspierajaca społecznosć moderską itp., choć mniej popularna niż Steam.
    Co do festialu żenady pt. cdp.pl – wystarczy spojrzeć na ich katalog tytułów albo ceny i zabezpieczenia przy co lepszych. NAwet ich własny Wiedźmin1 to 19,99 zł i śmią to reklamować jako „najlepsze ceny w Internecie” podczas gdy nawet w Steam Store dopiero co był za ~8 zł.
    Dalej:
    https://cdp.pl/gry/the-chronicles-of-riddick-assault-on-dark-athena
    Nowy Riddick z bonusem pt „Tages Online” (i AFAIK graniczoną ilością instalacji, podczas gdy na gog od dawna jest DRM Free, w promocjach taniej a nawet w aktualnym CD Action jest za 15,99 razem z 2 innymi pełniakami i ładnie wydanym pismem o grach.