Gra roku? Diablo 3!

Jaką grę określić możemy mianem gry roku? Tytuł najlepiej wykonany, najwyżej oceniany przez branżę, czy może posiadający najwięcej tajemniczego atrybutu powszechnie określanego jako „grywalność”? To gra, w którą grałeś najwięcej, najintensywniej, lub też najwięcej o niej rozmawiałeś ze znajomymi? Żadnym z powyższych kryteriów nie potrafię wyjaśnić mojej miłości do Diablo 3. Jest to najbardziej nieuzasadnione i niezasłużone zafascynowanie dla gry, której do ideału brakuje tyle co Wachowi do pokonania Kliczki. Ale czyż nie taka powinna być miłość?

 

Diablo 3 to typowy przykład, dlaczego szufladkowanie gier poprzez Metascore nie ma najmniejszego sensu. W jaki sposób można ocenić taką grę po kilku spędzonych dniach/tygodniach? Każdy, kto choć trochę pomłócił w nową grę Blizzarda wie, że tak naprawdę zaczyna się ona dopiero na poziomie Inferno, a więc po trzykrotnym ukończeniu wątku fabularnego. Już tutaj zaczynają się więc schody. No bo jak to – zapytacie – czy gra ma jakąś fascynującą linię fabularną z różnymi zwrotami akcji i wyborami moralnymi, żeby warto było ją przechodzić przynajmniej 3 razy? Oczywiście, że nie! Fabuła w Diablo 3 jest naprawdę kiepska, odrażająco sztampowa i nie ucieka daleko od schematu „ubij szczury w piwnicy, przynieś dziadkowi zaginiony pierścień, zdobądź legendarny miecz i leć na największe Zło”. Po ubiciu ostatniego bossa, „Nigdy Mnie Nie Pokonasz” Diablo, fabułę najzwyczajniej się przeklikuje, tudzież przewija escape’em. Więc może chociaż tryb multiplayer usprawiedliwia taki „przydługi samouczek”? Gra poza co-opem dla 4 osób nie posiada żadnych funkcji sieciowych. Mimo tego, przejście jej na trzech podstawowych poziomach trudności (od najtrudniejszego „easy”, „super-easy” i „zginie-tylko-ciamajda”) upływa szybciej niż powietrze z balona medialnego po kolejnej porażce naszych kopaczy.

 

I tu zaczyna się pierwsza zagwozdka. No bo niby dlaczego ktoś chciałby spędzić minimum 50 godzin na trzykrotnym przechodzeniu marnej fabularnie i przyłatwej gry hack’n’slash? Można to tłumaczyć „magią Blizzarda” (jeszcze nie raz użyję tego określenia), lecz ja osobiście wytłumaczyłbym to rewelacyjnie poprowadzonym levelowaniem postaci. Gracz osiąga maksymalny, 60 level dopiero pod sam koniec poziomu hard (czytaj „easy”) i dopiero wtedy ujrzy ostatnie ze swoich dostępnych umiejętności. Celowo użyłem słowo „ujrzy” zamiast „wybierze”, gdyż w grze wszystkie umiejętności i czary są odblokowywane przy kolejnych poziomach i od razu gotowe do użycia. Łamanie staroświeckich schematów to coś, czym Blizzard kupił mnie od początku mojej przygody z Diablo 3. Jaki jest bowiem sens w daniu graczowi wyboru, o którym nie ma on zielonego pojęcia? Jak możesz wybrać „tą ulubioną” opcję jeżeli nie jesteś w stanie sobie jej zobaczyć i przetestować? U Blizzarda nie ma wyboru. Jesteś na poziomie 36? Możesz dowolnie przełączać skille odblokowane między 1 i 36 levelem. Jesteś na 60? Możesz wybrać cokolwiek chcesz.

 

Funkcja ta, ku mojemu zdziwieniu, spotkała się ze sporą dezaprobatą zagorzałych fanów serii. Pojawiły się zarzuty o porzucenie jakichkolwiek elementów RPG i robienie z Diablo gry akcji. Gracze oburzali się także na fakt, że takie potraktowanie levelowania przełoży się na wymuszenie włożenia jak największych środków w kupowanie uzbrojenia. Oba te zarzuty są zasadne. I oba, moim zdaniem, w niczym Diablo 3 nie przeszkadzają, a wręcz dodają atrakcyjności rozgrywce! Podglądanie paska doświadczenia w trakcie „samouczka” to najciekawsze z możliwych zadań, a moment odblokowania nowych umiejętności jest wyjątkowo ekscytujący. Jeśli natomiast chodzi o gear, to cały sens tej gry leży w zdobywaniu coraz lepszego uzbrojenia oraz dopasowywania go do posiadanych umiejętności. Ktoś nawet, całkiem słusznie, nadał tej grze przydomek „Farmville”. W Diablo 3 się nie gra, nie przechodzi, nie odkrywa i nie pokonuje wrogów, w Diablo 3 się „farmi”. I to farmienie daje mi, doświadczonemu graczowi identyczny rodzaj satysfakcji jak poszerzanie gospodarstwa przez facebookowego Farmwilowicza.

 

Wracając więc do tematu, dlaczego taki rodzaj rozgrywki miałby zapewnić Diablo 3 zaszczytne miano „gry roku”? Po prostu to farmienie daje przeogromny i niewytłumaczalny rodzaj satysfakcji  Grając w Diablo zapomniałem o świecie z zewnątrz. Wstawałem rano, żeby sprawdzić co sprzedałem w Domie Aukcyjnym, kładłem się spać za późno po „ostatnim” jeszcze jednym rajdzie na Kartana. Grając Czarodziejem zbierałem coraz to nowy gear po kolejnych nerfach fundowanych przez Blizzarda i wieloma godzina próbowałem dążyć do „nieosiągalnego”, czyli odnalezienia idealnej kombinacji zaklęć i uzbrojenia. W końcu ubiłem i „Pana Najwyższe Zło” po raz czwarty i mogłem… tryumfalnie odłożyć grę na półkę? Gdybym to zrobił zapewne nie czytalibyście tego tekstu, na pewno jednak grze brakuje też porządnego endgame’a. Dlaczego więc taki, wydawało by się, prosty klikacz-zbieracz tak zdecydowanie ogłaszam tytułem roku?

 

W tej grze po prostu jest „to coś”. Jest to nieopisywalne i trudne do wytłumaczenia jak odpowiedź na pytanie „za co mnie kochasz?”. Może to ta słynna „magia Blizzarda”, o której pisałem wcześniej, może własne widzimisię. Po przejściu gry na Inferno zamiast odłożyć wreszcie tego pożeracza czasu na półkę zawołałem „ej chwila!”. Nie trafiłem jeszcze na mojego pierwszego „legendara”, nie pokończyły mi się wszystkie aukcje, no i nie po to kupowałem pierścień z Life on Hit, Crit Chance i 150 inteligencji, żeby powalić tego wrzaskliwego fajtłapę i zapomnieć! Być może nie spędziłem z Diablo 3 tyle czasu co z FIFĄ, nie doznałem tak intensywnych wrażeń jak podczas grania w serię Uncharted. Nie poznałem też odpowiedzi na pytanie „co może zmienić naturę człowieka?” zadawanego w Planescape: Torment. W końcu i Diablo porzuciłem po tym jak stałem się zupełnie nieśmiertelny wykorzystując jedno z wielu niedopatrzeń Blizzarda i w nieskończoność zamrażając wrogów w „Tornadach Śmierci”. Jednak wszystkie pozytywne wspomnienia związane z grą i frajdą z farmienia sprawiają, że cały czas planuję powrócić do tego niedopracowanego potworka (może po planowanym dodaniu aren PvP?). Ta gra jest taka „najmojsza”. Zakupiło ją jakieś 6 milionów osób w pierwszym miesiącu, a gdy ja czerpałem z niej największą frajdę, online pozostało może 1% z nich. Nie kocha się ideałów, prawdziwa miłość akceptuje wady wybranej osoby i traktuje je jako ulubione cechy. Tak samo jak Marilyn Monroe nie byłaby taka wyjątkowa bez swojego słynnego pieprzyka, tak samo Diablo 3 nie dostarczyło by mi tyle wspomnień, gdyby wszystko w nim było idealne.

 

Tuż po odłożeniu Diablo 3 zakupiliśmy sobie z bratem Torchlight 2. Wszystko było super-dopracowane, levelowanie jak za starych dobrych czasów, masa świetnych pomysłów i bajkowa grafika. No ale po co ja mam w to grać? 🙂

 remike

Niektóre odnośniki w naszych artykułach to linki afiliacyjne. Klikając na nie, nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz pracę Redakcji.

Komentarze do "Gra roku? Diablo 3!"

  1. Zdaje się, że od jutra będę miał Diablo 3, więc będę mógł porównać moje wrażenia z Twoimi, mam nadzieję, że się nie zawiodę 🙂

  2. Sorki Globoos-rozczarujesz się. Blizz z kolejnymi patchami niszczy Diablo3. Nerfienie jednych postaci, które tłumaczone jest jakimiś bzdurami; dom aukcyjny zdycha zalany itemami- bo blizz ciągle podwyższał drop rate, aż do absurdalnego poziomu. Jak znajdziesz lub znasz kilku/kilkunastu sensownych ludzi to gra się bardzo przyjemnie, ale ileż można grindować bez celu?

  3. Nie podzielam entuzjazmu remike’a. Przyznaje że na początku Diabolo przysporzył mi sporo frajdy, ale potem to już nic innego jak tylko grind. Jak dla mnie to brak tej grze pewnej głębi- wiem że to niby tylko H&S ale mimo wszystko…
    Zabijanie mięsnego jeża po raz setny? Nie dziękuje 🙂